Płynnie.
Znów / ciągle? chora. Totalny brak apetytu wykorzystuję jako sposób na pozbycie się małego co nieco, którego mam w nadmiarze. Jak tylko się wykuruję, wrócę do mojego 1200 kcal. Chwilowo nie mam pokus. Nawet wędzony halibut na chlebku domowym spożywany z rana przez R., nie wywarł na mnie wrażenie. A podobno był znakomity :)
Gdyby tak było zawsze... to pewnie byłabym chudsza, ale chyba wcale nie byłabym szczęśliwsza. Jednak możliwość cieszenia się bogactwem smaków tego świata to niesamowita przyjemność. Tak więc czekam aż powróci mi "czucie" :)
Pozdrawiam!
Choróbsko.
No i dopadło mnie na dobre. Niestety nici z Zumby i Pilates też odszedł na drugi plan. Ech. Gardło boli, z nosa leci, do tego jelito grube obkurczone, przy okazji kolana szwankują. Raj na ziemi...
Jedno w tym wszystkim dobre - nie chce się jeść. Baaardzo rzadko mi się to zdarza. Często nawet jak jestem chora, to apetyt dopisuje :) Ważyłam się dziś (wyjątkowo wcześniej - zazwyczaj dzień ważenia wypada w sobotę, ale teraz wyjeżdżam) i... 0,5 kg w dół. Nieźle :)
Weekendowy wypad w takim stanie, to chyba nie jest dobry pomysł, ale co tam. Lato się kończy, trzeba korzystać. Będzie grill! Pierwszy w tym roku. I pewnie ostatni. Będzie kiełbasa z musztardą :P Mam na nią ochotę od ponad pół roku. Ciekawe tylko czy wyczuję smak...
Pozdrawiam!
Płynnie.
Od zeszłego tygodnia noszę się z zamiarem zastosowania płynnej diety. Nie jakoś drastycznie. Planowałam przez jeden dzień w tygodniu przyjmować tylko płynne pokarmy: głównie świeże soki z owoców i warzyw, a jak zgłodnieję to kefir lub jogurt naturalny. Nie mówię tu o oczyszczaniu organizmu, więc herbata i kawa pozostają w menu :)
No i tak się złożyło, że wczoraj wieczorem coś zaatakowało mi gardło, więc i tak nie chce mi się go podrażniać "twardym" jedzeniem. Doskonała okazja na zrealizowanie planu.
Jak na razie wypiłam herbatkę, kawę, szklankę wody z łyżeczką miodu (ze względu na działanie antybakteryjne... a przy okazji lubię). Zaraz wybieram się do warzywniaka.
Chciałam się przy okazji pochwalić. Wczoraj byłam na moich pierwszych zajęciach jogi i bardzo mi się podobało. Jeśli tylko czas pozwoli będę chodziła raz w tygodniu. Kupiłam na razie karnet na 4 wejścia.
A dziś, o ile się nie rozłożę tak do końca, idę na Zumbę. Joga była dla zdrowia mojego słabiutkiego kręgosłupa, a Zumba, dla pozbycia się tłuszczyku :)
Powoli wdrażam plan "wzmocnić gorset mięśniowy" i pozbyć się bólu kręgosłupa.
Pozdrawiam!
Dobrze i źle.
Po sobotnim warzeniu jest dobrze - 0,4 kg w dół. Do tego w sobotę nie grzeszyłam (mimo że zawsze sobie na to pozwalam). Za to w niedzielę zjadłam duuuużo frytek.
Dobrze, że dziś poniedziałek :) Oczywiście wraz z początkiem nowego tygodnia jestem grzeczna. W tym tygodniu, o ile praca pozwoli, planuję też zwiększyć aktywność. Pierwsze zajęcia jogi we wtorek, do tego Pilates i Zumba. Obym tylko miała wolne wieczory...
Pozdrawiam!
O trudnych czasach.
Właśnie taki trudny czas mam za sobą. Od dwóch tygodni jem grzecznie i nie ciągnie mnie do złego. Tak sobie to tłumaczę, że czasem trzeba sobie pozwolić na całego, żeby później było łatwiej. Przez moment jadłam wszystko na co miałam ochotę. Waga ciut poszła w górę, ale teraz już jest dobrze, a ja mam znów dużo sił na dalszą drogę. Nawet mój R. mówi, że schudłam :)
Troszkę ćwiczę, ale to bardziej dla mojego kręgosłupka niż utraty wagi. Jeśli tylko czas pozwoli, zapiszę się na jogę. A to już w przyszłym tygodniu :)
Dziś w moim menu nie ma nic wymyślnego:
Śniadanie:
- cieniutka kromeczka chleba domowego,
- jajecznica z 2 jaj i cebuli na kropli oleju
II śniadanie:
- owoc (jeszcze nie wiem jaki)
Obiad:
- 150g piersi z kurczaka pokrojonej w kostkę i usmażonej na kropli oleju (zamarynowana wczoraj)
- dużo warzyw na patelni :)
Podwieczorek:
- sok warzywny z kartonu
Kolacja:
- ... jeszcze nie wiem :)
A w weekend zrobię sobie placuszki, takie jak widziałam u Karoliny :)
Jutro też dzień ważenia...
