Dzień 3
Dzień 4
Dzień 5
Dzień 6
Dzień 7
Z ćwiczeniami jakoś mi niestety nie poszło. Ale mam nadzieję, że będzie nieco lepiej:)
7 dni oznacza, że minął już kolejny tydzień:) Wczoraj, jedna w Was napisała, że weekend to czas kiedy prawie nic nie je - boszzz - u mnie jest zupełnie odwrotnie. Weekend to czas niekontrolowanych porywów żarłacza. Wstaję później więc później jem śniadanie, zajmę się czymś, to przegapię drugie śniadanie, do obiadu jeszcze daleko, a ja głodna... I tak zawsze jakoś popłynę. Starałam się jakoś trzymać. Nie mogę doczekać się środy:) Chciałabym sprawdzić czy ta galaretka to bardzo mi poszła w uszy a sorbecik w bioderka:P
Wymyśliłam sobie karo - motywację. Otóż tak - przytyłam - nie ma się co oszukiwać. W ciągu pół roku wróciło mi 10 kilogramów. Za karę, ale jednocześnie potraktuję to jako motywację - w miesiącu październiku nie pojadę na szmatkowe zakupy:) Bo po co mam kupować o rozmiar większe, albo za małe, jak mogę chwilkę poczekać :)
Czy ja mogę Jego dostać ?:)