Ups. Nie wiem ile ważę. Z jednej strony to dobrze, nie wpadam niepotrzebnie w przygnębienie, z drugiej - łatwo się zapomnieć. Ostatnio wracam do moich starych przyzwyczajeń żywieniowych, co powinno mnie martwić, bo nie było to szczytem zdrowia, jednak cieszy, bo chudnę.
Przez chorobę wyleczyłam się z jedzenia po nocach, bo kompletnie nie mam apetytu.
Ostatnio wpadłam w okropne przygnębienie. Oglądałam moje zdjęcia z przed roku. Chudziutka, nie wychodząca ponad 50kg. Co się ze mną stało? Nikt mi nie wmówi, że waga nie ma znaczenia. Pamiętam moje życie przecież sprzed tych głupich 10kg i mam porównanie z tym, co jest teraz. Widzę spojrzenia facetów, tak różne. Boże, rok temu mogłam mieć każdego, na każdej imprezie byłam w centrum męskiego zainteresowania. Teraz przebija mnie większość koleżanek. Smutne, ale prawdziwe.
Przynajmniej mam motywację. Zaczęłam też chodzić na długie spacery. Wychodząc z psem potrafię jak za starych dobrych czasów łazić z nim godzinę. Nie jest tak łatwo jak kiedyś - dźwigam w końcu na nogach 10kg więcej, ale powoli idzie do przodu. Żyję głównie na owocach, kawie i czerwonej herbacie.
I tylko czekam na chwilę, kiedy znowu będę mogła założyć moje czarne rurki a one nie będą mi się wbijać w boki.
Wiem, że mi się uda.
:)
i Wam też, zobaczycie
warto, bo chociaż to czasem tylko kilka kilogramów - potrafi zmienić życie
z szarej myszki może zrobić dusze towarzystwa
najpopularniejszą dziewczynę w szkole
wierzę w Was <3