Temat: Kubeł zimnej wody na głowę.

Piszę ten post żeby zmotywować się żeby wreszcie coś ze sobą zrobić. Obecnie ważę już 108kg przy 166cm wzrostu. Mam 28 lat i 3 letniego syna. Wychowuje go sama. Moim problemem jest jedzenie tuż przed snem, coś słodkiego przynajmniej raz dziennie. Mam insulinooporność i pcos. Nie mam leków. Czekam na wizytę u endokrynologa. Na razie kupiłam berberynę ale to raczej nie wiele pomaga. Zaczęłam chodzić na siłownię ale po dwóch tygodniach bez efektu zniechęciłam się. Próbowałam przyzwyczaić się do postu przerywanego ale nie potrafię zasnąć nie zjedząc czegoś. Bolą mnie plecy i nogi. Z pewnością wylejecie mi wiadro zimnej wody na głowę. Da mi to do myślenia. Kiedyś wystarczyło odrzucić słodycze i zacząć cokolwiek się ruszać. Teraz nie wiele to daje. Trzymałam deficyt i waga nie drgnęła. Jadłam 2200kcal. 

Pasek wagi

Idz do lekarza, dietetyka wykup dietę, pomysl o operacji bariatrycznej, masz taki wskaźnik BMI że należy Ci się na NFZ. Skoro się bujasz z roku na rok z taką masa to coś nie gra i sama sobie z tym nie poradzisz. 


Jesli coś że sobą nie zrobisz będzie tylko gorzej dojdą kolejne choroby ubieruchomisz się. Jeśli to Cie nie przekonuje to nie wiem co przekona


Przede wszystkim leczyć swoje schorzenia. Bez tego to będzie walka z wiatrakami. Póki nie wprowadzisz leczenia, to będziesz się kreciła w kółko. Sama wiem po sobie. Póki się nie leczyłam na IO i niedoczynność, to każde odstępstwo od diety powodowało szybki wzrost na wadze, przez co traciłam cierpliwość a trzymanie się w ryzach pomagało lub nie. Ale ileż można wytrzymać na diecie, która nic nie daje? Człowiek się stara, je porządnie, ćwiczy a w najlepszym razie nie tyje lub tyje nadal tylko wolniej. W końcu się wkurza, rzuca wszystko w cholerę bo nie widac efektów, dpsko rośnie jeszcze szybciej a na dietę nie chce się przechodzić, bo przeciez nic nie dawała. I tak w koło. Dopiero po wprowadzeniu leczenia coś się ruszyło. Ale nie że się chudło samo. Nadal muszę się pilnować, ale przynajmniej widzę, że jak się trzymam to chudnę a jak olewam to tyję. Najgorzej jak jest tak, że czy się starasz czy się nie starasz to i tak tyjesz tylko w innym tempie. Dlatego kluczowe jest wprowadzenie u Ciebie leczenia, żeby Twój organizm funkcjonował poprawnie i żeby to odchudzanie faktycznie działało. Od tego zacznij. Potem pomału zmieniaj nawyki - więcej wody, mniej śmieciowego żarcia, wywalić słodycze - ewentualnie pozwolić sobie na początku na coś jednego małego, jeść regularnie (nie ważne czy 6 posiłków czy 3, byle regularnie i rozsądne porcje). Co do ćwiczeń - na początku przy tej wadze nie musisz się spinać nie wiadomo jak, bo też nie chodzo o to żeby zajechac sobie stawy. Jeśli będziesz pilnowała michy, to wystarczą Ci spacery a tych chyba nie brakuje przy małym dziecku? Ja z wózkiem potrafiłam łazić po 2-3 godziny. Potem jak syn miał 3 lata to samo latanie za nim wystarczyło za cardio ;) Jak schudniesz i waga stanie, to możesz pomyślec nad zwiększeniem aktywności. Ja waże 67,5 i jak trzymam michę to chudnę a nie ćwiczę i ogólnie mój tryb życia w tym momencie jest bardziej kanapowy niż aktywny. Także ćwiczenia są dodatkiem, ale nie są konieczne. Konieczne jest trzymanie diety.

