Nigdy więcej!
Jaka ja jestem głupia i naiwna. Zbyt pochopnie zaufałam komuś, kto mnie po prostu oszukał i zawiódł. Już nigdy w życiu nikomu nie zaufam! Chce mi się cały czas ryczeć, nie umiem znaleźć sobie miejsca, mdli mnie jak pomyślę sobie o tej całej sytuacji i o tym co mogłam stracić i co straciłam. Z tego wszystkiego nawet jeść nie mam ochoty, ćwiczyć zresztą też. Dlaczego ja byłam taka głupia? W sumie teraz mądrzejsza nie jestem. Muszę coś zrobić ze sobą bo inaczej oszaleję.
Co do diety jakaś tam jest. Unikam słodkiego, jem najpóźniej 3 godziny przed snem.
Orzeszków nie kupuję. Kupiłam wielgachny słonecznik i z moją Kikunią (królik) siedzimy na łóżku i dziubiemy. Muszę znowu zacząć planować posiłki, bo tak mi było łatwiej, jutro też zamierzam iść na zumbę, może jak się tak porządnie zmęczę i wyskaczę chociaż na chwilę zapomnę.
Szkoda gadać
"Patrze na siebie i siebie mi żal" - dosłownie. Dieta? Co to jest dieta? Ćwiczenia? - Co to są ćwiczenia? Boże, co się ze mną dzieję?? Popadam chyba w jakąś jesienną depresję czy coś na ten wzór. Nic mi się nie chce. Wstaję rano idę do pracy, wracam z pracy idę spać. Jeszcze jem. Dużo i niezdrowo. Orzeszki pochłaniam jak odkurzacz i nie umiem przestać. Nie mogę zaprzepaścić tego co już osiągnęłam, ale brakuje mi też siły na dalszą walkę. Na dodatek wciąż myślę o kimś o kim myśleć nie powinnam. Wszystko jest do dupy. Jedynie moi przyjaciele są niezastąpieni, chyba dzięki nim jeszcze nie zwariowałam.
Szczyt roztargnienia
Dziewczyny, co mi się dzisiaj przydarzyło. Masakra. Dostałam darmowy karnet na fitness do jednego z poznańskich klubów i dzisiaj postanowiłam skorzystać i iść na STEP. Wczoraj mój Pią świadczył mi jednak, że dzisiaj mnie nie zawiezie, bo nie będzie czekał pod klubem na mnie godzinę, a nie opłaca mu się wracać do domu. Rano jednak zmienił zdanie, więc ucieszona szybko się spakowałam i wio do pracy z nadzieją na siódme poty popołudniu. Po pracy pojechaliśmy na drugi koniec miasta, Pią zostawił mnie pod klubem a sam pojechał do M1 po jakieś pierdoły. I teraz zaczyna się najlepsze. W szatni szybko się przebrałam w koszulkę, spodenki, skarpetki przychodzi do zakładania butów i psikus. Wzięłam jeden swój but a drugi Pią!! Najpierw się wkurzyłam, ale po chwili zaczęłam się śmiać. Oba buty czarne, oba lewe tylko jeden w rozmiarze 38 a drugi 43!! Na boso ćwiczyć nie można, więc przebrałam się po raz drugi, założyłam szpilki i wyszłam. Pią jak mu pokazałam jakie buty wzięłam 5 min płakał ze śmiechu, do teraz zresztą, co na mnie spojrzy to się cieszy. Łobuz.
A wszystko to jego wina, bo jakby wczoraj mi powiedział, że mnie zawiezie nie pakowałabym się na szybko.
W czwartek idę na zumbę i już dzisiaj naszykuję obuwie.
Czuwajcie.
Zumba & Salsa
Wczoraj wieczorem zrobiłam 40 min z pierwszą płytą Ewy. Jak skończyłam ćwiczyć nogi mi drżały i nie mogłam ustać w miejscu. Dzisiaj już czuję zakwasy, ciekawe co będzie jutro. Aż się boję.
Poza tym dobiera się do mnie jakieś choróbsko, muszę jakiegoś gripexa łyknąć, bo nie zamierzam się rozłożyć.
Dostałam też voucher na 3 darmowe wejścia na dowolne zajęcia do Fabryki Formy muszę namówić Pią, żebyśmy pojechali zobaczyć co i jak i zapisałabym się na jakieś latino albo step.
