Temat: przesiew u Was na studiach

Był czy nie go nie było? Jeśli tak to na którym roku i co studiujecie? :) Oraz ile mniej więcej osób zaczynało studia, a ilu udało się je skończyć, w skrócie, ile mniej więcej odpadło?

Kllla napisał(a):

u mnie mało osób odpadło, z mojej specjalności jedna, czy dwie. fakt że kierunek humanistyczny, nic trudnego, ale uniwersytet, a nie jakaś wyższa szkoła czegoś tam

U mnie też kierunek humanistyczny. Studia zaczynało 90 studentów a kończyło 30. U Męża zaczynało 30 a kończyło 7 ;)

Jestem na trzecim roku psychologii. Studia zaczynało 120 osób. Teraz jest nas ok. 70. Zauważyłam, że co roku jest jakiś przedmiot, który zbiera spore żniwo wśród studentów.

madziutek.magda napisał(a):

) i uważam, że to jakaś tam wartość a przedziadowanie studiów na warunkach warunków to żaden wyczyn dla sprytnego cwaniaka. 

Cieszę się, że czujesz się lepsza, bo nigdy nie miałaś poprawki, ale życie bywa zabawne, i nie każdy kto ma warunek ma studia  w dupie i chce je przelecieć byleby tylko zdać.

Pasek wagi

Czy duzo osob odpadlo... moze tak 1/3, raczej z wlasnej nieprzymuszonej woli, studiuje piaty rok. Natomiast zdawalnosc egzaminow w 1 podejsciu czesto wyglada tak, ze na 100 osob zda 15 :P

U nas odpaść można było tylko po pierwszym roku, były do zaliczenia dwa terminy plus warunek, jak ktoś nie zdał warunku odpadał (nie było możliwości powtarzania pierwszego roku dla studentów dziennych). Po pierwszym roku odpadły 2 osoby, na 60 przyjętych (dzienne), o zgrozo tylko z dziennych, bo zaoczni mogli powtarzać, bo płacili za rok :D Możliwe że to już zmienili, bo tak było dobre kilka lat temu. 
Na wyższych latach można było powtarzać rok, i kilka osób powtarzało (ok 4-5). Studia ukończyli, z rocznym poślizgiem, ale ukończyli.

Pasek wagi

Kllla napisał(a):

u mnie mało osób odpadło, z mojej specjalności jedna, czy dwie. fakt że kierunek humanistyczny, nic trudnego, ale uniwersytet, a nie jakaś wyższa szkoła czegoś tam

to jest dość zabawne co piszesz, ponieważ mam bratowa studiującą na uniwerku geografię, a nie potrafi powiedzieć gzie jest Mediolan. dzisiejsi studenci uniwerków sa tak słabi jak studenci wyższej szkoły czegoś tam. a że jest niż demograficzny to dostają sie na państwowe studia tacy słabeusze, którzy 10 lat temu nie mieliby szans na uniwerku

Wilena napisał(a):

NouvelleHeureuse napisał(a):

Wilena napisał(a):

