Good day!
Dzis był dobry dzień!
Będąc na urlopie udaje mi sie regularnie ćwiczyć! Po raz pierwszy!
4 jednostki treningowe w tygodniu, które na początku zdawały sie być istną mordęgą teraz stały sie prawie uzależnieniem!
Przed rozpoczęciem treningu personalnego zawsze wydawało mi sie, ze jestem na tyle uparta, ze sama potrafię sobie narzucić odpowiedni reżim. Nic bardziej mylnego. Pod okiem trenera i zagrzewana jego okrzykami robię 120% tego co wydawało sie być moim maksimum.
Dziś przebiegłam na bieżni 20 minut bez zatrzymania, a jak biegałam sama po 4-5 minutach opadałam z sił i stwierdzałam "no dobra stykanie na dzis" :)
Bardzo polecam jeśli macie taka sposobność - trenujcie pod okiem fachowca :)
Dzień trzeci - pierwsze spotkanie trzeciego
stopnia z "Mięśniakami"
Waga dziś w dół - aż zadziwiająco dużo, bo 0,7 kg, ale sądzę, że to musi
być jakieś przekłamanie technologiczne sprzętu ważącego, bo menu jakie
mi zaserwowano sprawia, że chodzę pełna jak beczka przez cały dzień...
Dziś byłam też po raz pierwszy na porannym aerobiku - pobudka o 6.00 i
na autopilocie do klubu szumnie trochę zwanego fitness, aby przeciskając się
pomiędzy mięśniami mięśniaków (na salę aerobikową przechodzi się przez
dość zatłoczoną jak na tę nieludzką godzinę "siłkę") (słowa mięśniak
używam bez jakichkolwiek pejoratywnych konotacji, acz z nutą
nieskrywanej zazdrości)... i już o 7.00 tup tup na stepie: BASIC!! i MAMBO!! I raz i Dwa!!! Ruszamy się!! W tempooo!!! (i tak przez 50 minut)
Wchodzę na salę, a tam instruktorka - taki przecinek wyrzeźbiony z jednego mięśnia chyba! No to już wiedziałam, że będzie ciężko, utwierdziłam się w tym przekonaniu jak nakazano założenie obciążników na nogi, a już pewna byłam, że mam rację jak nakazano nam (DOSŁOWNIE) przykrycie swoich nóg STEPEM i jego unoszenie przy pomocy kończyn dolnych!!! WOW !!! Nie wiem jaki sadysta wpadł na takie wykorzystanie stepu, ale widząc brak zdziwienia na twarzach stałych bywalczyń musi to być forma "tortur" dość rozpowszechniona w "naszym fitness clubie"...
W piątek powtórka, a teraz idę się dobić na rowerze, bo coś czuję, że jutro nie będę mogła ruszyć nogą i jutro to co najwyżej rower pojedzie sam na pedałowanie...
Z dietowym pozdrowieniem - Kilogramy w dół!! A i żeby nie było: było GIT!!!
A i żeby nie zapomnieć - notatka wewnętrzna: opisać proces zakupowy po ukazaniu się menuuuu.....
No to zaczynamy!!!
Nasampierw się pochwalę - ZAPISAŁAM SIĘ NA AEROBIK!!!
Rzutem na taśmę wykupiłam karnet na miesiąc i zapisałam się na poranne zajęcia w środy i piątki od 7:00 rano...
Karnet mój obejmuje także full wypas karnet na siłownię, więc mam zamiar dopełnić poniedziałkowe poranki godzinką wzmacniania mięśni...
No dobra... o diecie samej wieczorem, bo mnie robota goni, ale tylko na szybko napisże: jest full wypas!!!!
:)
Drugi dzień oczekiwania na menu...
Jak na wolną niedzielę to chyba całkiem nieźle dziś było, ale już się nie mogę doczekać tego menu, bo jak sama kombinuję, to jakoś mam wrażenie, że za dużo tego mniamniusiania jest :)
Znalazłam super forum - Małymi kroczkami do celu na lipiec 2010... każdy stawia sobie cel na dany miesiąc oraz postanowienia na poszczególne tygodnie, "tabelkowa forumowiczka" prowadzi publiczną tabelę, w której odnotowuje aktualny stan ważenia i deklarowany cel...
mój pierwszy wpis:
No to dobra... Do roboty :))
Właśnie wróciłam z pedałowania... krótko, bo tylko 30 minut, ale wraz z
przesadzeniem 6 tujek i 2 bukszpanów - dzisiejszy bilans wysiłkowy
wygląda chyba całkiem nieźle, jutro nie ruszę ręką :) Dlatego już dziś
zrobiłam śniadanko na jutro - pół figurki 0% pomidor, dwie rzodkiewki,
cebula i ogórek konserwowy + lekkie pieczywko wasowe... pełna prowizorka
w oczekiwaniu na menu odchudzeniowe ;)
Waga: 69,00
cel na lipiec: 66,00 (bo to już tylko dwa
tygodnie)
Postanowienia na ten tydzień:
1. zapisać się na poranny aerobik
2. jadać śniadania (a to dla mnie nie lada wyczyn będzie, bo od 5 lat
się praktycznie nie zdarza :))
3. nie zjeść nic słodkiego przez cały tydzień
4. oprzeć się maminemu obiadkowi w nadchodzący weekend (!!!)
5. zamienić 4 kawy na 4 szklanki wody w pracy :)
6. iść na rower co najmniej dwa razy (co najmniej 1 h)
7. nie zjeść ani jednego kawałka jasnego pieczywa
Zważywszy moje dotychczasowe nawyki - nie będzie łatwo..
Faktycznie łatwo nie będzie, ale coś czuję, że konieczność zdania relacji z postępów i wizja publicznego potępienia niewykonania celu będzie dla mnie doskonałą motywacją... jako zwierzę typowo stadne i dumne ze swej natury bardzom podatna na takie rzeczy :)))
Jeszcze tylko dokumentacja wysiłku fizycznego:
Start!
Czekam na jadłospis mojej dietki... zaczynam we wtorek!
Ale już teraz zaczynam robić "podkład" - dość obfite śniadanie (którego normalnie nie jadam) i lekkie przekąski...
Już się nie mogę doczekać - po raz pierwszy mam dość dobrą motywację - pierwszy raz w życiu kupiłam spodnie w rozmiarze 42 (!!!!) i postanowiłam, że muszę coś z tym zrobić, bo za kilka lat może być za późno.. niestety siedzący tryb życia i mało czasu na gotowanie nie pomagają... ale mam nadzieję, że tym razem się uda!!!