Zamierzam też poszukać Zumby w dobrej cenie więc Poznanianki jak macie takie miejsce proszę o info.
A teraz ogłoszenie:
W jednym w poznańskich klubów w poniedziałki jest darmowa nauka salsy - fajna zabawa i spala się mnóstwo kalorii. Jest to salsa dla początkujących więc tańczy się pojedynczo, nie z partnerem. Mój Pią był ze mną ze dwa razy, ale wymiękł. Jakby któraś z Was miała ochotę trochę popląsać niech da znać, ja chętnie pójdę, a samej to tak jakoś mi się nie uśmiecha :)
Dzisiejsze meni:
Śniadanie g, 11.00 bułka pełnoziarnista z serkiem topionym, jajkiem, pomidorem, parówka i kawa z mlekiem.
Co będzie dalej nie wiem, jeszcze się nie zastanawiałam. Mam cukinię więc może z niej coś wyczaruję.
A tymczasem trzymajcie się!
Pozytywne nastawienie :)
Dzisiejszy dzień minął szybko i przyjemnie. W pracy spokojnie, w domu także, sielanka.
Mam straszne zakwasy na tyłku po wczorajszych ćwiczeniach z Ewą. Dzisiaj miałam ćwiczyć z nią z pierwszej płyty, ale wróciłam dosyć późno do domu, szybki obiad, chwila odpoczynku, obiad na jutro do pracy i zamiast ćwiczeń z Ewą zrobiłam 100 brzuszków zwykłych i po 30 skrętnych na każdą stronę. Zawsze coś.
Na jutro do pracy przygotowałam Placuszki ryżowe - inspiracja z bloga Koraliny QchniaWege KLIK
Niestety placuszki smażyłam ok godziny mam zwykłą małą kuchenkę elektryczną i czas smażenia znacznie się wydłuża. Ponoć wyszły .pyszne (Pią wciągnął 5, ja nie próbowałam, bo już za późno) .
Dzisiejsze meni:
7.00 2 skibki chleba oriszowego z camembertem i pomidorem
11.00 kanapka z serkiem topionym i pomidorem
15.00 danone biszkoptowy
19.00 miseczka lecza
Wypiłam też trochę więcej niż wczoraj o jakieś dwie szklanki wody i czerwoną herbatę.
Dzisiaj dużo czasu poświęciłam na pielęgnację ciała, księżyc jest w znaku byka więc ponoć zodiakalnym lwom lepiej kosmetyki się wchłaniają ;) czy jakoś tak było W każdym bądź razie zrobiłam peeling na ciało, peeling na twarz, peeling na stopy, wklepałam wszelkie możliwe kremy i balsamy. Teraz leżę i pachnę.
Łapię oddech!
Właśnie skończyłam 40 min z drugą płytą Ewy Ch., próbuję oddychać, ale jest to prawie niemożliwe. Pot się ze mnie leje, moja twarz przybrała koloru burakowego, ale jestem szczęśliwa. W końcu jakaś aktywność fizyczna. Muszę być silna i ćwiczyć codziennie, dla siebie, dla mojej figury.
Dzisiaj rano dostałam okres nawet nie wiecie jak mnie to ucieszyło, bo się spóźniał. Na dodatek jakieś przeziębienie się mnie doczepiło - kaszlę, smarkam, piskam i mam chrypę. Mam nadzieję, że przejdzie. Samo.
Jedzeniowo myślę że ok. Same zobaczcie:
7.00 dwie skibki chleba orkiszowego z camembertem i pomidorem, kawa z mlekiem
9.00 kawa z mlekiem
11.00 kanapka z serkiem topionym, pomidorem
14.00 jogurt z płatkami fitness
16.30 serek homo 0 %
18.00 zupa krem pieczarkowy z łyżką makaronu (durum)
Zauważyłam, że mało piję, muszę coś z tym zrobić. Może kupię sobie jakieś herbatki owocowe i w pracy będę sączyła, bo tak jakoś woda stoi obok mnie i po nią nie sięgam.
No i koniecznie więcej warzyw i owoców!. Obowiązkowo.
Nie mogę się ogarnąć!
Po urlopie jestem totalnie rozbita. Nie umiem się zorganizować ani w pracy ani w domu. Obiecałam sobie solidny wycisk, a tu klops. Pranie, prasowanie, sprzątanie, praca, praca ...