Pozdrawiam!
Czas się przyznać...
... że znów wzięłam się w garść. Przez ostatnie 2 tygodnie najadłam się po uszy i na co najmniej miesiąc wystarczy mi zapału. Co prawda odzyskałam 2 kg, ale jako że wcześniej straciłam 6, to i tak nie jest źle. Paseczka jednak nie zmieniam. Teraz wygląda lepiej :)
No i jak zwykle jedząc mniej czuję się szczęśliwsza i takie tam.
Dziś na obiad pierś z kurczaka, pokrojona w kosteczkę, zamarynowana wczoraj. Dziś podsmażyłam ją z cebulą i czosnkiem, dodałam łyżeczkę musztardy i trochę wody - powstał pyszny sos. Na parze ugotowałam fasolkę szparagową żółtą i zieloną, następnie wrzuciłam ją do sosu. Jak rano próbowałam to było pyszne. W dodatku nieźle wygląda. Zaraz z resztą zabieram się za moje danie.
Chcę też przy okazji podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami. Otóż zawsze kiedy jestem na diecie odkrywam nowe smaki. Testuję kombinacje składników, których nie jem na co dzień i okazuje się, że wszystko bardzo mi smakuje.
Kiedy natomiast nie jestem na diecie, i właściwie mogłabym jeść wszystko, zazwyczaj ograniczam się do tych samych potraw, brak mi pomysłów, w efekcie często jem to samo.
Jak to się dzieje? :)
Kryzys.
Kolejny... W dodatku trwa od prawie 2 tygodni. Co za wstyd.
A miało być małymi kroczkami i do przodu. Ech... Trzeba nowy zestaw menu wykombinować, bo u mnie bez planu to nic nie wychodzi.
Ale czytam sobie czasem co u Was i cieszę się gdy widzę, że waga spada. Mam nadzieję, że i ja znów ruszę do boju :)
Po sobotnim ważeniu... Oraz o przyrawach słów
kilka.
W sobotę był dzień ważenia i mimo grzeszków i odstępstw waga znów się do mnie uśmiechnęła - 300g :)
Ciągle do przodu, małymi kroczkami, ale w dobrym kierunku.
W weekend nagrodziłam się dość mocno. Jarmark Dominikański nie ułatwiał zadania. Zjadłam kebab i szarlotkę na ciepło z lodami i oczywiście nie żałuję :)
Udało mi się kupić sporo przypraw, które urozmaicą dość monotonne menu na ten tydzień. Wzbogaciłam się m. in. o czubrycę zieloną i czerwoną, mielone pomidory, mieszanki przypraw jak Zioła Małgosi, do kebabu, cygańska i sporo innych, których jeszcze nie zdążyłam wypróbować. W gotowaniu najtrudniejsze było dla mnie zawsze doprawianie potraw, dzięki tym mieszankom życie jest łatwiejsze. Dodam, że mieszanki są wolne od glutaminianu sodu i innych wzmacniaczy smaku.
Czubryca dołączyła do listy moich najulubieńszych dodatków i zajęła miejsce obok czarnuszki i czosnku niedźwiedziego.
Jako, że mamy dziś poniedziałek, to odżywiam się już zgodnie z rozkładem, bez odstępstw.
Dzisiejsze menu:
Śniadanie:
- 2 kromki pieczywa żytniego razowego
- plaster sera
- jajko gotowane
- 2 ogórki gruntowe
II śniadanie:
- kromka chleba ciemnego
- pomidor i ogórek
Obiad:
- klopsiki mielone w sosie pomidorowym
- 30 dag makaronu razowego
- pomidor i ogórek
Podwieczorek:
- jabłko
Kolacja:
- koktajl z 200 ml jogurtu, 20g płatków owsianych oraz 150g owoców
Dzisiejsze kotleciki obiadowe ugotowałam wczoraj pod wpływem przypraw, które zakupiłam.
Muszę przyznać, że wyszły wspaniale.
Mój przepis na klopsiki mielone:
- 30 dag mielonego mięsa drobiowego,
- 1/2 średniej cukinii,
- 3 dojrzałe pomidory,
- cebula,
- jajko,
- bułka tarta, ok 15 dag
Mięso wymieszać z jajkiem, startą cukinią, bułką tartą i przyprawami. Dodałam Przyprawę do kebaba. Jej skład to: CUMIN, KOLENDRA, GORCZYCA, ZIELE ANGIELSKIE, SUMAK, OREGANO, CZOSNEK,
CEBULA, PIEPRZ CAYENNE, PAPRYKA, CHILI, GAŁKA MUSZKATOŁOWA.
