Dzisiaj mogliśmy jechać z moimi rodzicami nad morze, zapakować rowery i spędzić weekend kąpiąc się z słońcu, ale... mój mąż stwierdził, że nie może, bo musi pracować, a potem jednak stwierdził, że w sumie pojedziemy, ale moich rodziców już dawno nie było. Ja się tylko zdenerwowałam, bo przebywanie wciąż samej mnie po prostu dobija psychicznie. Czasem mam wrażenie, że wolałabym być w weekend w pracy, żeby mieć się do kogo odezwać.
A tak? A tak dzisiaj wystawiam mojego przyjaciela i wybieram się z nim na przejażdżkę. No nie mam wyjścia. Słuchawki na uszy i wycieczka. Jest tak piękna pogoda, że szkoda siedzieć w domu, chociaż pokój woła: posprzątaj mnie!
Rano wstawałam, posprzątałam autko mojego męża i pojechałam do fotografa zrobić zdjęcia do dowodu i paszportu.
Potem zakupy spożywcze i wizyta w Rossmannie, kupiłam wysusacz do paznokci i puder matujący do twarzy z Manhattany i tusz do rzęs Rimmela extra super lash - super klasyk, za 14 zł, bo był w promocji.
Dzisiaj mam coś kiepski dzień. Chce mi się wyć. Ale może wiatr wywieje mi to z głowy.
Wczoraj przejechane 18,42 km w 59 min. 29 sek. :)
Realizacja planu 43,72 km - przejechane na rowerze od początku września (na 100 km założonych)
7,41 km - przebiegnięte (na 100 km założonych)
Zmykam!