Poza tym myśl o dziecku - jeśli Twoje nawyki będą dobre, to Twoje dziecko też nabierze dobrych nawyków i nie będzie miało takich rozterek jak Ty w przyszłości. My jemy np chleb żytni i pijemy wodę, przez co nasze dzieci też jedzą chleb żytni i piją wodę. Jak ktoś chce im w gościach wcisnąć herbatę z cukrem to one wolą wodę, bo tak były uczone od małego. Mają 8 i 11 lat, więc jakby chciały to by mogły się tej herbaty napić, ale wybierają wodę bo ten smak znają od dziecka. Moja mama gotowała zawsze mączne dania - kluchy, pierogi, naleśniki, zero surówek, przez co ja takie jedzenie lubię najbardziej i mega wyzwaniem jest dla mnie komponowanie posiłku, który nie opiera się na węglowodanach prostych bo po prostu mi te węgle najlepiej smakują bo taki znam smak od dzieciństwa. O awersji do surówek nie wspominając, bo nie zjem nic co nie jest kiszoną kapustą lub ogórkiem kiszonym lub mizerią. Żadnej innej nie ruszę. Dlatego staram się dawać dzieciom dobry przykład i gotuję normalne posiłki i zawsze jest jakaś surówka, bo dzieci nas naśladują i jak Ty jesz to one też jedzą (czasem nie chcą, ale chodzi o całokształt). Będziesz dziecku dawała frytki i czekoladę, to taki mu nadasz kierunek na przyszłość. Dasz mu słodycze to będzie jadł słodycze, bo cukier uzależnia i z jednego batonika z czasem zrobi się reklamówka słodyczy na dzień. Póki jest mały, to możesz kształtować jego przyzwyczajenia i nawyki. Kiedyś przeczytałam że danie spróbowane ileś tam razy zaczyna nam smakować. Nie wiem czy to prawda, ale kilka razy się u nas tak udało. Jak pierwszy raz zrobiłam makaron z takim sosem mięsno-warzywnym to moje dzieci ledwo zjadły, syn to miał odruch wymiotny prawie że :P Za drugim razem zjedli więcej. Za 10 razem wpierniczali aż im się uszy trzęsły i teraz jest to ich ulubione danie i czasem pytają kiedy to zrobię. Z carbonarą było to samo (choć to akurat jest cieżkie danie, ale chodzi mi o sam fakt). Nie zniechęcać się że dziecko raz nie chciało zjeść.

Pasek wagi

Karolka_83 napisał(a):

Przede wszystkim leczyć swoje schorzenia. Bez tego to będzie walka z wiatrakami. Póki nie wprowadzisz leczenia, to będziesz się kreciła w kółko. Sama wiem po sobie. Póki się nie leczyłam na IO i niedoczynność, to każde odstępstwo od diety powodowało szybki wzrost na wadze, przez co traciłam cierpliwość a trzymanie się w ryzach pomagało lub nie. Ale ileż można wytrzymać na diecie, która nic nie daje? Człowiek się stara, je porządnie, ćwiczy a w najlepszym razie nie tyje lub tyje nadal tylko wolniej. W końcu się wkurza, rzuca wszystko w cholerę bo nie widac efektów, dpsko rośnie jeszcze szybciej a na dietę nie chce się przechodzić, bo przeciez nic nie dawała. I tak w koło. Dopiero po wprowadzeniu leczenia coś się ruszyło. Ale nie że się chudło samo. Nadal muszę się pilnować, ale przynajmniej widzę, że jak się trzymam to chudnę a jak olewam to tyję. Najgorzej jak jest tak, że czy się starasz czy się nie starasz to i tak tyjesz tylko w innym tempie. Dlatego kluczowe jest wprowadzenie u Ciebie leczenia, żeby Twój organizm funkcjonował poprawnie i żeby to odchudzanie faktycznie działało. Od tego zacznij. Potem pomału zmieniaj nawyki - więcej wody, mniej śmieciowego żarcia, wywalić słodycze - ewentualnie pozwolić sobie na początku na coś jednego małego, jeść regularnie (nie ważne czy 6 posiłków czy 3, byle regularnie i rozsądne porcje). Co do ćwiczeń - na początku przy tej wadze nie musisz się spinać nie wiadomo jak, bo też nie chodzo o to żeby zajechac sobie stawy. Jeśli będziesz pilnowała michy, to wystarczą Ci spacery a tych chyba nie brakuje przy małym dziecku? Ja z wózkiem potrafiłam łazić po 2-3 godziny. Potem jak syn miał 3 lata to samo latanie za nim wystarczyło za cardio ;) Jak schudniesz i waga stanie, to możesz pomyślec nad zwiększeniem aktywności. Ja waże 67,5 i jak trzymam michę to chudnę a nie ćwiczę i ogólnie mój tryb życia w tym momencie jest bardziej kanapowy niż aktywny. Także ćwiczenia są dodatkiem, ale nie są konieczne. Konieczne jest trzymanie diety.

