Przestań się mazgaić i szukać wymówek ofermo!!!
Jak nikt mną nie potrafi porządnie potrząsnąć, to muszę sama. Do k**wy nędzy! Czy ja nie potrafię nic do końca doprowadzić? Tak blisko celu, a ja zawalam sprawę?
Wpierd***m wszystko, co się nawinie, "bo się zmarnuje".
Jakoś do tej pory się nie marnowało.
Ale skoro zawaliłam już te kilka dni...
... to czas najwyższy się opanować!
Ale nie potrafię przestać myśleć o jedzeniu...
... to weź się do roboty, za sprzątanie się weź, albo odpocznij, zamiast szukać żarcia po kątach!
W ogóle co to za podejście, ja się pytam? Bo przecież albo chcę schudnąć, albo się do tego zmuszam! To dla kogo ja to robię, dla kogoś, że muszę się zmuszać, czy dla siebie. No to jak się chce dobrze wyglądać, to trzeba się troszkę poświęcić, a nie okłamywać samą siebie. Durna BABA!!!
Poddawanie się jest żałosne.
Dziś bez żadnych haseł podniosłych typu "hej ho! do pracy! damy radę!" itp, bo wcale nie mam ochoty na takie pierdoły. Nie działa to na mnie. Na mnie zadziałałoby, jeśli ktoś by mi powiedział, "wszystko ładnie pięknie, ale ten tłuszcz z ud mogłabyś zrzucić. I te pośladki... Popatrz, jak się trzęsą..." Przecież to widzę. Wszyscy widzą, a nikt się nie odezwie. Gdyby ktoś mi tak powiedział, to bym dopiero kopa dostała... Ech tam.
Dupa
Dupa
Dupa
Nie potrafię się nie odchudzać.
Albo nie potrafię nie myśleć o odchudzaniu. Albo nie potrafię żyć bez Was
Kiedy zdecydowałam, że zawieszam dietę, zaczął się tak naprawdę koszmar.
Przez ostatnie dni jadłam wszystko! Wszystko, za czym tęskniłam, na co miałam ochotę. Jadłam do momentu, aż zrobiło mi się niedobrze. Wtedy odczekałam jakiś czas i znowu. I białe pieczywo z masłem było, paczka wafelków w czekoladzie, wczoraj wieczorem czekolada na gorąco, a przed czekoladą bagietka czosnkowa, po czekoladzie jeszcze 4 BANANY, bo ciągle miałam ochotę na słodkie, a już chyba wszystko wszamałam.
Mogłabym dłuuuugo wypisywać to, co zjadłam, ale po co? Kiedy jadłam, czułam, jak tyję, nawet nie próbowałam przeliczyć, ile kalorii wszamałam przez te dni, ale ZA DUŻO!!! Nieważne.
Do jakich wniosków dochodzę: nie potrafię już tak bezkarnie się najeść rarytasków. Zawsze są wyrzuty sumienia. To już nie jest tak, że od czasu do czasu przechodzę na dietę, żeby zrzucić parę kilo, by czuć się dobrze. Po prostu odchudzanie jest już moim stylem życia. Nie czuję się dobrze z tym, że się nażarłam. O wiele lepiej czuję się teraz z myślą, że wracam do diety. Po drugie, odpuścić będąc tak blisko celu? Nieeee
Wczoraj byłam u szwagierki i powiedziałam jej, że zawiesiłam dietę na jakiś czas, a ona do mnie, że przecież jej zdaniem mi dieta nie jest w ogóle potrzebna. Wiecie o co chodzi- teraz ona sobie myśli, że jak ja się nie odchudzam, to jej tak łatwo pójdzie "prześcignięcie" mnie w tym "konkursie na szczupłą i zgrabną sylwetkę". Hehe, oj nie nie, tak łatwo jej ze mną nie pójdzie;P Niech ona sobie teraz myśli, że odpuściłam, a ja cichaczem będę sobie się odchudzać aż dotrę do celu;D Echhhh, ta rywalizacja...;P
No, to dzisiejszy dzień zamiast białym chlebkiem z masełkiem rozpoczęłam owsianką;)
Wieczorem Zumba.
