Witajcie!
Kochani, kochane!
Dziś wydarzyło się coś,
co mi dało niesamowitego powera do odchudzania!
Mianowicie: jakiś czas temu przymierzałam spodnie.
Dostałam je od siostry. Nowiutkie, młodzieżowe,
naprawdę bardzo modne i akurat w mój gust.
Niestety. Mogłam je założyć...ewentualnie poniżej tyłka,
bo moje szacowne cztery liteki się nie mieściły.
Zero szans. :)
Otóż...
Przymierzyłam je powtórnie jakieś 2-3 tygodnie temu,
zupełnie przypadkiem, przy okazji porządków w szafie.
Tym razem tyłeczek się wcisnął.:)
Natomiast suwak tak się rozjechał na dwie strony świata,
że nie było mowy o zasunięciu, tym bardziej zapięciu.
A dziś.....
Dziewczyny, szok, szok, szok!!!!!!!!!!!!!!
Przytaszczyłam je mężowi,
i zakładam, tak dla żartu.
Chciałam pokazać, ile mi jeszcze brakuje,
żeby się w nie zmieścić.
No i zakładam i mówię-
"Wiesz kiedy sie przestanę odchudzać?
Jak się w to zmieszczę".
No i zakładam na tyłek, patrzę...
A tu kurcze pasuje wszystko IDEALNIE!!!
Elegancko pozasuwałam co trzeba, zapięłam...
i po prostu nie wierzyłam, nie wierzyłam totalnie
swoim oczom!
JA - NOWA JA!!!!!!!!!!!!
Byłam po prostu w szoku!
Bo to jest tak:
niby jestem na diecie,
ale ostatnio mniej rygorystycznie.
Miałam fazy na robienie ciasta z makiem,
zawsze coś tam ( wszak bez obżarstwa! )
sobie skubnęłam.
Waga niby stoi w miejscu..
a tu taka niespodzianka!!!
Cały dzień chodzę w tych spodniach jak ta wariatka
i się cieszę, cieszę. !!!!!!!!!!
Teraz dopiero widzę jak się zmieniłam,
uświadamiam to sobie,
powoli to do mnie dociera!!!
Że jednak cos mi sie udało,
że konsekwentnie
DAŁAM RADĘ.
Postarałam się i mam.
To, czego pragnęłam z całych sił.
SIEBIE PRAWDZIWĄ.
Nie jakieś tam falujące jak galaretka ciało.
SIEBIE.
Bo ja to nie 68 kg.
Te 9 nadprogramowych kilogramów jest mi całkowicie obce.
Dżwigałam je w sobie jak obcą tkankę.
Jak innego człowieka,
którego nie lubiłam i nie akceptowałam...
A teraz wreszcie ta ulga...
ODZYSKAŁAM SIEBIE.
Cudowne uczucie.
Cudowne i niezastąpione.
Zmieniając temat. Wróciłam dziś koło 3 w nocy ze stolicy.
Miałam przyjemność spędzić czas "kulturalnie"
i obejrzeć 2 spektakle jednego dnia.
Wczoraj o 16- "Biznes" w Teatrze BAJKA
i zaraz po nim, o 19.00 "Łup" w Syrenie.
To kolejne teatry, które odhaczam na swojej liście spraw załatwionych. ;)
Dlaczego?
Bo tak sobie wymysliłam,
taki cel :
być choć jeden raz w każdym teatrze w stolicy.
No i tak jak z odchudzaniem:
staram się konsekwentnie ten cel realizować.
Byłam już w kilku, ogólny bilans wygląda tak:
Zaliczone do tej pory:
1. Kwadrat
2. Ateneum
3.Narodowy
4. Capitol
5. Bajka
6. Syrena
W listopadzie będa kolejne dwa:
Na 100 % Studio Buffo,
i prawdopodobnie Hubnera lub Kamienica.
Odnośnie spektakli:
"Biznes"polecam wszystkim, którzy spędzić miły, relaksujący wieczór.
Zobaczyć aktorów w doborowej obsadzie
(Zającówna, Bończuk, Stasburger, Milowicz, Magda Wójcik ) ,
i serdecznie się pośmiać.
Spektakl nie był może tak zabawny jak kilka innych,
które miałam przyjemnośc widzieć,
ale godny polecenia.
"Łup" natomiast przypadnie do gustu fanom czarnych
komedii absurdu.
Sztuka do przemyśleń, a jednocześnie dość lekka.
Specyficzny humor, ciekawe dialogi, dobra obsada.
Bawiłam się wyśmienicie całe popołudnie i wieczór.
:)
Jeśli są tu na Vitalii osoby lubiące taka formę
spędzania wolnego czasu,
majace za sobą jakies doswiadczenia w ramach ich wymiany,
to zapraszam!
Piszcie, komentujcie, polecajcie!!!
Pozdrawiam serdecznie i cieplutko.
Wasza
ESTHERE.