Ostatni tydzień minął mi na wgryzaniu się w przepisy ajurwedyjskie
I oglądaniu na YT, filmików mega fajnej psycholożki. Ciekawie przedstawia ona, powiązania między tłumionymi emocjami i tyciem. Zapisałam się do niej na kurs online - "Emocji się nie je". Z niecierpliwością czekam na 14 września, bo właśnie wtedy kurs startuje.
Pogoda w zeszłym tygodniu była deszczowa i dlatego mniej spacerowałam. Ale za to podreptałam i zamówiłam sobie nową kuchenkę - stara głównie brudzi mi garnki. Wybrałam taką jak na poniższym obrazku:
Podobnie jak na kurs, muszę na nią poczekać do 14 września.
Aż boję się pomyśleć co jeszcze wydarzy się 14 września
Zamówiłam sobie też zioła i przyprawy oraz komplet szklanych opakowań na nie.
W czwartek byłam u podolożki. Albowiem zaczęłam się obawiać o paznokcie swoich paluchów. Pani pobrała materiał do badań. I pocieszyła mnie że, na jej oko, to nie jest grzybica. Możliwe, że jakaś martwica paznokci. Zbyt długie pazury u stóp są ryzykowne, bo łatwo mogą się urażać. Zresztą, mam je teraz tak krótko obcięte, jak nigdy dotąd.
Wczoraj była u nas pani weta. A dokładniej to - u psa i kotów. Filut został zaszczepiony na wściekliznę (teraz jest to monitorowane i przypominają SMS-ami). Dostał też tabletki: przeciw pchłom i kleszczom oraz na odrobaczanie. Safirka została dorwana i mimo kociego warczenia i szarpania, ma obcięte pazury. Mamy więc obcięte pazury obydwie - i ja i ona
Po dłuższej przerwie wreszcie wzięłam się do pracy nad Irlandią. Trochę to potrwa nim zacznę umieszczać wpisy.
Teraz czas na cotygodniową relację z pola bitwy.
Schudłam tylko 0,6 kilograma. Ale przecież nie zawsze trzymałam się zaleceń. Pomierzyłam się też i wyszło, że jest mnie o 11 centymetrów mniej. Przyznacie chyba, że mam powód do radości
Zamiast jojo, po poście Dąbrowskiej, mam małe ale sympatyczne spadki.
Do zobaczenia w następną niedzielę.