Ło fuj. Umieram!! Jako ofiara konfliktu interesów żołądek-mózg czuję, że już ledwo zipię.
Cały piękny dietetyczny ponad tydzień poszedł na marne.
Mój lekko podkurczony żołądek zamienił się w wielki rozszerzający się wór, który rozciąga się pewnie już niczym żyły i tętnice, od stóp do głów bo w brzuchu nie ma już na niego miejsca.
Dzień zaczęłam od 3 kiełbasek, bułki białej, wielkiej z szynką i majonezem, kawą i tofelkiem. Potem był obiad, czyli rosół z makaronem, kluski (siedem dużych klusek!!!), sos, kapusta i kurczak. Następnie czekolada, mnóstwo pszennych rogalików. Potem 2 duże bułki na kolację też z jakimś tłustym mięsnym nadzieniem. I koncze to kawą i znów pszennymi rogalikami i dużym kawałkiem jabłecznika.
Może kiedyś policzę te kalorie ale wolę nie wywoływać odruchów wymiotnych. A fuj.
Wszyscy mają mnie dosyć, matka, siostra i przyjaciółka (no wszytkie 3 naraz to się nie mogą mylić). Jestem niechluj, leń, potrafię tylko zacząć i nie skończyć. Wszystko robię byle jak. Spóźniam się, nie dotrzymuję słowa. czuję się jak jakieś... hm... gówno do potęgi n!