Pewnie później zajrzę;)))
...Ja wysiadam...
TO TAK KU PRZESTRODZE.
Miałam napisać dokładnie, co zjadłam wczoraj i dziś, ale nie napiszę, bo nie pamiętam. Wiem tylko, że zaczęło się wczoraj po obiedzie, bo znowu miałam ochotę na wafla ryżowego. Po waflu już poszło. Napiszę Wam tylko, że posprzątałam w szafce ze słodyczami, w lodówce, wszystkie owoce, jakie miałam, też "posprzątałam". Wiecie co, mam naprawdę chwilę załamania znowu. Do tego wszystkiego pokłóciłam się z mężem i nazwałam go ofermą, że nie potrafi się zająć dzieckiem itd...
Nie wiem, czy nie wzięłam na siebie za dużo.
Kolejne podejście do niepalenia (właśnie mija tydzień).
Nie piję alkoholu.
Dieta.
Ponad to, za tydzień wracam do pracy, bo kończy mi się macierzyński i przez to jestem zestresowana (nie chodzi o pracę, chodzi o rozstanie z dzieckiem).
A oto i mój Aniołek:
[zdjęcie usunęłam]
Właśnie przyszła mi do głowy myśl, czy nie odpuścić sobie trochę. Odkąd urodziłam, wszystko u mnie kręci się wokół odchudzania i chyba troszkę jestem tym zmęczona. Rozważam przerwę w odchudzaniu zatem. Może po prostu zacznę jeść normalnie, tylko będę chodzić na Zumbę, skoro sprawia mi przyjemność. Nie wiem już sama. Na dzień dzisiejszy jestem zrezygnowana...
[zdjęcie usunęłam]
Pozdrawiamy Was serdecznie;) Do następnego;))
Yyyyy, dziękuję...
Przede wszystkim chciałabym podziękować Wam za Wasze rady. Jesteście nieocenione. Podniosłyście mnie też na duchu, że nie tylko ja mam problem z libido, że tak się zdarza po prostu. Szkoda, że nie mogę Waszych komentarzy pokazać mężowi (wie, że tu piszę, ale nie ma pojęcia co i niech tak pozostanie, bo by się zdziwił;P). Oto, co zamierzam zrobić: najpierw porozmawiam szczerze z mężem. Powiem mu, że czuję, że jest ze mną coś nie tak, że kocham go cały czas tak jak dawniej, ale gdzieś zniknęła ochota na seks i nie chodzi o niego, bo nie mam ochoty na zbliżenia z nikim. O tym, że mnie boli nie muszę mu mówić, bo on to wie, dlatego zawsze jest bardzo delikatny. Muszę go tylko poprosić o cierpliwość i wyrozumiałość. Drugą rzeczą, jaką zrobię, będzie ciągle staranie się zmienić swoje nastawienie, choć nie wiem, czy są szanse jakiekolwiek... Następnie udam się do lekarza (wiem, powinnam to zrobić szybciej, ale swojego lekarza mam w Polsce, a mieszkam w Irlandii i trudno mi latać co chwilę...). Niech tam zajrzy i popatrzy... No i wtedy zobaczymy, co dalej.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za odzew. Nawet nie wiecie, jak mi lżej, kiedy to z siebie wyrzuciłam.
Przechodzę do diety.
Zjedzone:
Ś: 1 parówka Berlinka, 2 kanapki na wasie z wędliną, twarożkiem, pomidorem i ogórkiem, banan
O: kawałek pieczeni z mięsa mielonego+ćwikła z chrzanem, mandarynka
P: Activia i marchewka
K: 2 kanapki na wasie z wędliną, twarożkiem, pomidorem i ogórkiem (uwielbiam ten zestaw;D)[Między obiadem a przekąską tak bardzo chodziło za mną coś słodkiego, że planowałam zjeść wafla ryżowego z czekoladą, ale po chwili stwierdziłam, "no dobra, dwa wafle" i ostatecznie doszłam do wniosku, że nie zjem wcale, bo jak spróbuję, to nie skończę;P]Wypiłam:
- 1 kawę parzoną i 1 rozpuszczalną z mlekiem
- 2 herbaty czerwone
- 2 herbaty zielone
- nie wiem ile wody, bo piję na szklanki i zawsze liczę, ale dziś się pogubiłam (ale będzie około 1,5litra, bo...)
