Dogonić pasek.
Tak więc gonię... Ale czasem się przewracam. Dziś skusiłam się na tartę
orzechową. Duży kawał... Ale dzień się jeszcze nie skończył, więc
postaram się to wytrząść z siebie :)
Ostatnio też ciągle mam ochotę na gotowanie jakichś pyszności. Samo
gotowanie oczywiście nie jest złe, ale przecież trzeba jeszcze zjeść to
co się zrobiło.
Z pozytywnych rzeczy. Zaczynam w końcu czuć się źle po zjedzeniu: za
dużo, za słodko, za tłusto, niezdrowo. I to jest wielki sukces. Mój
organizm w końcu mówi głośno: "Nie jestem śmietnikiem bez dna, opamiętaj
się!". I daje mi to do myślenia :)
I jeszcze kilka słów o mojej wadze. Robiłam ostatnio różne wyliczenia w
kierunku ustalenia prawidłowej dla mnie wagi. Liczyłam, mierzyłam,
kombinowałam z nadgarstkiem i... Wyszło na to, że mam masywną budowę
ciała i przy moim wzroście prawidłowa waga to 63 kg :P Czyli więcej niż
na paseczku. Oczywiście wolałabym być drobniutka, ale na to już wpływu
nie mam. Kości nie odchudzę. Dodatkowo praca ręczna tego nie ułatwia.
Burzowe buziaki!
Zdjęcia z puszczania latawca - mój przyjemny
sposób na ruch :)
Już dawno chciałam się z wami podzielić moim ostatnim odkryciem. Otóż kupiłam sobie latawiec, dzięki któremu z przyjemnością się ruszam.
Ta zabawa angażuje całkiem sporo mięśni. Po pierwszym puszczaniu miałam straszne zakwasy... Następnego dnia bolały mnie plecy, ręce i pośladki. R. miał tak samo. Trochę przesadziliśmy :)
Teraz jest lepiej, a co najważniejsze - ciągle mi się to podoba. Latawiec można zabrać ze sobą w dowolne miejsce. Ostatnio był z nami w Suwałkach. Planujemy też zabrać go kiedyś do Białogóry.
Pomyślałam, że w końcu pokażę Wam jak wyglądam. Voila!
Mój wielki przyjaciel :)
Dziś zapowiada się piękny dzień :)
Napój z mocą na lepszy sen + zdjęcie.
Za mną całkiem przyjemny dzień. Bardzo grzeczny, do tego bez zachcianek - oby więcej takich dni. Na obiad zjadłam pyszny makaron ze szpinakiem i fetą. Szpinak, co prawda z mrożonki, ale jaki dobry! Pierwszy raz trafiłam na taki smaczny. Kupiłam jakiś 1000 listków i muszę przyznać, że wart jest swojej ceny (10 zł )
A na wieczór małe odstępstwo :)
Przepis jest tu
www.zdrowemotywacje.pl Życzę miłego wieczoru :)
Wróciłam :)
Urlop się kończy, już jutro czas do pracy. Oczywiście po tak długiej przerwie nie chce się jeszcze bardziej niż przed...
Jednak przerwa przydała mi się bardzo. Choć brzuch lekko do przodu się wysunął, to myślenie o sobie jakby bardziej pozytywne... Potrafię wymienić kilka swoich zalet i patrząc na swoje zdjęcia coraz częściej mówię: o, tu nieźle wyszłaś :) I już nie chowam się i nie uciekam kiedy R do mnie celuje :) Jakie to przyjemne uczucie!
Przez całe 2 tygodnie chodziłam w moich ukochanych sukienkach i czułam się w nich wspaniale. Jak tylko zrzucę zdjęcia to się pochwalę :)
Co do przestrzegania diety, to tak jak przypuszczałam - na urlopie trudno oprzeć się lokalnym pysznościom. Za to jadłam dużo ryb i owoców morza. Ech gdyby tak u nas były łatwiej dostępne takie pyszności.
Za to było aktywnie. Prawie codziennie chodziliśmy na długie, nawet 6-cio godzinne spacery po górach. Moje pośladki mocno to odczuły :)
Pozdrawiam!
Czy pani nie przesadza...?
Im bliżej wyjazdu, tym mniej motywacji, żeby pilnować menu. A wiadomo jak kończy się brak planu... Do pracy niestety trzeba iść przygotowanym.
W dodatku jak na złość, po 2 tygodniach zastoju w pracy, teraz jakiś wielki odzew. A ja nie mam kiedy przyjąć tych klientów i muszę odmawiać. Nie lubię... :(
Kolejne książki na temat odchudzania wypożyczone z biblioteki i cała masa sprzeczności... Jedz białko rano, to będziesz syta na cały dzień; jedz zboża z rana, żeby mieć energię; ćwicz na czczo; nie ćwicz na czczo; jedz owoc rano, pij kawę, nie pij, tylko czarna albo koniecznie z mlekiem; pij przed, pij po, nie pij wcale, pij 4 litry. Aj! Jak to wszystko ogarnąć?