Ciężko stwierdzić. Studiuję prawo na UJ - zaczyna 500 osób. Ile kończy pojęcia nie mam. Na I roku trzeba zdać wszystkie obligi (obligiem jest wstęp do prawoznawstwa, logika, konstytucyjne i jeden z przedmiotów historyczno-prawnych) - trochę ludzi wylatuje, bo coś zawalą. Od II roku można już mieć warunek z przedmiotu, albo warunkowe powtarzanie całego roku, względnie warunkowe nadzwyczajne powtarzanie roku lub przedmiotu. Więc wylecieć wcale tak łatwo nie jest - większość osób tak "dziaduje", powtarzając coś po parę razy - uważam, że to głupie rozwiązanie, bo to potem są w większości ci bezrobotni prawnicy i ludzie, którzy zaniżają uczelni wyniki zdawalności na aplikacje. Tak naprawdę to powinno skończyć nie więcej niż 100 osób. Kilkanaście lat temu było na roku 200 osób, kończyło 60-80 i to miało jakiś sens + były egzaminy wstępne. Niemiłosiernie mnie wkurza, że się "obniża prestiż", ale co zrobić - uczelnia zarabia majątek na opłatach za warunki. 
500 osób to razem z niestacjonarnymi, tak? Ja z kolei zauważyłam, że u nas egzaminy poprawkowe podobno są o wiele prostsze - ja pisałam jeden z historii i poziom był dosłownie gimnazjalny, a moi znajomi z innych przedmiotów i twierdzą, że nawet kompletny ignorant byłby w stanie je zdać. A co do warunków to u mnie na uczelni są bezpłatne, chyba że ktoś nie zaliczył zarówno ćwiczeń jak i egzaminu więc możliwe, że nikomu nie opłaca się ich organizować dlatego te II terminy są takie banalne i z jednej strony to jest na naszą korzyść, ale z drugiej nie jestem pewna czy to dobre rozwiązanie patrząc na podejście do studiów niektórych osób.
Właśnie nie! Niestacjonarni to już kolejne 600, z tym, że tam chyba znacznie więcej osób odpada. U mnie raczej nie są łatwiejsze - do tych wrześniowych terminów ludzie często podchodzą dopiero po raz pierwszy (nie zdają czegoś w czerwcu, bo np. wzięli sobie dużo przedmiotów i przekładają od razu na wrzesień) i poziom trudności pewnie z tego względu jest porównywalny. U mnie się płaci 50 zł za punkt ects. Cywil to na przykład 22 punkty. Biorąc pod uwagę, że były lata gdzie zdawalność egzaminu wynosiła 20% to można sobie łatwo policzyć "czysty zysk". Straszne psucie rynku :/ Potem są takie podrzędne kancelaryjki z ludźmi, którzy mieli takie mierne wyniki - spraw dobrze nie prowadzą, a tylko zaniżają stawki tym, który są na jakimś względnym poziomie. Powinni zlikwidować w ogóle zaoczne, obciąć limity do 200 osób i wprowadzić egzaminy wstępne - wszyscy to mówią, ale nikt tego nie zrobi. Takie błędne koło.

aaaa, to o to chodzi. boli cię że nie będziesz zarabiać kroci za jedno machnięcie podpisu? ciebie to denerwuje a przeciętnego Kowalskiego zachwyca, bo w końcu będzie go stać na prawnika.

Na każdej uczelni i na każdym kierunku trafiają się jacyś gamonie. Nie ma co generalizować.

Kapuczino, jesteś zdecydowanie najbardziej zgorzkniałą babą na tym forum :)

kapuczino napisał(a):

Wilena napisał(a):

NouvelleHeureuse napisał(a):

Wilena napisał(a):

