- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
25 kwietnia 2015, 22:39
Był czy nie go nie było? Jeśli tak to na którym roku i co studiujecie? :) Oraz ile mniej więcej osób zaczynało studia, a ilu udało się je skończyć, w skrócie, ile mniej więcej odpadło?
Edytowany przez 2b0c0d36386afd5caacc50a6d545ed15 25 kwietnia 2015, 22:40
26 kwietnia 2015, 19:16
Cieszę się, że czujesz się lepsza, bo nigdy nie miałaś poprawki, ale życie bywa zabawne, i nie każdy kto ma warunek ma studia w dupie i chce je przelecieć byleby tylko zdać.) i uważam, że to jakaś tam wartość a przedziadowanie studiów na warunkach warunków to żaden wyczyn dla sprytnego cwaniaka.
A gdzie ja to powiedziałam? Napisałam, że nie zdać warunku to już trzeba naprawdę olać temat. Bo skoro trzeci raz uczysz się tego samego i nadal nie ogarniasz, no to może faktycznie nie czas i miejsce na studia.
btw. oczywiście, że czuję się lepsza, bo jestem inteligentna, życi się różnie układa, oczywiście, ale jeśli coś zależy od Ciebie i nie dołożysz wszelkich starań, to winić możesz tylko siebie
26 kwietnia 2015, 21:54
A gdzie ja to powiedziałam? Napisałam, że nie zdać warunku to już trzeba naprawdę olać temat. Bo skoro trzeci raz uczysz się tego samego i nadal nie ogarniasz, no to może faktycznie nie czas i miejsce na studia. btw. oczywiście, że czuję się lepsza, bo jestem inteligentna, życi się różnie układa, oczywiście, ale jeśli coś zależy od Ciebie i nie dołożysz wszelkich starań, to winić możesz tylko siebieCieszę się, że czujesz się lepsza, bo nigdy nie miałaś poprawki, ale życie bywa zabawne, i nie każdy kto ma warunek ma studia w dupie i chce je przelecieć byleby tylko zdać.) i uważam, że to jakaś tam wartość a przedziadowanie studiów na warunkach warunków to żaden wyczyn dla sprytnego cwaniaka.
gorzej, gdy dokładasz wszelkich starań i nadal noga sie powinie ;-)
edit: A inteligencja to nie tylko zdawanie egzaminów.
Edytowany przez JaninaAlicja 26 kwietnia 2015, 21:55
26 kwietnia 2015, 22:51
Praca prawnika polega na machaniu podpisów? - no popatrz, zawsze myślałam, że spotykasz się z klientem, prowadzisz akta sprawy, przygotowujesz pisma procesowe, często jakieś opinie prawne, występujesz w sądzie, plus niejednokrotnie robisz jeszcze za tłumacza, doradcę podatkowego, specjalistę z zakresu księgowości, psychoanalityka i medium, bo klienci oczekują, że będziesz biegłym czytała w myślach ;) Zawód notariusza jest ściśle regulowany, stawki są jasno określone, nie ma dużych rozbieżności - jak pisałam, nie psuje się rynku i ktoś otrzymuje normalne wynagrodzenie za pracę, która jednak wiąże się z ogromem poświęconego czasu i wysiłku (studia, potem egzaminy na aplikacji i egzamin zawodowy, dalsze lata zdobywania praktycznej wiedzy), plus bardzo dużą odpowiedzialnością. Regulacje dotyczące adwokatów i radców leżą, potem są tacy prawnicy, którzy mieli dziesięć poprawek, egzaminy zdali za piątym razem, często cudem - bo ściągnęli od koleżanki. Kompetencje marne, sprawy przegrywają jedna za drugą, ale ludzie do nich idą, bo taniej. A potem przychodzą do jakiejś trzymającej poziom kancelarii, "bo im teraz to trzeba wszystko odkręcić". Jak mówiłam, psucie rynku, ani to nie jest dobre dla prawników, ani dla Kowalskiego. I nie obraź się, ale w pełni