Na poczatek dziekuję za trzymanie kciuków i za takie cudowne słowa otuchy.
Było źle, wyłam, wyłam cały dzień i juz miałam naprawdę dość.
No cóz jak patrze na ten swój pokaleczony brzuch to nie jest lekko.
Ale pozbierałam się.... znów jak zwykle i sama zreszta bez niczyjej pomocy, a własciwie jeszcze słysząc zewsząd słowa niby pocieszenia, które dylko mnie dobijały.
Jak juz naprawdę miałam dość i chciało się wyć do księżyca to wymknęłam sie z domu i poszłam pobiegać w ciepłą noc.
Ale trudno, doły to doły. Trzeba się znów podnieść.
Mimo, że bardzo sie nie głodziłam i bardzo dietki nie pilnowałam to waga i tak poszła w dół. Więc trzeba się wziąźć ostro do roboty bo wtedy poleci moze szybcie?
Dziś sie nawet pilnowałam i nie podjadałam a teraz siedzę sobie z maska kawową na brzuchu i się "ujędrniam".
Oj a pachnie kawą i tak przyjemnie grzeje.
Może będę się częściej wymykać z domu na nocne bieganie. I może wreszcie ruszę swoje szanowne 4 litery i zacznę zaliczać basen przed pracą (jak kiedyś).
ZA duzo może, może. Praca, praca i jeszcze raz praca do utrachy tchu i może depresyjka zniknie gdzieś ....
Zreszta tyle rzeczy sobie w zyciu obiecałam i zawsze dotrzymywałam słowa, realizowałam marzenia wię może teraz tez sie uda.
Musi sie udać.