Pomidory sparzyć, obrać ze skórki. Cebulę podsmażyć, wrzucić pokrojone pomidory. Doprawić. Ja dodałam czubrycę :)
Podlać wrzątkiem, aby uzyskać sos.
Mięso lepimy w małe kuleczki (wychodzą nieregularne i niekształtne, ale dla mnie to zaleta :)) i wrzucamy do gotującego się sosu, najlepiej na sporą patelnię, aby kuleczki nie zachodziły na siebie. Mięso z powyższych proporcji wychodzi dość rzadkie, jednak nie należy dodawać bułki. Gotować kilkanaście minut (mi wystarczy 10 min).
Z powyższych ilość mam 3 obiadki :)
Małe grzeszki...
Do tej pory pozwalałam sobie na małe grzeszki i moja waga nie miała nic przeciwko temu, ale teraz...
Mam wrażenie, że zaczynam przekraczać pewną granicę. Grzeszki owszem, dalej są małe, tyle że jest ich trochę więcej. I jakoś czasu na ruch jakoś mniej. Pewnie odbije się to na mojej wadze. A dzień ważenia już jutro...Ech!
Co to za grzeszki?Przedwczoraj 3 ptasie mleczka.
Wczoraj 3 ptasie mleczka i Malibu z mlekiem.
Dziś 3 ptasie mleczka i... lody z McDonalda
Do tego ciągle kawa z mlekiem i mleko z kawą. Uh!
Zobaczymy jutro. Jeśli dostanę czerwone światło to na pewno wezmę się w garść. Jeśli nie... To też, bo tak być nie może, że sobie pozwalam coraz więcej. To do niczego dobrego nie prowadzi.
A moje dzisiejsze menu:Śniadanie:- sałatka warzywna: pomidor, ogórek gruntowy, ogórek konserwowy, łyżeczka oliwy
- kromka chleba z ziarnami
- 3 ptasie mleczka (wstydź się...)
Śniadanie II:- kawa z mlekiem
- lody (ty też się wstydź)
Obiad:- makaron żytni razowy 50g
- warzywa z patelni na łyżeczce oleju: marchew, cukinia, papryka
- śliwki ok 200g
Przekąska:- 1 kromka pieczywa z dżemem niskosłodzonym
Kolacja:- 2 kromki chlebka razowego z pomidorem, ogórkiem i kiełkami
W weekend ugotuję coś pysznego, ale dozwolonego. Takiego do zdjęcia... i się z Wami podzielę. Jeszcze co prawda nie wiem co to będzie, ale na pewno coś wykombinuję :P
Pozdrawiam!
Pokusy.
Od samego rana pokusy w pracy. Ciasta, ciasta, ciasta... Ech. A ja tak lubię słodycze :(
Moje dzisiejsze menu:
Śniadanie:
- 2 kromki pieczywa ciemnego,
- serek wiejski 25g,
- łosoś wędzony 50g
- ogórki gruntowe
II śniadanie:
- pół kalarepki,
- marchewka
Obiad:
- naleśniki,
- farsz owocowy,
- 100g jogurtu naturalnego
Przekąska:
- duży pomidor
Kolacja:
- 2 kromki pieczywa z czarnuszką,
- jajko gotowane,
- papryka, rzodkiewka
Naleśniki robię zgodnie z przepisem pani dietetyk:
Ciasto:
- 2 łyżki mąki pszennej 40g,
- 1 łyżka płatków owsianych 15g,
- jajko,
- 50 ml mleka 1,5% + woda do uzupełnienia
- 1 łyżeczka oleju
Wszystko mieszam blenderem, łącznie z olejem. Smażę na patelni
teflonowej pod przykryciem... Wychodzą więc takie trochę papucie, ale mi
smakują :)
Z tej ilości otrzymuję 2 całkiem spore naleśniki.
Do tego farsz wykonany dowolnie. Można zmiksować jogurt z owocami, można
polać naleśnik z owocami jogurtem lub wykombinować własny sposób
podania tak jak lubicie. Ważne, żeby użyć w/w produktów.
Co dziś zrobiłam dla siebie?
- poranna gimnastyka, niestety dość krótka, z uwagi na brak czasu,
i tylko tyle...
A w planach jeszcze:
- balsam na całe ciało,
- masaż fitroll (rolletic) - 1h,
- rowerek stacjonarny 30 min
Jak zmotywować się do ćwiczeń?
Wczoraj po pracy mimo zmęczenia udało mi się poświęcić prawie 1,5h na
rowerek i ćwiczenia. Wykombinowałam sobie na to sposób :) Słucham
ostatnio audiobooka "Mężczyźni którzy nienawidzą kobiet" Steiga Larssona i tak mi przy tym czas leci, że nie myślę o zmęczeniu. Gdyby nie późna godzina to mogłabym tak ćwiczyć i ćwiczyć...
Swoją drogą polecam powyższą lekturę :)
Pozdrawiam!