się zgadzam z komentarzem wyżej - na zasadzie "nie znam się, to się wypowiem plus jeszcze spróbuję komuś wbić szpilę" ;)aaaa, to o to chodzi. boli cię że nie będziesz zarabiać kroci za jedno machnięcie podpisu? ciebie to denerwuje a przeciętnego Kowalskiego zachwyca, bo w końcu będzie go stać na prawnika.Właśnie nie! Niestacjonarni to już kolejne 600, z tym, że tam chyba znacznie więcej osób odpada. U mnie raczej nie są łatwiejsze - do tych wrześniowych terminów ludzie często podchodzą dopiero po raz pierwszy (nie zdają czegoś w czerwcu, bo np. wzięli sobie dużo przedmiotów i przekładają od razu na wrzesień) i poziom trudności pewnie z tego względu jest porównywalny. U mnie się płaci 50 zł za punkt ects. Cywil to na przykład 22 punkty. Biorąc pod uwagę, że były lata gdzie zdawalność egzaminu wynosiła 20% to można sobie łatwo policzyć "czysty zysk". Straszne psucie rynku :/ Potem są takie podrzędne kancelaryjki z ludźmi, którzy mieli takie mierne wyniki - spraw dobrze nie prowadzą, a tylko zaniżają stawki tym, który są na jakimś względnym poziomie. Powinni zlikwidować w ogóle zaoczne, obciąć limity do 200 osób i wprowadzić egzaminy wstępne - wszyscy to mówią, ale nikt tego nie zrobi. Takie błędne koło.500 osób to razem z niestacjonarnymi, tak? Ja z kolei zauważyłam, że u nas egzaminy poprawkowe podobno są o wiele prostsze - ja pisałam jeden z historii i poziom był dosłownie gimnazjalny, a moi znajomi z innych przedmiotów i twierdzą, że nawet kompletny ignorant byłby w stanie je zdać. A co do warunków to u mnie na uczelni są bezpłatne, chyba że ktoś nie zaliczył zarówno ćwiczeń jak i egzaminu więc możliwe, że nikomu nie opłaca się ich organizować dlatego te II terminy są takie banalne i z jednej strony to jest na naszą korzyść, ale z drugiej nie jestem pewna czy to dobre rozwiązanie patrząc na podejście do studiów niektórych osób.Ciężko stwierdzić. Studiuję prawo na UJ - zaczyna 500 osób. Ile kończy pojęcia nie mam. Na I roku trzeba zdać wszystkie obligi (obligiem jest wstęp do prawoznawstwa, logika, konstytucyjne i jeden z przedmiotów historyczno-prawnych) - trochę ludzi wylatuje, bo coś zawalą. Od II roku można już mieć warunek z przedmiotu, albo warunkowe powtarzanie całego roku, względnie warunkowe nadzwyczajne powtarzanie roku lub przedmiotu. Więc wylecieć wcale tak łatwo nie jest - większość osób tak "dziaduje", powtarzając coś po parę razy - uważam, że to głupie rozwiązanie, bo to potem są w większości ci bezrobotni prawnicy i ludzie, którzy zaniżają uczelni wyniki zdawalności na aplikacje. Tak naprawdę to powinno skończyć nie więcej niż 100 osób. Kilkanaście lat temu było na roku 200 osób, kończyło 60-80 i to miało jakiś sens + były egzaminy wstępne. Niemiłosiernie mnie wkurza, że się "obniża prestiż", ale co zrobić - uczelnia zarabia majątek na opłatach za warunki.
Nie ma co się wysilać z tłumaczeniem... Podobne opinię słyszę o geodetach, a jako że studiuję geodezję to jestem w temacie. Bez komentarza.
U mnie zaczynało ok. 120 osób, inżyniera obroniło 60. Prawda jest taka, że gdyby limit miejsc był dwukrotnie niższy na wszystkich uczelniach to mogłaby się trochę sytuacja na rynku oczyścić, a tak - mamy nadprodukcję średniej jakości klasy robotniczej. Ważne, że uczelniom hajs się zgadza.
