Hej!
Dawno się nie słyszeliśmy!
Ostatni mój wpis to miał być ten wielki powrót, już na stałe. Przede mną w założeniach był wielki sukces, oczywiście idealne ciało i myśli " no teraz to już na pewno się uda". No i jak to ze mną bywa im większe założenie tym większa klapa. Zamiast schudnąć tyłam dalej.. Nieregularny tryb życia, brak czasu na jedzenie sprawiło, że jadłam szybko, niezdrowo, albo wszystko na raz albo wcale. Efekt? Uwagi rodziny w stylu "oj chyba Ci się przytyło!" albo "no tak nie masz czasu teraz biegać to Ci się odłożyło!". Przykro mi było, no bo kogo by to nie zabolało? Sylwester był ostatnim dniem obżarstwa. Zaczęło się od niewinnego postanowienia noworocznego. Jak większość populacji ludzkiej stwierdziłam, że w tym roku schudnę w końcu do wymarzonej wagi. Nie pisałam na V. Po pierwsze nie było czasu, po drugie bałam się, że znowu wszystko spieprzę i postanowiłam, że odezwę się dopiero jak już będą pierwsze sukcesy. Razem z moim ukochanym 1 stycznia zmierzyliśmy się i stworzyliśmy tzw. tabelę grozy :D Te wymiary jakie osiągnęłam naprawdę wtedy mnie uderzyły. Dawno nie byłam tak rozpulchniona :D Trochę się podłamałam, żeby zaraz się zmotywować i ustalić dwie główne zasady:
1) zero czekolady, słodkości itp. (pochwalę się! od 1 stycznia nie jadłam słodyczy!)
2) żadnego podjadania (jem tylko główne posiłki, bez wcinania po drodze :D )
Chciałam Wam przytoczyć wymiary z 1 stycznia, ale niestety w trakcie pisania postu zagubiłam gdzieś tabelę grozy. Znajdę to wstawię (ale wierzcie mi, że nawet koszulki zaczęły być za ciasne, nie mówiąc już o spodniach!) Jedyne co pamiętam z niej dokładnie to to, że straciłam 13 cm łącznie z obwodów przez 1,5 miesiąca :) Może nie szałowo, ale na pewno zdrowo :)
Zmieniłam całkowicie nawyki żywieniowe. Żadnych panierek, tylko pełnoziarniste pieczywo, jak najmniej cukru, dużo wody, więcej warzyw i owoców, z dala od mocno przetworzonych rzeczy.
Teraz będzie czas na ruch! Bo dużo się znów u mnie pozmieniało! Zmieniłam mieszkanie na większe, a przede wszystkim tańsze, zwolniłam się z pracy (żeby poświęcić się nauce i pracy magisterskiej, znalazłam alternatywny sposób zarobków :)). Jestem w trakcie adopcji cudownej suni ze schroniska, więc będę miała towarzyszkę do biegania i spacerów.
Dzisiejsze menu:
śniadanie: dwie kromki pełnoziarnistego pieczywa ze śliwką kawałek białego sera
przekąska: banan
obiad: tortilla domowa z dużą ilością warzyw i piersią kurczaka/foto ;)
kolacja: w planach :)
Trzymajcie proszę kciuki, aby w końcu mi się udało! Mam dość porażek i poddawania się. Powrotów do punktu wyjścia i ciągłego przesuwania punktu powrotnego do wyższej wagi.
I trzymajcie kciuki za egzamin! Jutro poprawiam genetykę populacji. Na pierwszy termin nie dojechałam przez wypadek samochodowy. Na szczęście nic nikomu się poważnego nie stało, ale mój samochód nie nadaje się do jazdy. Co prawda wypadek nie z mojej winy, ale i samochód zniszczony i egzamin przepadł! :(
Trzymajcie się moje kochane! ;* Mam nadzieję, że Wy odnosicie sukcesy cały czas ! :)