Wczoraj padłam jak betka... Wieczorem byłam nieprzytomna dosłownie..
Bilans dietowy po wczorajszym dniu: okazuje się, że bardzo nieznacznie skoczyła mi waga, nie nie, nawet nie pół kg, dlatego zostawiam pasek w spokoju. Jeszcze dwa dni z warzywkami więc jest czas na dorzucenie do pół kg :D, ale już się tym tak nie martwię, licząc na spadek na potalu.
Synek w nocy bardzo dobrze spał, nie kaszlał, teraz radośnie bryka po domu. ulga ja nie wiem co! W poniedziałek, będę miała trochę strachu, ale już nawet nie zakładam, że coś niedobrego się przydarzy, żebyśmy znowu musieli być zakwaterowani na oddział.
Dzisiaj sobota, niektóre z Was maja ważenie, czekam na Wasze wpisy, bo ciekawość mnie zżera jak Wam idzie!
Edit.
Synek śpi!!!!! Święto!! Już nie pamiętam kiedy tak wcześnie poszedł spać..
Mam czas na refleksje.
Nie wiem czy to te moje warzywka czy wczorajsza zupa, bo znowu mam zaburzenia wagi choć na razie niewielkie, zobaczymy jutro. Niedługo @ i ciekawa jestem czy zdążę stracić jeszcze choć pół kg - do równego :D
Mąż mimo przepracowania osładza mi to dietowanie... Zastanawiam się czy w ogóle będę chciała zakończyć dietę skoro tak miło :D Mierzyłam ulubione szorty i stwierdził, że będziemy musieli znowu wymienić moją garderobę :D
Jutro niedziela na pewno będzie chciał trochę odespać, ale przecież musi się wydarzyć coś wyjątkowego, no MUSI..