26 kwietnia 2015, 23:24
aaaa, to o to chodzi. boli cię że nie będziesz zarabiać kroci za jedno machnięcie podpisu? ciebie to denerwuje a przeciętnego Kowalskiego zachwyca, bo w końcu będzie go stać na prawnika.Właśnie nie! Niestacjonarni to już kolejne 600, z tym, że tam chyba znacznie więcej osób odpada. U mnie raczej nie są łatwiejsze - do tych wrześniowych terminów ludzie często podchodzą dopiero po raz pierwszy (nie zdają czegoś w czerwcu, bo np. wzięli sobie dużo przedmiotów i przekładają od razu na wrzesień) i poziom trudności pewnie z tego względu jest porównywalny. U mnie się płaci 50 zł za punkt ects. Cywil to na przykład 22 punkty. Biorąc pod uwagę, że były lata gdzie zdawalność egzaminu wynosiła 20% to można sobie łatwo policzyć "czysty zysk". Straszne psucie rynku :/ Potem są takie podrzędne kancelaryjki z ludźmi, którzy mieli takie mierne wyniki - spraw dobrze nie prowadzą, a tylko zaniżają stawki tym, który są na jakimś względnym poziomie. Powinni zlikwidować w ogóle zaoczne, obciąć limity do 200 osób i wprowadzić egzaminy wstępne - wszyscy to mówią, ale nikt tego nie zrobi. Takie błędne koło.500 osób to razem z niestacjonarnymi, tak? Ja z kolei zauważyłam, że u nas egzaminy poprawkowe podobno są o wiele prostsze - ja pisałam jeden z historii i poziom był dosłownie gimnazjalny, a moi znajomi z innych przedmiotów i twierdzą, że nawet kompletny ignorant byłby w stanie je zdać. A co do warunków to u mnie na uczelni są bezpłatne, chyba że ktoś nie zaliczył zarówno ćwiczeń jak i egzaminu więc możliwe, że nikomu nie opłaca się ich organizować dlatego te II terminy są takie banalne i z jednej strony to jest na naszą korzyść, ale z drugiej nie jestem pewna czy to dobre rozwiązanie patrząc na podejście do studiów niektórych osób.Ciężko stwierdzić. Studiuję prawo na UJ - zaczyna 500 osób. Ile kończy pojęcia nie mam. Na I roku trzeba zdać wszystkie obligi (obligiem jest wstęp do prawoznawstwa, logika, konstytucyjne i jeden z przedmiotów historyczno-prawnych) - trochę ludzi wylatuje, bo coś zawalą. Od II roku można już mieć warunek z przedmiotu, albo warunkowe powtarzanie całego roku, względnie warunkowe nadzwyczajne powtarzanie roku lub przedmiotu. Więc wylecieć wcale tak łatwo nie jest - większość osób tak "dziaduje", powtarzając coś po parę razy - uważam, że to głupie rozwiązanie, bo to potem są w większości ci bezrobotni prawnicy i ludzie, którzy zaniżają uczelni wyniki zdawalności na aplikacje. Tak naprawdę to powinno skończyć nie więcej niż 100 osób. Kilkanaście lat temu było na roku 200 osób, kończyło 60-80 i to miało jakiś sens + były egzaminy wstępne. Niemiłosiernie mnie wkurza, że się "obniża prestiż", ale co zrobić - uczelnia zarabia majątek na opłatach za warunki.
Jesli praca prawnika polega na podpisywaniu dokumentow, to praca lekarza polega na wypisywaniu recept. Co jest zlego w tym, ze ktos ciezko pracuje i chcialby zarabiac porzadne pieniadze? I tu na mysli ma wszystkie branze, nie tylko tych po studiach. Prawda jest taka, ze zycie zdefiniuje kto sie ucCiwie przykladal (nie wazne czy zdarzyl mu sie nawet warunek), a kto chcial miec papierek, bo to jest fajne. Ja pracuje na swoj sukces juz od pierwszego roku i jestem dumna, ze juz dzwonia do mnie z propozycjami aplikacji. I daje rade zdawaz na dziennych studiach na 5 i jeszcze pracowac i te prace czesto brac do domu.Jak ktos jest zdeterminowany to da rrade. Mowie o osobach, ktore nie ucza sie tylko dziaduja na studiach, a nie o tych ktorym sie noga powinie, bo nie jestem idealna i moze mi sie zdarzyc kiedys, ze bede ten warunek miala. Chodzi tu o osoby, ktore mysla, ze sam papierek ich zbawi.
