Hej ;*
Planowałam sobie, że środa będzie dobrym dniem. Będzie dieta, a może nawet pobiegne sobie na 5 km. We wtorek wieczorem przygotowałam się do środowej prezentacji i poszlam spać. Po 5 rano obudził mnie ból głowy, bardzo mocny połączony z bólem w lewym oku. Czułam się źle, pomyślalam, że jak zjem to mi się poprawi na pewno i pojade na zajęcia. Źle widziałam na to jedno oko, czarna plama. Przytomnie poprosiłam mamę , żeby zawiozła mnie na zajęcia. Czułam , że ja nie mogę prowadzić. Mama zaczęla się szykować, ja poszlam z psem. Moje samopoczucie się pogarszało. Położyłam się na chwilę. Za chwilę wstałam i poszłam do łazienki, odkryłam , że nie mam czucia w lewej ręce! Szok, ale może jakoś ją przygniotłam i dlatego? Powiedziałam rodzicom, chcieli dzwonić na pogotowie, ja początkowo zapieralam się , ale gdy drętwienie przeszło na lewą stronę twarzy i język spanikowałam i prosilam by zadzwonili. Karetka przyjechała podobno szybko, ale dla mnie to były całe wieki! Miałam straszne myśli, szczerze myślalam, że to może udar i bałam się strasznie, o rodziców, o przyjaciół i przede wszystkim o narzeczonego. Nie mogłam iść, zataczałam się i kręciło mi się w głowie - koszmar. Naszczęście Panowie z karetki zabrali mnie sprawnie do szpitala , a tam zajął się mną fantastyczny personel! Z czystym sumieniem tak stwierdzam, byli cudownie mili, nadskakiwali nade mną i naprawdę fachowo się mną zaopiekowali zwłaszcza Pani neurolog. Anioł, nie lekarz. Zrobili mi komplet badań tomografie, ekg, badanie neurologiczne, krew, mocz i po namowach Pani doktor zgodziłam się na punkcję lędźwi. Zrobili mi 2 nakłucia do rdzenia kręgowego, bolało bardzo, ale doktor naprawdę starała się by bylo delikatnie. Potem musiałam leżeć bez ruchu, leżalam tak 10 godzin. Plus był taki , że byłam sama w tej sali i nikt mi nie przeszkadzał i moi rodzice zmieniali się tylko z moim narzeczonym. Było ciężko, bo kręgosłup bolał i bolal , a ja musiałam na nim leżeć. Masakra! W sumie w szpitalu spędziłam 16 godzin.
Z całej tej sytuacji okazalo się, że jestem całkowicie zdrowa, nic mi nie jest . Ulżylo mi, naprawdę . Przez te kilka godzin umierałam ze strachu zastanawiając się nad możliwymi wynikami badan. Niestety przede mną jeszcze wykonanie kilku badań, ale jestem dobrej myśli ;) Ostatnio miałam naprawdę nawal stresu i problemów co mogłobyć przyczyną ataku, napędzilo mi to strachu , ale i dało do myślenia, Muszę odpocząć i się tak nie stresować.
Chwilowo z biegania nici, szczerze to ciężko mi się nawet chodzi. Wyszłam z psem i ledwo za nim szurałam, kregosłup boli i muszę jeszcze leżeć.
No i jest to kolejna sytuacja w której przekonuję się jak wielu cudownych ludzi mam w okół. Moi rodzice - cały dzień byli przy mnie , bardzo się martwili i mnie wspierali, moja przyjaciółka i koleżanki z uczelni bardzo sie o mnie denerwowały i też cały czas do mnie pisały jak sobie radzę i czy już mi lepiej. Mój narzeczony to istny skarb, nie chciałam mu powiedzieć , że jestem w szpitalu, żeby nie wybiegł z pracy, martwiłam się , żeby nie jechał jak wariat na sygnale, ale jak tylko się dowiedzial natychmiast wsiadł w samochód i był przy mnie gotowy do opieki nade mną. Mam ja szczęście w życiu :)
Co do diety to wczoraj był istny post, bo w szpitalu prawie nic nie jadłam.
Od dziś już dobrze jem, ale się nie forsuję ;)
Dbajcie o swoje zdrowie i najbliższych , bo to jest najważniejsze! ;*
Odezwę się niedługo, buziaki :)