Co miłego...
Co miłego się zdarzyło:
- usłyszałam że do twarzy mi w okularach (szef)
- usłyszałam że chyba byłam u fryzjera a nie byłam (kolega)
- dałam radę oprzeć się żelkom które uwielbiam i noszę w torebce
- poprzestałam na jednym pierożku chociaż smakował na więcej
- wróciłam do aktywnego udziału w grupie po przerwie i mnie nie wyrzuciły...
Wpisy na forum radzą żeby pisać co się zjadło, więc kolejno:
6:00 - owsianka na wodzie z odrobiną mleka i ciut miodu
9:30 - 2 kromki grahama orkiszowego z serem żółtym i kapustą pekińską
13:00 - jabłko, 2 batoniki otrębowe Ducana (tak mnie ssało..)
17:00 - 1 pierożek z serem na słodko, kawałek łososia pieczonego, pół ogórka świeżego
18:00 - pomarańcza
Płyny:
3 kawy zbożowe
3 duże herbaty owocowe
Aktywność - dzisiaj odpoczywam...
Bez szału
Bałam się dzisiejszego ważenia, bo w tygodniu było kilka wpadek. Ale waga nie wzrosła, minimalny spadek nawet, więc humor mi dopisuje. Mam nadzieję że kolejny tydzień będzie wzorowy, no więc będzie!
Dzisiaj miałam zabieg na oko i nie mogę biegać przez parę dni. Z dzisiejszego basenu też nici, ale umówiłam się z koleżanką na kijki wieczorem więc trochę ruchu będzie.
Wiosna wisi w powietrzu i żyć się chce! Cieszę się że się obudziłam w styczniu a nie w marcu z tym nowym stylem odżywiania, bo już lepiej wyglądam i się czuję, a co dopiero do wiosny, będzie tylko lepiej.
Szału nie ma ale powiewa optymizmem. Tego samego życzę wszystkim.
Bilans tygodnia
Hura, od ostatniego tygodnia spadło 2 kg !
Może już niedługo zobaczę 8 z p5rzodu?
Praca nie jest najważniejsza
Dzisiaj zostawiłam trochę rozgrzebane sprawy w pracy.
Żeby wszystko obrobić chyba bym musiała pracować po 12 godzin dziennie. Bez sensu, chociaż mam malutkie wyrzuty sumienia.
Wyszłam i tak pół godziny później niż zaplanowałam, ale na tyle wcześnie żeby zdążyć zrobić obiad i szybko zebrać się z synem na basen. Młody na szkółkę, ja na torze obok sobie pluskałam.
W sumie 45 minut, przepłynęłam ok. 40 basenów = 1 km.
Już po basenie nic nie jem, tylko herbatka miętowa jedna i druga.
Kolejny dzień którego się nie muszę wstydzić - zaliczony :)
Biegnę do celu
W sobotę jakoś się udało, radość na mecie była wielka.
Dzisiaj też biegałam, co prawda tylko 7 km ale w tej chwili to mój koronny dystans.
Trzymam dietę, piję herbatę, ćwiczę.
Oby tak dalej!
Jak dobrze że już weekend
Pierwsze pozytywne efekty:
Utrzymałam swoją dietę przez cały tydzień, jestem z tego dumna.
Sportowo też nieźle, więc jakiś spadek jest.
Minęły 3 tygodnie odkąd zapisałam się na jutrzejszy bieg, to był dobry pomysł, który dał mi motywację do odchudzania.
Czuję różnicę kiedy biegnę, mimo że to tylko 3 kg mniej, to biega się łatwiej.
I jeszcze coś - zamówiliśmy sobie śliczne granatowe bluzy do biegania. Początkowo wzięłam rozmiar L (damsko-męski więc wypadał dość duży) ale dzisiaj zamieniłam się na M, bo leży o wiele lepiej!
To są moje pierwsze pozytywne efekty. Mam nadzieję na więcej !
