- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 5319 |
Komentarzy: | 70 |
Założony: | 12 kwietnia 2011 |
Ostatni wpis: | 16 stycznia 2015 |
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
Zachwytom mojej Mamy i innych członków Rodzinki nie było końca... A ja byłam wniebowzięta Niby robię to dla siebie dla sowjego zdrowia i urody ale pochwały są baaaaardzo miłe. Szczególnie jeśli mówi to moja Mamuska, która mimo 60-tki na karku może pochwalić się figurą nastolatki. Ja nie mieszczę się niestety w jej ciuchy....
Dodatkowo mój Małżonek brał udział w tych dyskusjach mówiąc, jak mocno się staram zrzucić wagę, jak dużo ćwiczę i ograniczam jedzonko.... Było miło...
Niestety wielkanocne jedzonko to +1kg. Nie mam jednak wyrzutów sumienia a od środy ściślę pilnuje tego co jem i dziś dobiłam do wagi sprzed Świąt. W przyszłym tygodniu moze stuknie 5-tka z przodu. Długo oczekiwana piękna piąteczka... Już nie mogę się doczekać. Będzie równo 8kg na minusie.
Pozdrowionka i miłego weekendu dietetycznego oczywiście życzę
Ale miałam dzisiaj sen...
Śniło mi się, że zrobiłam sobie ogromniastą kanapkę z wszsytkimi niezdrowymi i tłustymi rzeczami, które były w lodówce - a wierzcie mi - sporo tego było.... We śnie obiecałam sobie, że zjem tylko jeden mały kęsik.... Pożarłam oczywiście całą...
Byłam na siebie okropnie zła, czułam się fatalnie, wiedziałam że zaprzepaściłam swoje dotychczasowe osiągnięcia....
I na szczęście się obudziłam....
TO TYLKO ZŁY SEN
na jawie natomiast trzymam się całkiem nieźle. Pewnie gdybym się bardziej postarała spadek kilogramów byłby szybszy... ale i tak jest ok.
Zbliżam się powoli do PIERWSZEGO WIELKIEGO SUKCESU - mianowicie 5 z przodu.... Pewnie jutro jeszcze jej nie zobaczę, ale kto wie - może w przyszłym tygodniu....
co za dzień... wymiękam...
Już drugi tydzień siedzę z Małym w domu i tak będzie do końca tygodnia - mam nadzieję, że w końcu się wykuruje. W sobotę przyjął ostatnią dawkę antybiotyku - a dziś w nocy znów bolało go ucho.
Niby jestem z nim w domu a wciąż wiszę na telefonie i siedzę przy komputerze. Nie mogę sobie pozwolić na komfort odłączenia się od świata. A więc w ciągu dnia praca na 3 etaty: kucharka, opiekunka do dziecka i praca zawodowa. A po południu jak Małżonek Szanowny wraca z pracy - ja jadę do swojej - wszystkie spotkania umawiam na godziny wieczorne, żeby mi tematy nie pouciekały. Efekt jest taki, że jak wracam do domu padam na twarz.
Dzisiejszy dzień to już w ogóle porażka. Czego się nie dotknęłam rozłaziło się albo klienci rezygnowali.
Zrobiłam PIT za 2011 - liczyłam na jakiś zwrot z podatku - a tu niedopłata...
Mąż miał wrócić do 19.00 żeby przejąć Małego i co - dzwoni, że nie da rady dojechać. KLietn nie może przełożyć spotkania - więc będę musiała ciągną na nie Małego...
Na dodatek Mój Mały Piłkarz - tak intensywnie dzisiaj trenował granie w piłę w domu, że uszkodził sobie ząbek - zaczęła mu się ruszać jedynka- na szczęście jeszcze mleczak - ale krew się lała i na 18.00 jedziemy do dentysty....
MA-SA-KRA
mam dosyć
WYMIĘKAM
jedyne co to z dietką i wagą ok. wlazłam dziś rano na wagę a tam 61kg
Jestem na półmetku drogi do sukcesu
6,5kg za mną 6,5kg przede mną... Niby półmetek a w sumie dopiero początek nowej drogi... Już kiedyś udało mi się schudnąć 10kg miałam jednak wielki problem z utrzymaniem wagi... w ciagu pół roku jo-jo i waga wyższa niż wyjściowa.
Dzięki Vitali i Waszym pamiętnikom wiem już, że nie da się zastosować diety cud, przez pół roku się pilnować a później wrócić do starych złych nawyków... Wiem, że u mnie to nie przejdzie. Będę musiała już zawsze kontrolować swoje jedzenie, ruch. Mam nadzieję, że ta próba odchudzenia się i zmienienia swojego sposobu życia będzie ostatnią i zakończoną sukcesem...
Jakiś czas temu, na ostatnim babskim spotkaniu usłyszałam, że osiągnięcie wymarzonej wagi nie zmieni mojego życia, nie rozwiąże problemów.... Niby nie... ale...
od momentu, kiedy zobaczyłam, ze moje odchudzanie się daje wymierne rezultaty - np konieczność kupienia nowych ciuchów, komplementy od męża, rodziców i współpracowników - dostałam bardzo silnego kopa energetycznego. Mam silną motywację nie tylko do trzymania diety i ćwiczeń ale do wszystkiego, co robię.
W pracy idzie ostatnio świetnie, kientów dużo, w końcu przełoży się to na wymierne finanse, w domu z Mężusiem jakby lepiej - chyba mnie trochę podziwia i zaczął doceniać moje wysiłki A bywały czasy, że wydawało mi się, że ma mnie za nic - a może to ja tak widziałam siebie w jego oczach...
za dużo gadania co
Fakt jest jeden i oczywisty....
Zbliżanie się do sukcesu i osiągnięcia celu w odchudzaniu - mocno mnie motywuje do dalszej pracy nie tylko nad wagą i sylwetką. Jest doskonałym bodźcem do wszystkiego co robię...
PS. a6w zaliczony 18 dzień. Jutro zaczyna się po 14 powtórzeń - dam radę oczywiście
Wlazłam dzisiaj na wagę - mimo że ważenie dopiero jutro. Nie mogłam się powstrzymać, bo kolejne spodnie zaczęły na mnie wisieć. No i co 61,8kg - to juz 6 kg na minusie....
Bałam się tego tygodnia, bo prawie wcale się nie ruszam - tylko A6W już 17 dzień. Mały mi się pochorował, więc siedzimy sobie w domu od poniedziałku. Z tego powodu przepadły mi dwa dni na fitnesie... a tu proszę - WAGA SPRAWIŁA MI NIESPODZIANKĘ
I w końcu od lat wielu - nawet nie wiem ilu - moje BMI jest PRAWIDŁOWE....