71,3
Moja waga kocha basen. To znaczy kocha jak ja chodzę na basen. Od wtroku (czyli od 3 dni) regularnie chodzę na basen, a moja waga regularnie spada. I gdyby nie to poranne wstawanie, to byłaby po prostu idylla.
Nie wagowo
Czytam czasem różne pamiętniki. Te ciekawsze od elektronicznej deski do deski. W tym, między innymi jolijoli. Nie zawsze się z autorką zgadzam co do spojrzenia na świat, ale przecież obowiązku nie ma. Za to podoba mi się jak pisze. No i też jestem informatykiem i jeszcze... jest coś takiego we wpisach, coś, co znajduję czasem między wierszami... coś, co wywołuje ciepłe i bardzo prywatne skojarzenia.... Okazało się, że jolajola nawiedziła dziś mój pamiętnik - to się musiała rozczarować.... Jolu, gdybyś tu jeszcze przypadkiem zaglądnęła: nie spodziewaj się popisów piśmiennictwa, to nie to miejsce, tu będą tylko odchudzające notki dla mnie samej, cobym pamiętała, że nie było łatwo, że miałam chwile zwątpienia, ale mimo to, że się dało.
71,8
No, to to ja rozumiem. Przebiłam się przez poziom wsparcia i ważę poniżej 72kg. To zapewne zasługa wczorajszych rolek. Myślałam, że umrę, ale..... jak widać - żyję. Dziś rolek nie było z braku powietrza.... w oponie. Za to od jutra do piątku rankiem basen. I powinnam zacząć lecieć z wagi, jak nie w tym tygodniu to w następnym.
72,3
Czyli trzeci z rzędu czerwony pasek. Wrrrr. A nie jadłam wczoraj ani obiadu ani kolacji, bo po lunchu byłam peeeeeełna. Zjadłam więc jedynie 2x3 cm kawałek pizzy, pół ciastka piernikowego (1x5 cm) i kostkę czekolady. I co i dooopa, jak to mówi taka jedna. Niby jakieś centymetry spadają, ale MAŁO!!!!! Wykrakałam sobie ten sierpień......
72
Tak bardzo chciałam uniknąć diety cud..... Nawet takiej własnego pomysłu. Ale coś mi się zdaje, że poległam. Po ostatnich, mocno denerwujących, wahaniach wagi zrobiłam rachunek sumienia i doszłam do banalnego dosyć wniosku, że na początku diety więcej piłam. Teraz piję dużo tylko do śniadania, a potem już w normie. Po tych błyskotliwych przemyśleniach zaparłam się w sobie i piłam wczoraj jak smok wawelski..... i dziś 0,5 kg w dół. To oczywiście może być zbieg okoliczności, ale ja poroszę więcej takich, a na jutrzejsze ważenie to poproszę taki na -0.3kg.
72,5
Był lawinowy spadek, jest lawinowy wzrost. I dlaczego? Chyba trzeba wrócić do ćwiczeń i kurczowego trzymania się diety. chociaż jeden gryz bułki pszennej nie może przecież wywoływać takich efektów, prawda? PRAWDA?????
72,3
Waga skacze. No i dlaczego?? Ok, wczoraj byłam głodna i żerna. Nie trzymałam się ściśle diety i to przynosi efekty zapewne. I tylko trochę pociesza mnie, że tydzień temu ważyłam kilogram więcej.
72,4
Tydzień zastoju wagowego potrafi świetego wnerwić. Nie? No ok, ale ja święta nie jestem i zupełnie sobie nie radziłam ze zjawiskiem przecież zupełnie normalnym. Przez bite 6 dni waga wahała się w zakresie 200 gramów i ani myślała spaść. Dopiero wczoraj wieczorem okazało się, że ważę mniej niż wczoraj rano. I wiecie... wcale nie byłam pewna, czy nie przytyje przez sen ;-).
Ale nie - waga spadła jeszcze trochę. Oczywiście za mało żeby dostać zielony pasek, ale liczy się, że w dół a nie w górę. i od razu mi się humor poprawił. I niech mi ktoś wytłumaczy, czy ja od dwóch tygodni chodziłam wściekła przez wagę?????? czy to tylko zbieg okoliczności?
73,2
Stoi a nawet się cofa, a mnie cholera bierze. Ślubny pociesza, że zacznie spadać, a mnie cholera bierze.
Jestem zmęczona tą dietą, a brak efektów przez tydzień tylko pogłębia ten stan. Ćwiczenia tez nie pomagają. Wczoraj z Fondą straciłam trochę płynów a waga w górę.
73 od czterech dni
Waga stoi. Nieważne co robię, ona stoi. A ja dostaje cholery. jak mam wyrobić plan jak ona stoi????? Mało, że wyrobić to jeszcze muszę nadrobić plan zeszłotygodniowy. Chodzę wściekła, nic mi sie nie chce, jestem niewyspana, mam tysiąc problemów a ona stoi.
AUUUUUUUUUUUUUUUUUUU