Weekend zimowy daje mi siły
W sobotę byliśmy na nartach, to znaczy moi panowie jeździli a ja szwendałam się w górę i w dół przez 3 godziny. Pogoda była przepiękna - śnieg i słońce! Robiłam zdjęcia i podziwiałam narciarzy i snowboardzistów. Niestety moje kolano, po przejściach, nie nadaje się do tego sportu. Ale jak będę lżejsza to spróbuję w przyszłym roku. Nic straconego.
Dieta utrzymana, wieczorem trzęsło mnie zimno po wysiłku i bez kolacji ale byłam z siebie zadowolona.
W niedzielę z rana przebieżka z koleżanką 5,5 km - robimy formę przed następną sobotą. Pierwsza trasa była totalnie zaśnieżona - ścieżka pełna dziur i śladów piechurów przedzierających się przez zaspy. Pojechałyśmy na inną ścieżkę - była super odśnieżona i świetnie się biegało. Pogoda bezwietrzna i dużo tlenu w powietrzu.
Potem proszony obiadek w domu - zjadłam to i owo, ale bez przesady. Na deser 1 kostka gorzkiej czekolady i 5 orzeszków. Dawniej zjadłabym całą tabliczkę i masę innych rzeczy...
Po obiadku fajny spacer z Tatą - szybkim marszem ok. 1 godziny.
Podsumowanie - sportowo ok, dieta tak sobie, raczej nie przytyłam ale nie było restrykcyjnie. Samopoczucie fantastyczne, mam naładowane akumulatory na kolejny tydzień!
Zimowy piątek
Ostatni dzień ferii - zima jak się patrzy.
Byłam dzisiaj z synem na spacerze - morze zamarznięte na dobre 100 metrów w głąb, ale nie wchodziliśmy na lód. Falochron też cały oblodzony - jakby go ktoś polukrował - tak się świecił. W porcie woda aż gęsta od lodowej kaszy, nie chciałabym w niej się kąpać...
W dodatku tony piasku z plaży wywiało do parku - pługi spychają go z powrotem, najpierw myślałam że odśnieżają plażę :)
Zimno okropnie i wiatr przenikliwy - po godzinnym spacerze byliśmy zlodowaciali. Spotkaliśmy tylko jednego biegacza - ale miał samozaparcie, że nie odpuścił w taką pogodę! Ja na razie bieganie przeniosłam do klubu, na bieżnię - bezpieczniej dla zdrowia i przyjemniej, zawsze czeka nagroda - odpoczynek w saunie. To najmilsza chwila treningu...
Pierwszy tydzień - pierwszy mały kroczek do przodu
:-)
Co mi pomogło:
- odstawienie słodyczy
- niejedzenie kolacji
Minął pierwszy tydzień. Na razie dietę ustalam sama, z tego co jedzą wszyscy. Nie jest tak źle, zapowiedziałam dzieciom żeby mnie nie częstowali słodyczami, jem mniejsze porcje i dużo się ruszam. Pieczywo tylko na śniadanie i to ciemne. Zaglądałam do menu przygotowanego przez dietetyczkę i pomalutku zacznę z niego korzystać.
Najważniejsze że nie czekam kiedy dieta się skończy ale chcę zmienić swój sposób odżywiania. Nie zajadać stresów. To co, może zacznę je zapijać? Herbatą - do wyboru zielona i miętowa. Tak trzymać!
średnio na jeża
tak za bardzo to mi się nie udaje z dietą....
Ale walczę codziennie i każdy dzień bez słodyczy uważam za udany !
Spadku nie ma ale wreszcie nie czuję również wzrostu wagi. Może się stabilizuje, a kiedy zacznę się ruszać i utrzymam dietę to waga znowu pójdzie w dół? W każdym razie za mną już prawie 5 tygodni w unieruchomieniu, za 1,5 tygodnia zdejmę ortezę i powolutku zacznę obciążać nogę. Myślę że za miesiąc będę już mogła trochę chodzić, oczywiście o kulach ale i to dobre....