Pani z biblioteki podbijając moją kartę zapytała: "Czy pani nie przesadza z tym odchudzaniem?" :)
"Nie jest najważniejsze, byś był lepszy od innych. Najważniejsze
jest, byś był lepszy od samego siebie z dnia wczorajszego. "
Mahatma Gandhi
Aktywnie
Ruch może działać cuda. Gdyby tylko lenistwo tak często człowieka nie dopadało, to wszyscy bylibyśmy w wyśmienitej kondycji. Wczorajszy rower dobrze mi zrobił :)
Niestety dziś muszę jechać samochodem...
Sałatka na dziś już gotowa. Tym razem z czerwoną soczewicą i serkiem pleśniowym. Oczywiście podstawa to cała masa warzyw. Dobrze, że R. robi zakupy :)
Jak radzić sobie z ochotą na słodkie...?
Ostatnio codziennie po obiedzie mam wielką ochotę na deser. Jakoś sobie radzę - zazwyczaj zaspakajam się czymś mini, więc to nie problem. Tyle, że samo uczucie nie jest przyjemne. Właściwie to przymus... Uzależnienie? Nie lubię...
Jem pełnoziarniste, głód zaspakajam białkiem, więc właściwie wszystko powinno być ok. Może chrom...?
Znów wpis wcięło, ech.
Znów mi wpis wcięło, a ponieważ sporo w nim marudziłam to może nawet dobrze się stało... Napiszę tylko, że dziś znów przyjechałam do pracy na rowerze, w planie jeszcze rolowanie pupy i może latawiec, jeśli wiatr dopisze. Uda coraz lepsze, chociaż wymarzonych mini szortów raczej w wakacje nie ubiorę. Wszyscy mają jakieś postanowienia, wiec i ja mam swoje - nie przytyć na urlopie... Co roku każdy mój wyjazd kończy się wynikiem na plus, conajmniej +3. W tym roku postaram się do tego nie dopuścić. Menu raczej grzeczne. Kombinuję z sałatkami w pracy, według podpowiedzi dziewczyn. Nawet przekonałam się do surowej cukinii :) Z rana trochę na blogu popisałam, wrzuciłam kilka zdjęć sałatki greckiej i jakoś zatęskniłam za urlopem... Pozdrówki!
Urlop coraz bliżej...
A ciągle jeszcze wiele spraw do załatwienia...
Trudno. Jakoś to będzie :)
Ciepło i jakoś jeść się nie chce, więc postanowiłam zrobić sałatkę do pracy. W końcu jeść trzeba, żeby przemiana materii nie padła.
Wczoraj trochę się poruszałam: 2h na rowerze. Dziś od tego boli co nieco :)
W planach na dziś godzina rolowania pupy. Muszę przyznać, że rolletic to jest genialne urządzenie. Powoli zaczynam lubić swoje uda i tyłeczek :P
Przy okazji szukam inspiracji na sałatki do pracy. Jakieś pomysły?
Mało mnie tu...
ale już jestem. Ostatnio więcej piszę na blogu. Uznałam, że chcę i ja mieć swoje miejsce w sieci. Na razie tylko ja wiem o jego istnieniu, ale pewnie za jakiś czas ujawnię moje dzieło :) Co do diety, to jestem zadowolona. Waga prawie zadowalająca, napady głodu zwalczyłam, uczę się panować nad łakomstwem i więcej się ruszam. Gotuję, kombinuję i... jestem z siebie zadowolona :)
Rozbitek.
Nieregularny tryb pracy i brak czasu ostatnio sprawiły, że nie mam kiedy ugotować sobie obiadu. W dodatku pozwalam sobie na wszystko, zero zahamowań. Czasem się zastanawiam jak to jest możliwe, że mogę tyle zjeść? I po co...? Aż niedobrze mi czasem.
A tak się dobrze czułam jedząc 5 małych posiłków o stałych porach...
Ale jak to zgrać w takim tygodniu jak ten kiedy jestem cały czas poza domem?
- poniedziałek 6.45-21.00
- wtorek 9.30-21.30
- środa 6.45-20.30
- czwartek 9.30-21.00
- piątek 6.45-21.00
a wygląda na to, że w sobotę też na chwilę trzeba by wpaść do pracy. I żeby z tego chociaż pieniądze były.
Wiem, że w te dni kiedy wychodzę po 9 mogłabym coś sobie ugotować, tyle że właśnie skończyłam prasować i chcę sobie chwilę posiedzieć. Mam wrażenie, że jakaś mała depreska się do mnie przyczepiła. Tym bardziej, że nadchodzący tydzień zapowiada się podobnie.
Wczoraj na wieczór głowa potwornie mnie bolała do tego stopnia, że łzy z oczu sobie popłynęły. Zastanawiam się czy to nie kara za moje obżarstwo. Ech. Trzeba się w garść wziąć.
Zmykam! Pozdrawiam.