Na wadze po urlopie 72,8 kg. Więcej. Ale a) jestem przed @ b) jadłam na prawdę dużo.
Z jedzeniem już się ogarniam, muszę wziąć się tylko do ćwiczeń.
Buziaki
U wróżki :)
Po poniedziałkowej wizycie u wróżki czuję się tak jakoś lżej. Co jakiś czas chodzę na tzw. kabałę, żeby zobaczyć co mnie czeka. Sprawdza się zawsze. Najlepsze jest to, że wróżka rozwiała moje wątpliwości co do Ktosia. I dobrze.
W poniedziałek jak wejdę na wagę to autentycznie popadnę w depresję. Dziewczyny kopnijcie mnie w tyłek i każcie się ogarnąć. Urlop u rodziców pod względem jedzeniowym nie był dobrym pomysłem. Codziennie Pią z moją mamą wymyślają jakieś dania - wcale nie dietetyczne - jak nie pizza to kluski, jak nie kluski to pieczone ziemniaki, do tego ciasta, ciasteczka, ciastunia i tym podobne.
Po wczorajszej kolacji (tatar) wyciągnęłam Pią na spacer po mieście. Uwielbiam wieczorne spacery po mieście.
Dzisiaj za to, od godziny 12.00 spędzam cały dzień z moim dwuletnim chrześniakiem.
Koniec maratonu imprezowego!
Od piątku imprezuję. Codziennie. W piątek byłam imprezce z przyjaciółmi - wytańczyłam się i wyśpiewałam za wszystkie czasy. W dyskotece (czy raczej na dyskotece?! - muszę sprawdzić) był Ktoś kogo nie chciałam widzieć, ale mimo to nie zepsuło mi to zabawy. W sobotę bawiłam się na weselu, w niedzielę na poprawinach. Dzisiaj jestem chora - mam katar, kaszel i gorączkę. Luz. Co do diety - staram się jak mogę, nadrabiam ruchem, gdzie mogę jadę rowerem, jak gdzieś idę to staram się szybko maszerować aniżeli spacerować. Boję się co za tydzień w poniedziałek pokaże waga, ale mam nadzieję, że źle nie będzie.Dodatkowo, na weselu jak mnie moja rodzina zobaczyła, to nie mogli wyjść z podziwu. Co więcej mój kuzyn mnie nie poznał!! Ach, miód na me serce. :DDzisiejsze meni:Śniadanie (godzina 11.30) : 2 bułki (chyba oszalałam!) z twarożkiem i pomidorem, kawa z mlekiem.Obiad: pieczone ziemniaczki i gotowana kapustkaPo obiedzie jak będę głodna będę jadła pomidorki (moja mama na na ogródku przepyszne malinowe). A na 17.00 jadę do wróżki!Tu macie mnie w wydaniu weselnym:
Oczyszczanie?
Postanowiłam, że dzisiaj oprócz śniadania (twarożek z pomidorem i ogórkiem, bułka grahamka) nie będę jadła nic więcej. Tzn. będę piła soczki - które sama sobie zrobię z dobrodziejstw ogródka mojej mamy czyli marchewki, jabłka, buraków, pietruszki, będę piła wodę - mnóstwo wody, a jak już nie będę dawała rady to łyknę maślankę lub ewentualnie ugotuję sobie owsiankę. W sobotę idę na wesele i muszę wyglądać bosko. Kupiłam sobie nową sukienkę w której bardzo korzystnie wyglądam. Pomimo, że jest dopasowana bardzo ładnie spłaszcza mi brzuszek. Pią w sobotę na pewno cyknie mi kilka fotek więc wrzucę - same ocenicie.
Wczoraj u Haliny na obiedzie poległam. Zrobiła moje ulubione kluski i groszek z marchewką najadłam się jak bąk. Wieczorem wyciągnęłam Pią na bardzo długi spacer po mieście, żeby mnie aż tak te kluski nie dręczyły. Po spacerku wróciliśmy do domu, Pią dał mi kwiatki z okazji naszego święto i wypiliśmy sobie winko. O kolacji mowy nie było, bo oboje byliśmy pełni.
Dobra dziewczynki trzymajcie się, a ja idę na ogródek wystawić mordkę do słońca. Muszę korzystać póki jest.