Wysiłek:
...bo była Zumba;))) Godzinka kręcenia i potrząsania dupką, podskoków, machania itd itp;)))))))) Jestem zmęczona, ale zadowolona. Jedyne, co mi dziś przeszkadzało na zajęciach, to zbyt duży tłok i nie mogłam dać z siebie 100%. Więc dzisiejsze zajęcia oceniam na... hmmmm 90%, bo mimo wszystko spociłam się Ale tak mi dzisiaj jakoś szybko zleciało;D Buziaki dla Was kochane. Lecę poczytać jeszcze Wasze pamiętniki;)))))))PS. Nie biorę tabletek antykoncepcyjnych, więc mój brak libido nie ma z tym nic wspólnego...
Dieta i... wstydliwy problem....
Zjadłam:
Ś- owsianka+kanapka z piersią z kurczaka
O- To, co wczoraj i przedwczoraj, czyli makaron razowy z warzywami i sosem pomidorowym zapiekane w piekarniku (zasmakowało mi to nawet, bo codziennie dodaję innych przypraw i smakuje inaczej;D)
P- Activia+marchewka
K- kanapka z wędlinką, twarożkiem, pomidorem, ogórkiem i cebulką+2 malutkie jabłuszka
Wypiłam:
- kawę parzoną i rozpuszczalną
- 2 herbaty zielone
- 2 herbaty czerwone
- 1,25-1,5 litra wody
W miarę dietetycznie.
No i mój problem. Chcę wykorzystać to, że jestem tutaj w miarę anonimowa i chciałabym się Was poradzić. No bo chodzi o moje libido...
Swego czasu byłam wiecznie napalona. Po ślubie jakoś mi to wszystko spowszedniało, ale jakoś sobie z mężem radziliśmy, urozmaicenia itd... Ale teraz jest tragedia! Nie mam wcale, ale to wcale ochoty na seks! Momentami mi się wydaje, że mogłabym już żyć bez tego. Jest to dosyć kłopotliwe, bo mąż za to ma bardzo duże potrzeby. I nie chodzi o to, że maż mi się znudził. Mój mąż jest bardzo przystojny (to się pochwaliłam;P) i ma... że tak powiem, imponujący "sprzęt", więc na to nie mogę narzekać. Bardzo się też stara, bo próbuje mnie zaskakiwać, kombinuje itd, ale szczerze mówiąc, im bardziej on się stara, tym bardziej mnie to drażni;( Bardzo mi z tym źle, bo jednak kontakty fizyczne są bardzo ważne w małżeństwie, prawda? No i sama chciałabym czuć takie uniesienia, jak kiedyś. Tęsknię za tym. Właśnie oglądając dziś "Rozmowy w toku" zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo mi tego brakuje. Może i mój mąż jest raczej ostatnią osobą, którą bym podejrzewała o zdradę, ale jednak jest tylko człowiekiem, ma swoje potrzeby i granice cierpliwości...
Tak więc myślę sobie dalej o przyczynie mojej niechęci do seksu. Nie jest też tak, że ja się czuję jakaś brzydka, nieatrakcyjna i obleśna, żeby to mogłoby być przyczyną. Więc o co chodzi? No dobra, przyznam, że od porodu odczuwam ból. Nieważne jaka pozycja, pierwsze chwile zbliżenia są bardzo bolesne;( Przed porodem tak nie było, więc zaczęłam się zastanawiać, czy czasem lekarz nie zszył mnie za mocno. No to stosujemy lubrykaty, ale to i tak mi nie pomaga, bo jeżeli już dochodzi do czegokolwiek, to tylko dlatego, że mnie mąż uprosił i żeby mu "ulżyć"...