26 kwietnia 2015, 23:27
Nie ma co się wysilać z tłumaczeniem... Podobne opinię słyszę o geodetach, a jako że studiuję geodezję to jestem w temacie. Bez komentarza.U mnie zaczynało ok. 120 osób, inżyniera obroniło 60. Prawda jest taka, że gdyby limit miejsc był dwukrotnie niższy na wszystkich uczelniach to mogłaby się trochę sytuacja na rynku oczyścić, a tak - mamy nadprodukcję średniej jakości klasy robotniczej. Ważne, że uczelniom hajs się zgadza.Praca prawnika polega na machaniu podpisów? - no popatrz, zawsze myślałam, że spotykasz się z klientem, prowadzisz akta sprawy, przygotowujesz pisma procesowe, często jakieś opinie prawne, występujesz w sądzie, plus niejednokrotnie robisz jeszcze za tłumacza, doradcę podatkowego, specjalistę z zakresu księgowości, psychoanalityka i medium, bo klienci oczekują, że będziesz biegłym czytała w myślach ;) Zawód notariusza jest ściśle regulowany, stawki są jasno określone, nie ma dużych rozbieżności - jak pisałam, nie psuje się rynku i ktoś otrzymuje normalne wynagrodzenie za pracę, która jednak wiąże się z ogromem poświęconego czasu i wysiłku (studia, potem egzaminy na aplikacji i egzamin zawodowy, dalsze lata zdobywania praktycznej wiedzy), plus bardzo dużą odpowiedzialnością. Regulacje dotyczące adwokatów i radców leżą, potem są tacy prawnicy, którzy mieli dziesięć poprawek, egzaminy zdali za piątym razem, często cudem - bo ściągnęli od koleżanki. Kompetencje marne, sprawy przegrywają jedna za drugą, ale ludzie do nich idą, bo taniej. A potem przychodzą do jakiejś trzymającej poziom kancelarii, "bo im teraz to trzeba wszystko odkręcić". Jak mówiłam, psucie rynku, ani to nie jest dobre dla prawników, ani dla Kowalskiego. I nie obraź się, ale w pełni się zgadzam z komentarzem wyżej - na zasadzie "nie znam się, to się wypowiem plus jeszcze spróbuję komuś wbić szpilę" ;)aaaa, to o to chodzi. boli cię że nie będziesz zarabiać kroci za jedno machnięcie podpisu? ciebie to denerwuje a przeciętnego Kowalskiego zachwyca, bo w końcu będzie go stać na prawnika.Właśnie nie! Niestacjonarni to już kolejne 600, z tym, że tam chyba znacznie więcej osób odpada. U mnie raczej nie są łatwiejsze - do tych wrześniowych terminów ludzie często podchodzą dopiero po raz pierwszy (nie zdają czegoś w czerwcu, bo np. wzięli sobie dużo przedmiotów i przekładają od razu na wrzesień) i poziom trudności pewnie z tego względu jest porównywalny. U mnie się płaci 50 zł za punkt ects. Cywil to na przykład 22 punkty. Biorąc pod uwagę, że były lata gdzie zdawalność egzaminu wynosiła 20% to można sobie łatwo policzyć "czysty zysk". Straszne psucie rynku :/ Potem są takie podrzędne kancelaryjki z ludźmi, którzy mieli takie mierne wyniki - spraw dobrze nie prowadzą, a tylko zaniżają stawki tym, który są na jakimś względnym poziomie. Powinni zlikwidować w ogóle zaoczne, obciąć limity do 200 osób i wprowadzić egzaminy wstępne - wszyscy to mówią, ale nikt tego nie zrobi. Takie błędne koło.500 osób to razem z niestacjonarnymi, tak? Ja z kolei zauważyłam, że u nas egzaminy poprawkowe podobno są o wiele prostsze - ja pisałam jeden z historii i poziom był dosłownie gimnazjalny, a moi znajomi z innych przedmiotów i twierdzą, że nawet kompletny ignorant byłby w stanie je zdać. A co do warunków to u mnie na uczelni są bezpłatne, chyba że ktoś nie zaliczył zarówno ćwiczeń jak i egzaminu więc możliwe, że nikomu nie opłaca się ich organizować dlatego te II terminy są takie banalne i z jednej strony to jest na naszą korzyść, ale z drugiej nie jestem pewna czy to dobre rozwiązanie patrząc na podejście do studiów niektórych osób.Ciężko stwierdzić. Studiuję prawo na UJ - zaczyna 500 osób. Ile kończy pojęcia nie mam. Na I roku trzeba zdać wszystkie obligi (obligiem jest wstęp do prawoznawstwa, logika, konstytucyjne i jeden z przedmiotów historyczno-prawnych) - trochę ludzi wylatuje, bo coś zawalą. Od II roku można już mieć warunek z przedmiotu, albo warunkowe powtarzanie całego roku, względnie warunkowe nadzwyczajne powtarzanie roku lub przedmiotu. Więc wylecieć wcale tak łatwo nie jest - większość osób tak "dziaduje", powtarzając coś po parę razy - uważam, że to głupie rozwiązanie, bo to potem są w większości ci bezrobotni prawnicy i ludzie, którzy zaniżają uczelni wyniki zdawalności na aplikacje. Tak naprawdę to powinno skończyć nie więcej niż 100 osób. Kilkanaście lat temu było na roku 200 osób, kończyło 60-80 i to miało jakiś sens + były egzaminy wstępne. Niemiłosiernie mnie wkurza, że się "obniża prestiż", ale co zrobić - uczelnia zarabia majątek na opłatach za warunki.