Poza tym myśl o dziecku - jeśli Twoje nawyki będą dobre, to Twoje dziecko też nabierze dobrych nawyków i nie będzie miało takich rozterek jak Ty w przyszłości. My jemy np chleb żytni i pijemy wodę, przez co nasze dzieci też jedzą chleb żytni i piją wodę. Jak ktoś chce im w gościach wcisnąć herbatę z cukrem to one wolą wodę, bo tak były uczone od małego. Mają 8 i 11 lat, więc jakby chciały to by mogły się tej herbaty napić, ale wybierają wodę bo ten smak znają od dziecka. Moja mama gotowała zawsze mączne dania - kluchy, pierogi, naleśniki, zero surówek, przez co ja takie jedzenie lubię najbardziej i mega wyzwaniem jest dla mnie komponowanie posiłku, który nie opiera się na węglowodanach prostych bo po prostu mi te węgle najlepiej smakują bo taki znam smak od dzieciństwa. O awersji do surówek nie wspominając, bo nie zjem nic co nie jest kiszoną kapustą lub ogórkiem kiszonym lub mizerią. Żadnej innej nie ruszę. Dlatego staram się dawać dzieciom dobry przykład i gotuję normalne posiłki i zawsze jest jakaś surówka, bo dzieci nas naśladują i jak Ty jesz to one też jedzą (czasem nie chcą, ale chodzi o całokształt). Będziesz dziecku dawała frytki i czekoladę, to taki mu nadasz kierunek na przyszłość. Dasz mu słodycze to będzie jadł słodycze, bo cukier uzależnia i z jednego batonika z czasem zrobi się reklamówka słodyczy na dzień. Póki jest mały, to możesz kształtować jego przyzwyczajenia i nawyki. Kiedyś przeczytałam że danie spróbowane ileś tam razy zaczyna nam smakować. Nie wiem czy to prawda, ale kilka razy się u nas tak udało. Jak pierwszy raz zrobiłam makaron z takim sosem mięsno-warzywnym to moje dzieci ledwo zjadły, syn to miał odruch wymiotny prawie że :P Za drugim razem zjedli więcej. Za 10 razem wpierniczali aż im się uszy trzęsły i teraz jest to ich ulubione danie i czasem pytają kiedy to zrobię. Z carbonarą było to samo (choć to akurat jest cieżkie danie, ale chodzi mi o sam fakt). Nie zniechęcać się że dziecko raz nie chciało zjeść.

Z wodą na szczęście nie ma problemu, pil od małego, ja też pije dużo wody niegazowanej akurat słodkie napoje i przekąski odpadają, z tym nie mam problemu. Do obiadu zawsze mam surówkę ale młody nie chce. Nie wciskam mu czekolady na codzień. Dostaje co któryś dzień, raz, nie całymi dniami. Jak coś smażę to odsączam z tłuszczu itd. nie zabieram go do maka czy czego podobnego. 

Ja sama jest fast food może raz na miesiąc. Powinnam zacząć leczyć io ale dostanie się do endokrynologa to kosmos. Prywatnie mnie nie stać. Później prywatnie badania i znowu powrót dlatego kupiłam berberynę ale to chyba pic na wodę. Mam takie odczucia jak piszesz. Czy jem więcej czy mniej waga stoi albo rośnie. Może to przez zanurzenia hormonalne nie wiem. Napiszę co jadłam np wczoraj.

I posiłek; dwie małe kromki chleba akurat pszennego z serkiem ze szczypiorkiem i kawa z cukrem i śmietanką

II posiłek: ok 200g kopytek, mięso z udka kurczaka, sos i buraczki 

III posiłek: racuchy z jabłkiem, 4szt 

IV posiłek, dwie kromki chleba z szynką i gotowa sałatka cezar z biedry. 

Do picia cały dzień woda. Często jem właśnie tyle. Śniadanie teraz późno odkąd mam urlop, rano mnie mdli. Więc jem koło 11. 


