... nom:) a ja właśnie taki mam:) ciekawe jak to z realizacją będzie. W każdym razie staram się zaopatrzyć w różne rzeczy, które pomogą mi ten upragniony cel osiągnąć:) Wpadłam na znakomity pomysł:) Skoro jestem leniuchem nad leniuchy- ponad połowę życia przesiedziałam bez ruchu, muszę mieć coś, co pomoże mi się rozruszać. A że mam tendencje do odkładania różnych rzeczy na potem, chciałabym, żebym nie miała możliwości narzekania, że nie poćwiczę bo "za zimno, ciepło, pada, grzmi, wieje, sypie czy co tam jeszcze można wymyślić i odkładania tych ćwiczeń. Muszę pamiętać o tym, czego ze względu na mój stan zdrowia robić mi nie wolno czyli- nie robić zbyt wielu "szarpiących" cwiczeń, nie skakać i nie biegać. Pomyślałam, że mogłabym kupić sobie chociaż raz w życiu jakiś przyrząd do ćwiczeń (jak ktoś będzie narzekał "a na co ci to, a za co to kupiłaś, a po co, i tak nie będziesz używać- taaaaa bo moi to zawsze wszystko o mnie wiedzą, często nawet nawet jak ja jeszcze o tym nie wiem- są jak wyrocznia Delficka:P - to powiem, że mogą to potraktować jako prezent, który sobie zrobiłam na przyszłe święta, drugie święta,, urodziny, imieniny itd, "pick whatever you like..":P )
Zdecydowałam się na orbitrek:) fakt, wszystko obciąża stawy i mięśnie- ale na orbitreku jest o tyle dobrze, że jest to ruch płynny- nic nie szarpie, nie ma "wertepów" i prościej jest utrzymać prawidłową postawę ciała, w porównaniu do np: roweru, na którym jeździć zbytnio nie mogę za długo (a lubię), ze względu na wspomniane wcześniej problemy zdrowotne.
Kolejną rzeczą, która bardzo mi się podoba jest to, że ćwiczenia na orbitreku pomogą mi podnieść wydolność organizmu, która zwykle u mnie jest zerowa. Nie mogę wejść na piętro po schodach by się nie zasapać. (a już z psem na rękach?- masakra!... psa muszę nosić, ponieważ ona też ma problemy z kręgosłupem, szczęście, że to pekińczyk:)
W sumie, to żeśmy się dobrali- ja mam problemy z "kośćmi" i moje 2 psy też- zbieg okoliczności, ale dzięki temu- doskonale rozumiem jak one się czują. Moja mała pekinka jest cudem- na prawdę... jakieś 2 lata temu miała sterylizację, podczas której nie żyła przez 45minut. wyratowano ją cudem. Okazało się, że ma bardzo chore serce i już nigdy nie może mieć żadnej operacji z użyciem środków farmakologicznych. (prócz tego ma krzywicę i przepuklinę...) później w wigilię 2012 w nocy umierała mi na rękach.. (ja tak myślałam) tak na prawdę to ona mdlała z bólu- była cała "bolesna"- napięta, trzęsła się i nie dawała się dotknąć... nie wiadomo co to było. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, ale tak poważna jak wtedy w wigilę to zdarzyła się w święta wielkanocne 2013. wiecie co jest w tym najdziwniejsze, że jak ona się tak "zepnie" to traci władzę w tylnych łapkach. To było straszne widzieć ją taką. Wyobraźcie sobie, że nie mogła nimi prawie ruszać aż 3 tygodnie! nie mogła na nich prawie stanąć... Doszliśmy do wniosku, ze to wypadający dysk lub jakaś inna zmiana w kręgosłupie, ponieważ to sztywnienie następuje np: kiedy Tolcia sama jakoś krzywo (czasem się zdarza) zeskoczy z łóżka- mimo, że ją uczę, ze nie można! albo jak powariuje na trawce za długo lub zbyt intensywnie.. Póki co- nauczyłam ją, że jak schodzę o mieszkania rodziców, to Tolci nie można iść za mną. Idzie więc na schody, siada na progu i czeka aż wrócę:) jestem z niej dumna:) (wcześniej mówię jej "siad, zaczekaj, zaraz wracam"-i ona już wie o co kaman:) )
Co do Toli, to jeszcze pamiętam, jak przez ten cały czas, kiedy nie mogła chodzić- codziennie kilka razy dziennie masowałam jej nóżki, by pobudzić mięśnie. Bałam się, że jeśli ona tych mięśni nie może napiąć- żeby jej nie zanikły, nie osłabiły się itd... teraz czasem zdarza się jej stracić równowagę. Pamiętam też jak kiedyś nagle, bez ostrzeżenia dostawała ataków duszności- na szczęście dawno ich nie było. Widzicie- ta moja psinka to delikatny maluch.
Mój drugi psiak- to już senior. I też- dysplazja, zwyrodnienia stawów- ale to (w porównaniu do toli- pekińczyka) prawie olbrzym:) Jest to dość wysoki owczarek collie.
Jakoś ostatnio strasznie się pochorował... nic nie jadł przez 3 tygodnie... wszyscy myśleli, ze to koniec. W lutym tego roku odeszła babcia (wszyscy to strasznie przeżyli... do dziś do mnie to nie dotarło), a niedługo potem zachorował Rudek... na szczęście pan doktor zdołał go odratować. W sumie- pan doktor i puszki karmy Butchers:) (sprzedają je tylko w 1 sklepie w moim mieście!) nadal jest chudy- schudł 1/3 masy ciała.... nie miał siły już wstawać normalnie...
To, że moje zwierzaki wyzdrowiały to najprawdziwszy cud. Tola- która była już w połowie tęczowego mostu i wróciła i Rudek, senior z wielką wolą życia, którego o mały włos nie zagłodziła jakaś wredna infekcja.
Może to nie na temat... ale tak dziś myślę o tych moich kochanych fąflach :P :)
miłej nocy kochane:)