Oj geodezja jest ciezka, mimo ze moze nie brzmi z pozoru strasznie. Znam ludzi po i w trakcie tych studiow i to twardy orzech do zgrzienia. Ale jestes chyba na polmetku, wiec poradzisz sobie. :)
27 kwietnia 2015, 08:49
gorzej, gdy dokładasz wszelkich starań i nadal noga sie powinie ;-)edit: A inteligencja to nie tylko zdawanie egzaminów.A gdzie ja to powiedziałam? Napisałam, że nie zdać warunku to już trzeba naprawdę olać temat. Bo skoro trzeci raz uczysz się tego samego i nadal nie ogarniasz, no to może faktycznie nie czas i miejsce na studia. btw. oczywiście, że czuję się lepsza, bo jestem inteligentna, życi się różnie układa, oczywiście, ale jeśli coś zależy od Ciebie i nie dołożysz wszelkich starań, to winić możesz tylko siebieCieszę się, że czujesz się lepsza, bo nigdy nie miałaś poprawki, ale życie bywa zabawne, i nie każdy kto ma warunek ma studia w dupie i chce je przelecieć byleby tylko zdać.) i uważam, że to jakaś tam wartość a przedziadowanie studiów na warunkach warunków to żaden wyczyn dla sprytnego cwaniaka.
Oczywiście, że inteligencja to nie tylko zdawanie egzaminów, ale także umiejętność - gorszego lub lepszego - ale poradzenia sobie w każdej sytuacji a nie zawalenie studiów.
27 kwietnia 2015, 10:38
Oczywiście, że inteligencja to nie tylko zdawanie egzaminów, ale także umiejętność - gorszego lub lepszego - ale poradzenia sobie w każdej sytuacji a nie zawalenie studiów.gorzej, gdy dokładasz wszelkich starań i nadal noga sie powinie ;-)edit: A inteligencja to nie tylko zdawanie egzaminów.A gdzie ja to powiedziałam? Napisałam, że nie zdać warunku to już trzeba naprawdę olać temat. Bo skoro trzeci raz uczysz się tego samego i nadal nie ogarniasz, no to może faktycznie nie czas i miejsce na studia. btw. oczywiście, że czuję się lepsza, bo jestem inteligentna, życi się różnie układa, oczywiście, ale jeśli coś zależy od Ciebie i nie dołożysz wszelkich starań, to winić możesz tylko siebieCieszę się, że czujesz się lepsza, bo nigdy nie miałaś poprawki, ale życie bywa zabawne, i nie każdy kto ma warunek ma studia w dupie i chce je przelecieć byleby tylko zdać.) i uważam, że to jakaś tam wartość a przedziadowanie studiów na warunkach warunków to żaden wyczyn dla sprytnego cwaniaka.
Cieszę się, że masz takie podejście do sprawy, nie wiem jednak, jakie masz doświadczenia - z mojej perspektywy mimo wszystko patrzę na to łaskawiej, bo życie naprawdę mnie doświadczyło :-) mimo że wyszłam na prostą to było bardzo ciężko i dlatego jestem na warunku, a nie dlatego, że mi się nie chciało ;)
27 kwietnia 2015, 15:29
A wcześniej pisałaś, że Cię wywalili ze studiów, teraz, że jesteś na warunku - to ja się pogubiłam już. Bo nigdzie nie mówiłam, że warunki są złe, ale, że niezaliczenie warunków i relegowanie z uczelni jest już na własne życzenie.
27 kwietnia 2015, 15:58
u mnie równo połowa ludzi jest nowa - ci co wylecieli zostali zastąpieni przez spadochroniarzy i tych co przenieśli się z innych uczelni lub wyrobili średnią na zaocznych i przenieśli się do nas na dzienne. 3 rok prawa. sporo jest osób ślizgających się, nie przychodzą na zajęcia i nagle cudem zdają egzaminy; jeden wykładowca bez ogródek nam powiedział, że jak dzwoni do niego dziadzia, babcia, wujek, rodzic czy znajomy, który jest ważnym politykiem, prawnikiem, naukowcem, biznesmenem czy po prostu znajomym to nie będzie sobie robił problemów uwalając ćwoka, a jeszcze go z dobrą oceną popchnie dalej. nic a nic mnie to nie boli, życie nasz wszystkich zweryfikuje.
27 kwietnia 2015, 16:52
A wcześniej pisałaś, że Cię wywalili ze studiów, teraz, że jesteś na warunku - to ja się pogubiłam już. Bo nigdzie nie mówiłam, że warunki są złe, ale, że niezaliczenie warunków i relegowanie z uczelni jest już na własne życzenie.
Nigdzie nie napisałam, że mnie wywalili z uczelni :D