Pasek wagi

.Asha. napisał(a):

oj dziewczyny. Myślicie, że jeśli dziecko dostanie od czasu do czasu musy to nie umie gryźć? Nie je owoców, warzyw w całości?  Kanapek? Zmiksowany owoc bez żadnego dodatku staje się złym owocem? Nic w nadmiarze dobre nie jest ale nie przesadzajcie. A Noir co do brudzenia na spacerze co innego brudzić się podczas zabawy bo to nieuniknione a co innego spacerować umazanym lepkim sokiem z owocu jeśli można tego uniknąć. Moje dzieci frajdy z umazania się owocem na spacerze nie mają więc Nor jak to się ma do tego, że za Twoich czasów dzieci się brudzić mogły?

edit dodam, ze chodzi mi np o ubrudzenie sokiem ubranek bo buzię i rączki jest łatwo umyć chusteczkami

To Twoje dzieci więc karm sobie czym tam chcesz, Twój wybór.

Pasek wagi

Posłuchaj kilka filmików na yt od Braci Rodzeń. Nie mówię, że od razu masz jeść zero węgli, ale chociaż posłuchaj. Może da Ci to do myślenia... 

Pasek wagi

Moznamozna napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

Przede wszystkim leczyć swoje schorzenia. Bez tego to będzie walka z wiatrakami. Póki nie wprowadzisz leczenia, to będziesz się kreciła w kółko. Sama wiem po sobie. Póki się nie leczyłam na IO i niedoczynność, to każde odstępstwo od diety powodowało szybki wzrost na wadze, przez co traciłam cierpliwość a trzymanie się w ryzach pomagało lub nie. Ale ileż można wytrzymać na diecie, która nic nie daje? Człowiek się stara, je porządnie, ćwiczy a w najlepszym razie nie tyje lub tyje nadal tylko wolniej. W końcu się wkurza, rzuca wszystko w cholerę bo nie widac efektów, dpsko rośnie jeszcze szybciej a na dietę nie chce się przechodzić, bo przeciez nic nie dawała. I tak w koło. Dopiero po wprowadzeniu leczenia coś się ruszyło. Ale nie że się chudło samo. Nadal muszę się pilnować, ale przynajmniej widzę, że jak się trzymam to chudnę a jak olewam to tyję. Najgorzej jak jest tak, że czy się starasz czy się nie starasz to i tak tyjesz tylko w innym tempie. Dlatego kluczowe jest wprowadzenie u Ciebie leczenia, żeby Twój organizm funkcjonował poprawnie i żeby to odchudzanie faktycznie działało. Od tego zacznij. Potem pomału zmieniaj nawyki - więcej wody, mniej śmieciowego żarcia, wywalić słodycze - ewentualnie pozwolić sobie na początku na coś jednego małego, jeść regularnie (nie ważne czy 6 posiłków czy 3, byle regularnie i rozsądne porcje). Co do ćwiczeń - na początku przy tej wadze nie musisz się spinać nie wiadomo jak, bo też nie chodzo o to żeby zajechac sobie stawy. Jeśli będziesz pilnowała michy, to wystarczą Ci spacery a tych chyba nie brakuje przy małym dziecku? Ja z wózkiem potrafiłam łazić po 2-3 godziny. Potem jak syn miał 3 lata to samo latanie za nim wystarczyło za cardio ;) Jak schudniesz i waga stanie, to możesz pomyślec nad zwiększeniem aktywności. Ja waże 67,5 i jak trzymam michę to chudnę a nie ćwiczę i ogólnie mój tryb życia w tym momencie jest bardziej kanapowy niż aktywny. Także ćwiczenia są dodatkiem, ale nie są konieczne. Konieczne jest trzymanie diety.