Ciężko stwierdzić. Studiuję prawo na UJ - zaczyna 500 osób. Ile kończy pojęcia nie mam. Na I roku trzeba zdać wszystkie obligi (obligiem jest wstęp do prawoznawstwa, logika, konstytucyjne i jeden z przedmiotów historyczno-prawnych) - trochę ludzi wylatuje, bo coś zawalą. Od II roku można już mieć warunek z przedmiotu, albo warunkowe powtarzanie całego roku, względnie warunkowe nadzwyczajne powtarzanie roku lub przedmiotu. Więc wylecieć wcale tak łatwo nie jest - większość osób tak "dziaduje", powtarzając coś po parę razy - uważam, że to głupie rozwiązanie, bo to potem są w większości ci bezrobotni prawnicy i ludzie, którzy zaniżają uczelni wyniki zdawalności na aplikacje. Tak naprawdę to powinno skończyć nie więcej niż 100 osób. Kilkanaście lat temu było na roku 200 osób, kończyło 60-80 i to miało jakiś sens + były egzaminy wstępne. Niemiłosiernie mnie wkurza, że się "obniża prestiż", ale co zrobić - uczelnia zarabia majątek na opłatach za warunki. 
500 osób to razem z niestacjonarnymi, tak? Ja z kolei zauważyłam, że u nas egzaminy poprawkowe podobno są o wiele prostsze - ja pisałam jeden z historii i poziom był dosłownie gimnazjalny, a moi znajomi z innych przedmiotów i twierdzą, że nawet kompletny ignorant byłby w stanie je zdać. A co do warunków to u mnie na uczelni są bezpłatne, chyba że ktoś nie zaliczył zarówno ćwiczeń jak i egzaminu więc możliwe, że nikomu nie opłaca się ich organizować dlatego te II terminy są takie banalne i z jednej strony to jest na naszą korzyść, ale z drugiej nie jestem pewna czy to dobre rozwiązanie patrząc na podejście do studiów niektórych osób.
Właśnie nie! Niestacjonarni to już kolejne 600, z tym, że tam chyba znacznie więcej osób odpada. U mnie raczej nie są łatwiejsze - do tych wrześniowych terminów ludzie często podchodzą dopiero po raz pierwszy (nie zdają czegoś w czerwcu, bo np. wzięli sobie dużo przedmiotów i przekładają od razu na wrzesień) i poziom trudności pewnie z tego względu jest porównywalny. U mnie się płaci 50 zł za punkt ects. Cywil to na przykład 22 punkty. Biorąc pod uwagę, że były lata gdzie zdawalność egzaminu wynosiła 20% to można sobie łatwo policzyć "czysty zysk". Straszne psucie rynku :/ Potem są takie podrzędne kancelaryjki z ludźmi, którzy mieli takie mierne wyniki - spraw dobrze nie prowadzą, a tylko zaniżają stawki tym, który są na jakimś względnym poziomie. Powinni zlikwidować w ogóle zaoczne, obciąć limity do 200 osób i wprowadzić egzaminy wstępne - wszyscy to mówią, ale nikt tego nie zrobi. Takie błędne koło.
aaaa, to o to chodzi. boli cię że nie będziesz zarabiać kroci za jedno machnięcie podpisu? ciebie to denerwuje a przeciętnego Kowalskiego zachwyca, bo w końcu będzie go stać na prawnika.

Praca prawnika polega na machaniu podpisów? - no popatrz, zawsze myślałam, że spotykasz się z klientem, prowadzisz akta sprawy, przygotowujesz pisma procesowe, często jakieś opinie prawne, występujesz w sądzie, plus niejednokrotnie robisz jeszcze za tłumacza, doradcę podatkowego, specjalistę z zakresu księgowości, psychoanalityka i medium, bo klienci oczekują, że będziesz biegłym czytała w myślach ;) Zawód notariusza jest ściśle regulowany, stawki są jasno określone, nie ma dużych rozbieżności - jak pisałam, nie psuje się rynku i ktoś otrzymuje normalne wynagrodzenie za pracę, która jednak wiąże się z ogromem poświęconego czasu i wysiłku (studia, potem egzaminy na aplikacji i egzamin zawodowy, dalsze lata zdobywania praktycznej wiedzy), plus bardzo dużą odpowiedzialnością. Regulacje dotyczące adwokatów i radców leżą, potem są tacy prawnicy, którzy mieli dziesięć poprawek, egzaminy zdali za piątym razem, często cudem - bo ściągnęli od koleżanki. Kompetencje marne, sprawy przegrywają jedna za drugą, ale ludzie do nich idą, bo taniej. A potem przychodzą do jakiejś trzymającej poziom kancelarii, "bo im teraz to trzeba wszystko odkręcić". Jak mówiłam, psucie rynku, ani to nie jest dobre dla prawników, ani dla Kowalskiego. I nie obraź się, ale w pełni się zgadzam z komentarzem wyżej - na zasadzie "nie znam się, to się wypowiem plus jeszcze spróbuję komuś wbić szpilę" ;) 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.