Zaczęłam się zastanawiać, czy kwalifikuję się do wizyty u seksuologa. Szczerze mówiąc, to tak mi doskwiera wieczne wymyślanie powodów, dlaczego dzisiaj znowu nie i w ogóle wieczne odmawianie i zmuszanie się od czasu do czasu, że jestem skłonna wiele zrobić, by to zmienić. Nie wstydziłabym się pójść do seksuologa, bo to przecież lekarz, jak inni, prawda? A nic na mnie nie działa- żadne afrodyzjaki, żadne feromony, filmy ze scenami erotycznymi działają na mnie jak płachta na byka, no, czasem po alkoholu się zapomnę, zapomnę o bólu i dam się ponieść. Ale chciałabym też od czasu do czasu kochać się na trzeźwo...
Nie wiem, co mam zrobić. Przede wszystkim, to chyba najpierw pogadać o tym szczerze z mężem, bo moje unikanie zbliżenia coraz częściej prowadzi do sporów. Słyszałam o tabletkach na pobudzenie libido, ale czy nie ma innego rozwiązania? I czy te tabletki trzeba brać non stop, czy chęć powraca i sytuacja się stabilizuje? Wiecie coś na ten temat?
Przepraszam, że w pamiętniku o diecie wypisuję takie rzeczy, ale z kim mam o tym pogadać... Raczej nie mam nikogo takiego...
Tym pesymistycznym akcentem kończę dzisiejszy wpis. Lecę jeszcze poczytać, co u Was i będę znikać, bo dość się dziś narobiłam i jestem troszkę zmęczona.
Buziaki;*
Pomimo lasagne zjedzonej ponadprogramowo;)))
Zważyłam się rano i pomimo tego, że zżarłam wczoraj wieczorem tą lasagne, jest mini spadeczek;P Bo wczoraj rano było 57,5, a dziś rano 57,3kgJaki z tego morał?
Jeżeli na codzień trzymasz dietę, to jak zdarzy się wpadka, to zawsze można jeszcze sytuację uratować. Jak się cieszę, że na tą Panna Cottę się nie skusiłam. Może wtedy już by spadku nie było;)
Dziś troszkę poszalałam na śniadanie, ale na śniadanie można, nie? spali się przecież;P Ale o tym, co zjadłam napiszę wieczorem, a nie tak na raty.Tak poza tym, to nie chciałam nic prędzej pisać, bo było mi wstyd, ale podjęłam ponownie próbę rzucania palenia. No co za skubaństwo, no! Tyle razy zaczynać. Niedługo z liczbą podejść dogonię podchodzenie do odchudzania. Tak więc wczoraj był trzeci dzień bez fajki. Mężowi idzie gorzej, ale próbuję go przekonać, że jak nie będzie palił, to będzie więcej podjadał i przytyje Jednak widzę, że jego wola słabnie, więc to ja muszę trzymać nas w ryzach. Ja jestem zdeterminowana, Na razie... Właśnie tak sobie pomyślałam, że chyba już mogę zmienić pasek z 60kg na 58kg, prawda? Nie mam zamiaru już do "6" wracać. Więc adieu "6"!!!
"W" jak wtorek? Nie, "W" jak wpadka...
Zjedzone:
Śniadanie: owsianka
Obiad: to samo, co wczoraj, czyli warzywka+makaron+sos pomidorowy (jutro pewnie to samo na obiad, bo mam resztę warzywek mrożonych i makaronu razowego;P)
Przekąska: Activia i marchewka
Kolacja: 2 jajka na twardo, pomidor i ogórek
Wpadka: lasagne o 19.00 (wrrrr...)
Wypite:
- 1 mała parzona kawa i 1 rozpuszczalna z magnezem+mleko
- 2 herbaty zielone
- 2 herbaty czerwone
- 1,25l wody
Aktywność- ćwiczenia dywanowe. A właśnie, muszę zamalować kilka kratek za dzisiejsze brzuszki;D
Waga z rana- 57,5kg.
Waga wieczorna (po lasagne wrrr...)- 58,0kg
Waga męża przed obiado-kolacją: 75,9kg, więc idziemy w dobrym kierunku;))))))))
Zrobiłam dzisiaj mężowi tą Panna Cottę i miałam na nią ogromną ochotę, ale jak sobie pomyślałam, że oprócz lasagne będę musiała jeszcze się Wam tutaj przyznać do słodkości, to wstyd, nie? Hihi, noo to nie zjadłam, ale muszę być czujna, bo się skubana czai w lodówce...