Poza tym myśl o dziecku - jeśli Twoje nawyki będą dobre, to Twoje dziecko też nabierze dobrych nawyków i nie będzie miało takich rozterek jak Ty w przyszłości. My jemy np chleb żytni i pijemy wodę, przez co nasze dzieci też jedzą chleb żytni i piją wodę. Jak ktoś chce im w gościach wcisnąć herbatę z cukrem to one wolą wodę, bo tak były uczone od małego. Mają 8 i 11 lat, więc jakby chciały to by mogły się tej herbaty napić, ale wybierają wodę bo ten smak znają od dziecka. Moja mama gotowała zawsze mączne dania - kluchy, pierogi, naleśniki, zero surówek, przez co ja takie jedzenie lubię najbardziej i mega wyzwaniem jest dla mnie komponowanie posiłku, który nie opiera się na węglowodanach prostych bo po prostu mi te węgle najlepiej smakują bo taki znam smak od dzieciństwa. O awersji do surówek nie wspominając, bo nie zjem nic co nie jest kiszoną kapustą lub ogórkiem kiszonym lub mizerią. Żadnej innej nie ruszę. Dlatego staram się dawać dzieciom dobry przykład i gotuję normalne posiłki i zawsze jest jakaś surówka, bo dzieci nas naśladują i jak Ty jesz to one też jedzą (czasem nie chcą, ale chodzi o całokształt). Będziesz dziecku dawała frytki i czekoladę, to taki mu nadasz kierunek na przyszłość. Dasz mu słodycze to będzie jadł słodycze, bo cukier uzależnia i z jednego batonika z czasem zrobi się reklamówka słodyczy na dzień. Póki jest mały, to możesz kształtować jego przyzwyczajenia i nawyki. Kiedyś przeczytałam że danie spróbowane ileś tam razy zaczyna nam smakować. Nie wiem czy to prawda, ale kilka razy się u nas tak udało. Jak pierwszy raz zrobiłam makaron z takim sosem mięsno-warzywnym to moje dzieci ledwo zjadły, syn to miał odruch wymiotny prawie że :P Za drugim razem zjedli więcej. Za 10 razem wpierniczali aż im się uszy trzęsły i teraz jest to ich ulubione danie i czasem pytają kiedy to zrobię. Z carbonarą było to samo (choć to akurat jest cieżkie danie, ale chodzi mi o sam fakt). Nie zniechęcać się że dziecko raz nie chciało zjeść.

Z wodą na szczęście nie ma problemu, pil od małego, ja też pije dużo wody niegazowanej akurat słodkie napoje i przekąski odpadają, z tym nie mam problemu. Do obiadu zawsze mam surówkę ale młody nie chce. Nie wciskam mu czekolady na codzień. Dostaje co któryś dzień, raz, nie całymi dniami. Jak coś smażę to odsączam z tłuszczu itd. nie zabieram go do maka czy czego podobnego. 

Ja sama jest fast food może raz na miesiąc. Powinnam zacząć leczyć io ale dostanie się do endokrynologa to kosmos. Prywatnie mnie nie stać. Później prywatnie badania i znowu powrót dlatego kupiłam berberynę ale to chyba pic na wodę. Mam takie odczucia jak piszesz. Czy jem więcej czy mniej waga stoi albo rośnie. Może to przez zanurzenia hormonalne nie wiem. Napiszę co jadłam np wczoraj.

I posiłek; dwie małe kromki chleba akurat pszennego z serkiem ze szczypiorkiem i kawa z cukrem i śmietanką

II posiłek: ok 200g kopytek, mięso z udka kurczaka, sos i buraczki 

III posiłek: racuchy z jabłkiem, 4szt 

IV posiłek, dwie kromki chleba z szynką i gotowa sałatka cezar z biedry. 

Do picia cały dzień woda. Często jem właśnie tyle. Śniadanie teraz późno odkąd mam urlop, rano mnie mdli. Więc jem koło 11. 

Czyli śniadanie i kolacja pszenica, obiad pszenica bo kopytka a potem smażona pszenica czyli racuchy. Nie chce mi się liczyć kalorii ale przy IO na pewno za dużo pszenicy. Tak wiem że na NFZ do Endo to masakra. Powiem tak. Ja chodzę prywatnie. Płace 200 zł plus około 100 za badania. Ale kontrolę mam co pół roku więc myślę że da się przeżyć taki wydatek ? Ale ok pamiętam że gdzieś pisałaś że masz umówiona już wizytę na to NFZ więc jest szansa że w końcu zaczniesz to leczenie. Może wtedy pójdzie ci trochę łatwiej. Na prawdę tego ci życzę bo sama wiem że to gówno jest ciężkie jeśli chodzi o chudnięcie.

