Wakacje, 30stego czerwca. To właśnie na dziś zaplanowałam swoją walkę.
Przez rok szkolny znów jadłam śmieciowo, skupiłam się tylko na nauce. Osiągnęłam swój cel - mam stypendium, jadę na wymarzone wakacje, mam pasek na świadectwie. Kosztowało mnie to dokładnie 9,1kg... Nie ćwiczyłam, bo nie było czasu. Kiedyś śmiałam się z tych, które mówiły "nie mam czasu", ale w tym roku doskonale je zrozumiałam. Wracałam do domu o 18 (dojazdy), jadłam co mi wpadło w rękę, o 18:30 brałam się za lekcje, o 20 za naukę, o 22 padałam na twarz,bo o 5 trzeba było wstawać. Nie mówiąc już o robieniu prac na malarstwo, dekorowanie itp... ciężki rok, ciężki... Dlatego postanowiłam, że jeśli nie uda mi się w te wakacje, to już nigdy... muszę zgubić to, co przytyłam...
W pomiarach nie ma tragedii. W moim organizmie odłożyło się mnóstwo wody. Duży wpływ na to ma moje leczenie hormonalne trądzika, na szczęście od wczoraj mam zmienione tabletki i mam nadzieję, że wszystko wróci do normy... Zaczynam też ćwiczyć. Intensywnie - niedziela regeneracja, ale z jazdą na rowerze :) Menu zdrowoo! przerobiłam trochę starą dietę od dietetyczki, na pewno nie będzie w 100% skuteczna tak jak kiedyś, ale nie będę katować się indykiem z morelami, a potem mieć nudności,blee... także TRZYMAJCIE ZA MNIE KCIUKI, a ja trzymam za Was!
Cieszę się, że są wakacje. I , że nie doprowadziłam się do stanu sprzed walki:
coś okropnego! nigdy więcej takiego brzuchola!!! a po 20 stym prawdopodobnie lecę do Grecji, więc mam 2 tygodnie na ujędrnienie mojego wiszącego ciała! :PPP