Szybko, bo padam.
Zjadłam:
Śniadanie- owsianka+ jabłko
Obiad- trochę makaronu razowego z dużą ilością warzyw zapieczone z sosem pomidorowym
Przekąska- jogurt Activia i marchewka
Kolacja- 2 kanapki na wasie z twarożkiem, wędliną, pomidorem, ogórkiem i cebulką.
Wypiłam:
- 2 kawy (jedna parzona, jedna rozpuszczalna z magnezem+mleko){POSTĘP!!!}
- 2 herbaty czerwone
- 2 herbaty zielone
- około 1,5 litra wody {POSTĘP!!!}Wysiłek:
ZUUUUMBAAAA!!! Było super! Pot po dupie leciał i o to chodzi!!! Następne zajęcia w czwartek. W ogóle, to stwierdziłam, że jak dostanę @, to nie pójdę, bo będę się źle czuć. Dostałam, ale i tak poszłam, tak byłam nastawiona
A po powrocie musiałam jeszcze pozmywać naczynia, ugotować dziecku kaszkę, żeby miała na rano, uszykować mężowi kanapki i przygotować składniki na obiad jutrzejszy. Pozytywnie wykończona Idę nynać ZzzZzzZzzzzzzzzz...
...Nowy tydzień...
Chyba muszę zacząć pisać, co zjadłam danego dnia. Szczerze, bo oszukiwać siebie, to mogę, ale Was, to już mi będzie wstyd, więc może to mnie jakoś powstrzyma od popadania w skrajności...
Ś: 3 kanapki na chrupkim pieczywie z twarożkiem o niskiej zawartości tłuszczu zamiast masła, wędlinką, pomidorem i natką pietruszki i jabłko.II Ś: 2 parówki Berlinki z ketchupem i mandarynka.O: pierś z kurczaka smażona beż tłuszczu z przyprawą chili+ pomidor i ogórekK: jogurt Activia i 2 marchewki.Wypite: - 2 kawy parzone bez mleka- kawa rozpuszczalna z magnezem z mlekiem,- 2 herbaty czerwone- 2 herbaty zielone- ok. 1 litr wody Wszystko piję bez cukru, bo nie słodzę już chyba 9 lat (któregoś roku odmówiłam sobie słodzenia w czasie postu i tak mi pozostało;D). Wody zamierzam pić więcej, a ograniczyć kawę, ale powolutku, nie wszystko naraz. Najtrudniejszy pierwszy krok wykonany, czyli odmówiłam alkoholu w ten weekend, mimo, że byli goście (z którymi zawsze coś się wypije). Przed postem poinformowałam ich o swoim postnym postanowieniu i poprosiłam ich, żeby mnie nie namawiali i to uszanowali, co im się chwali;D Ale powiem Wam, że już, już miałam się skusić na małego słabego drineczka, ale było mi wstyd, więc się opanowałam i jestem z siebie dumna. Oby tak dalej;)
Plan na jutro: trzymać dietę i........................... ZUMBA o 19.00(jeśli nie dostanę okresu). Ale się cieszę To będą moje pierwsze zajęcia. Mam nadzieję, że będzie fajnie
...
Wstałam o 4.03, bo córunia "piszczała", dałam jej smoka na czas przygotowywania mleka, a ona zasnęła... No to już się nie położyłam, ubrałam się, zrobiłam kawę, wstawiłam pranie, poskładałam to, co już wyschło, pozmywałam naczynia, posprzątałam kuchnię, powiesiłam te ubrania, które się wyprały i wstawiłam następne, pościerałam kurze w salonie, wyszczotkowałam dywan na kolanach, pozamiatałam w salonie i kuchni, umyłam podłogę w salonie i kuchni, powiesiłam następne pranie, córka się obudziła w międzyczasie, to dałam jej mleko i przebrałam pieluchę i zasiadłam przed komputerem. Czy spaliłam zjedzone około 22.00 frytki z żółtym serem i sosem czosnkowym? Chyba jeszcze nie... @! Przybywaj, bo zżeram wszystko, co zabronione!!!