Kiedy od sprawdzania próbnych matur dostajesz wysypki, idziesz sobie TYLKO NA CHWILĘ do kuchni po herbatę, a tam nagle wszystkie rzeczy mrugają do ciebie i wołają. Czajnik elektryczny krzyczy: "odkamień mnie, odkamień!", a cukiernica łka: "zarosłam śniedzią, lepię się, ach, ach, gdzie blask mój dawny, gdzie?". No, żal słuchać!
Bierzesz szmatkę i zasuwasz - do połysku. A uwolnione od matur myśli szybują do nieba, gdzie siedzi sobie babcia mojego męża, Monika, i opowiada po raz kolejny swoją historię o cukiernicy. O babci już tu kiedyś pisałam ( http://vitalia.pl/index.php/mid/49/fid/341/diety/o... ), może niektórzy z Was pamiętają, jaka była dumna. I temperamentu też jej nie brakowało, o nie!
Kiedy dziadek Oleś - czterdziestoparoletni kawaler zdecydował się na poślubienie Moniki, włożył na jej palec piękny, zaręczynowy pierścień odziedziczony po matce. Babcia nie mogła się nań napatrzeć, tak jej się podobał! Oglądała co chwila swoją rękę, ćwiczyła krągłe, eleganckie gesty, cieszyła się jak dziecko. Nie rozumiała tylko, dlaczego Oleś ma minę z lekka niepewną.
Wszystko się wyjaśniło niebawem. Kiedy wychodzili, aby starszym siostrom dziadka powiedzieć o swoich zaręczynach, Oleś nieśmiało zaproponował:
- Moniu, a może byś tak zdjęła pierścionek na czas wizyty?
- Co? - babcia myślała, że się przesłyszała.
- Bo zrozum, Bercia już myślała, że ona odziedziczy biżuterię po mamie ... Będzie jej przykro ...
- Co!!! Mam chować swój zaręczynowy pierścionek?! O nie! Weź go sobie! - Monika szybko ściągnęła złote kółeczko z ręki, cisnęła je dziadkowi pod nogi.
- Nie chcę od ciebie żadnych pierścionków! Zapamiętaj sobie! - krzyczała, a łzy kapały jej kap, kap, kap, kiedy wybiegała na ulicę.
I znów dziadek pobiegł za nią, i znów jakoś te łzy osuszył. Pewnie miał swoje tajne staroświeckie sposoby. Ale ja myślę, że najmocniej chyba podziałało zdanie:
- Jeżeli nie chcesz żadnego pierścionka, to pójdziemy teraz do jubilera i wybierzesz sobie, o czym tylko zamarzysz.
I babcia wybrała zaręczynową ... cukiernicę.
Wygląda mniej więcej tak jak ta na fotce wziętej z internetu:
Jest teraz własnością babcinej córki, czyli mamy mojego męża. Jakoś mi głupio poprosić teściową o możliwość zrobienia zdjęcia cukiernicy. Nie jesteśmy sobie zbyt bliskie, więc boję się, że mogłoby to być opacznie zrozumiane.
Ale mogę wam pokazać moją własną "rocznicową" cukiernicę, którą dostałam od męża zaraz po tym, jak babcina opowieść zagnieździła mi się gdzieś pod sercem obok innych rodzinnych mitów.
Jest 30 grudnia, rocznica moich zaręczyn. Dzień w sam raz dobry na czyszczenie srebrnych cukiernic.