PS. A próbowałaś do diabetologa? Może terminy są krótsze? Ja chodzę do Endo bo mam niedoczynność i on mi ogarnia przy okazji IO ale jeśli masz samo IO to wystarczy diabetolog. A tak na prawdę nawet lekarz pierwszego kontaktu. Moja mama dostaje recepty od lekarza pierwszego kontaktu a tu już łatwiej się dostać na NFZ. Jeśli wyniki potwierdza to ci wypisze receptę na metformine i będzie kontrolował potem kolejne wyniki. Nie musi być endokrynolog. Chyba że chcesz przy okazji zbadać hormony.

Do diagnozy potrzebujesz najepiej krzywej cukrowej i insulinowej. Na upartego  cukier i insulina na czczo. Krzywe do lepszej diagnostyki. Na cukrową dostaniesz skierowanie ale to jest akurat tanie badanie - ze 30-40 zł. Insulinowa nie jest refundowana więc i tak będzie trzeba zapłacić około 100 zł. Same na czczo są tanie więc czy ze skierowaniem czy bez dużo nie stracisz. Zrobiłabym na własną rękę i poszła do lekarza pierwszego kontaktu. Potem możesz się bardziej zdiagnozować u tego endokrynologa co masz umówioną wizytę na kiedyś tam. Ale już byś zaczęła leczenie. U kogo nie zaczniesz, to każdy na początek da Ci najniższą dawkę czyli 500 bo organizm musi się stopniowo przyzwyczajać, więc tu już różnicy nie ma a zawsze byś zaczęła jednak wcześniej to leczenie. Dawkę zwiększają podczas kolejnych kontroli, jeśli wyniki nadal nie są zadowalające. Ja zaczynałam od 1x500 długouwalnialna na noc. Obecnie biorę zwykłą 2x850 i na tym trzymam sensowne wyniki. Mogły by być ciut lepsze ale endo nie chce bezsensownie zwiększać tych dawek, tylko daje szansę diecie póki co. Cukier na czczo zazwyczaj mam około 100, więc na granicy. Insuliny za to piękne jednocyfrowe.

Pasek wagi

jesz może i ok, ale pamietam że od zawsze masz problem z sabotowaniem trybu żywienia i kompletnie pomijasz w bilansie to, co Ci wpada poa posiłkami, a bywało tego więcej niż tego co w regularnym jadłospisie. I to było najczesciej zwiazane z kompensacją relacji z ludzmi. Czy coś się zmieniło? Jak zawsze - mnie nie odpowiadaj, bo bedziesz konfabulować, odpowiedz sobie uczciwie. 

tak na 'oko' to jest strasznie duzo jedzenia i na pewno nie wyglada na deficyt. Duzo tez zalezy jaki ten kuczak - gotowany, pieczony, smazony? 

Cezar z biedry z sosem czy tylko oliwa?

Pasek wagi

Noir_Madame napisał(a):

.Asha. napisał(a):

oj dziewczyny. Myślicie, że jeśli dziecko dostanie od czasu do czasu musy to nie umie gryźć? Nie je owoców, warzyw w całości?  Kanapek? Zmiksowany owoc bez żadnego dodatku staje się złym owocem? Nic w nadmiarze dobre nie jest ale nie przesadzajcie. A Noir co do brudzenia na spacerze co innego brudzić się podczas zabawy bo to nieuniknione a co innego spacerować umazanym lepkim sokiem z owocu jeśli można tego uniknąć. Moje dzieci frajdy z umazania się owocem na spacerze nie mają więc Nor jak to się ma do tego, że za Twoich czasów dzieci się brudzić mogły?

edit dodam, ze chodzi mi np o ubrudzenie sokiem ubranek bo buzię i rączki jest łatwo umyć chusteczkami

To Twoje dzieci więc karm sobie czym tam chcesz, Twój wybór.

akurat to nie dotyczy moich dzieci bo one za musami nie przepadają. Tyle, że irytuje mnie gdy ktoś próbuje wciskać komuś swoje przekonania sugerując, że robi coś złego kiedy nic takiego nie ma miejsca. Po prostu Noir daj żyć ludziom, czasy się zmieniły, nie wszystk co nowe i wygodniejsze jest złe. To, ze ktoś postępuje inaczej niż Ty nie oznacza, że postępuje gorzej. To, ze ktoś wychowuje dzieci inaczej niż Ty 30 lat temu nie oznacza, że Ty robiłaś super. Miłego dnia 😊

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.