żyję choć czy egzystencję można nazwać życiem.Przytyłam,ważę blisko 80 kilogramów,nie będę narzekać,biadolić,bo sama się do takiego stanu doprowadziłam.Macie takie chwile,dni,że objadacie się mówiąc sobie w głębi duszy tylko dzisiaj od jutra zacznę mniej jeść,zdrowiej,ograniczę albo nawet wykluczę słodycze,jak tak miałam,mam..od tego magicznego "jutra"zaczynam niby mniej jeść,dużo piję wody i trach,ciach,bach zjadam coś słodkiego coś kalorycznego i co i "doopa"przerywam :dietę" hehe i mówiąc sobie,że nie warto już kontynuować żrę dalej na potęgę wypatrując magicznego kolejnego jutra i tak oto jestem gdzie jestem,tu znowu z nadprogramowymi kilogramami już nie wiem czy chcę,czego chcę..może tak ma być,że będę gruba i coraz starsza..wstydzę się jak jasna cholera a mimo to nie mogę znaleźć w sobie siły,motywacji,jakiegoś bodźca..za trzy tygodnie wyprowadzam się z bloku do domku,chcę skompletować sobie małą domową siłownię,może wtedy nie znajdę wymówek aby ćwiczyć a dzięki temu i lepiej się odżywiać..czas..mówią,że niezależnie od tego co robimy i tak mija i minie..buziaki...