Piątkowo dopadła mnie w pracy nostalgia. Środowe ważenie –
totalna porażka – czuję się naprawdę fajnie, ćwiczyłam codziennie, w ubiegłym
tygodniu trzy razy byłam na rowerze, nie 15 minut, nie pół godziny tylko
naprawdę solidnie popedałowałam. I co? I praktycznie nic :( Ubyło mi ledwo 0,4 kg :( Razem w ciągu trzech
tygodni raptem 2,2 kg :(
Mało trochę. Wczoraj dostałam @ więc może to z tego powodu, ale jak stanęłam na
wagę to miałam ochotę ją wypierniczyć przez okno.
Ostatnio doszłam do wniosku, że jestem zazdrosna. Po
rozstaniu wciąż jest mi źle, wciąż o nim myślę, wciąż chciałbym żeby się do
mnie odezwał. W środę minął dokładnie miesiąc odkąd się nie widzieliśmy, a dziś
trzy tygodnie odkąd milczy – ja też milczę. W środę chciałam napisać mu maila.
Jakiegoś krótkiego, zwięzłego, nie łzawego, wysłać np. jego zdjęcie którego nie
zdążyłam mu podesłać – ale po dłuższych przemyśleniach stwierdziłam, że dałoby
mu to dziką satysfakcję. Nie obeszłoby go to zupełnie, nie zrobiłoby na nim
żadnego pozytywnego wrażenia, dałoby po prostu niesamowitą satysfakcję, że ja
wciąż o nim myślę i za nim tęsknię. Dlaczego oszukiwał mnie tyle czasu :( Dlaczego tak naprawdę się
wycofał, dlaczego nie dzwoni, dlaczego nie pisze? Wróciła do niego? Chciał się
tylko zabawić? O co chodziło? Jak można tak bardzo się zmienić w ciągu jednego
weekendu? Chcę to wiedzieć!!!
Zazdroszczę dziewczynom figury.
Zazdroszczę dziewczynom fajnych facetów.
Zazdroszczę dziewczynom tego, że są dla kogoś najważniejsze.
Zazdroszczę mężów, chłopaków i narzeczonych.
Zazdroszczę pieluch, płaczu, kupek i ulanego mleka.
Zazdroszczę ciąży.
Zazdroszczę dzieci.
Zazdroszczę szczęścia.
Zazdroszczę wesołości.
Zazdroszczę powrotów do ukochanych.
Zazdroszczę spokoju.
Dziś jestem zazdrosna o wszystko :( Nie mam nic :( Co z tego, że walczę,
co z tego, że się staram i bardzo chcę jak nie wychodzi :(