Temat: Czy przyjaźń damsko-męska istnieje?

Nasunęło mi się takie pytanie po przeczytaniu jednego z tematów na forum. Czy wg Was istnieje przyjaźń damsko-męska między osobami hetero? Nigdy nie byłam w takiej relacji i trudno mi sobie to wyobrazić. Jakie jest Wasze zdanie?

Wilena napisał(a):

Ja wierzę, sama mam dwóch przyjaciół. Jednego poznałam w piaskownicy jak mieliśmy po trzy lata. Nasze mamy się zaprzyjaźniły, często się spotykały (zabierając nas żebyśmy się pobawili), potem to samo przedszkole, ta sama klasa w podstawówce i w gimnazjum. Dopiero w liceum się rozdzieliliśmy. Dla mnie jest jak brat. Nasze rodziny też są ze sobą zżyte, jak wpadnę do rodziców w niedzielę to wysoce prawdopodobne, że jego rodzice już będą siedzieli z kawką w salonie. A drugiego przyjaciela poznałam jak mieliśmy po 17 lat, na wyjeździe w liceum. Jak się poznaliśmy to przegadaliśmy całą noc - ale jakoś od samego początku to zupełnie było wyprane z jakiegoś damsko-męskiego kontekstu. Pamiętam, ze obydwoje byliśmy wtedy zakręceni na punkcie polityki i nasza rozmowa krążyła wokół tego co zrobimy jak przejmiemy władzę nad światem, a nie że jakieś tam banalne randki, czy coś :D - i tak od 13 lat. Nigdy nikt zainteresowania drugą osobą w damsko-męskim kontekście nie wykazywał, więc mnie rozkłada na łopatki jak mi ktoś próbuje wmawiać, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje i poczekaj, a zobaczysz że to się rozsypie. To nie wiem ile mam czekać, bo w jednym przypadku 27 lat, w drugim 13, to zastanawiam się jaki czas dla kogoś jest wystarczającym dowodem, może na łożu śmierci dopiero to się da zwryfikowac czy coś :D 

Ponoć poznani w dzieciństwie ludzie się nie  liczą, bo nasz mózg programuje ich na "część rodziny" tzn na osobę aseksualną. 

:D

Nie musisz argumentować, że to nie prawda, tak się śmieję, że taką teorię naukową słyszałam. Ponoć chroni nas to przed kazirodztwem.

A tak serio - ja serio nie znam przypadku przyjaźni hetero damsko męskiej. Wszystkie te przyjaźnie studenckie i licealne okazały się albo nie do końca platoniczne, albo nie do końca hetero. Albo nie do końca przyjaźniami, raczej koleżeństwem. Więc mi wychodzi statystycznie, że na X sytuacji, kiedy młoda kobieta, uważa, że ma przyjaciela 9/10 przypadków okazuje się po czasie, że przyjaźni hetero-hetero jednak nie ma.

Tym bardziej zazdroszczę temu 1 na 10 przypadków, ale jestem bardzo sceptyczna, że to jest norma dla relacji damsko męskich.

Oczywiście, że istnieje. Obie strony muszą być na dość wysokim poziomie mentalnym, czytając wcześniejsze odpowiedzi, jak i po prostu dojrzałe emocjonalnie.

Oczywiście, że istnieje. Studiowałam i pracuję w mocno męskim środowisku i gdybym nie miała męskich przyjaciół, to prawdopodobnie nie miałabym przyjaciół w ogóle;)

menot: co do przyjaźni damsko-meskich - istnieje jeszcze trzecia opcja. Kobieta-rodzynek w męskim towarzystwie, niezbyt atrakcyjna i - opcjonalnie - zajęta. Zostaje taką psiapsiółką od doradzania w sprawach damsko-meskich albo po prostu kumplem od piwa. Bez podtekstów. Potwierdzam osobiście istnienie takich relacji, to ja;)

zdecydowanie nie 

UzaleznionaOdLukrecji napisał(a):

Oczywiście, że istnieje. Studiowałam i pracuję w mocno męskim środowisku i gdybym nie miała męskich przyjaciół, to prawdopodobnie nie miałabym przyjaciół w ogóle;)

menot: co do przyjaźni damsko-meskich - istnieje jeszcze trzecia opcja. Kobieta-rodzynek w męskim towarzystwie, niezbyt atrakcyjna i - opcjonalnie - zajęta. Zostaje taką psiapsiółką od doradzania w sprawach damsko-meskich albo po prostu kumplem od piwa. Bez podtekstów. Potwierdzam osobiście istnienie takich relacji, to ja;)

Mi z wiekiem ta wiara w platoniczne relacje trochę wyparowała. Te spektakularne przyjaźnie z mojego roku na studiach okazały się nie hetero po latach, przy przyjaźniach licealnych związek urody dziewczyny z ilością "kolegów" był zbyt zauważalny, żeby go ignorować. Może tak piszę z zazdrości, ale niestety tak się sytuacja przedstawiała.

Ja miałam okres właśnie bycia rodzynkiem w grupie facetów, więc znam te klimaty. Ale sytuacja była o tyle specyficzna, że wiedzieliśmy, że spędzimy ze sobą tylko 6 miesięcy, nie więcej. I tak pod koniec owych 6 miesięcy kilku najbliższych z owych kolegów zaproponowało mi FWB. I tak się moja wiara w platoniczne relacje trochę załamała. Paru serio kolegów, o których wiem, że absolutnie nic ode mnie nie chcieli po prostu uważało mnie za zbyt brzydką :D I vice versa. Więc to też...taka trochę  dziwna relacja. Może nie wiem, łatwiej jak się poznaje ludzi przez hobby, czy już będąc zajętym? Może ma się inną perspektywę, kiedy nie szuka się potencjalnego partnera? U mnie to były straszne niewypały. Z przyjacielem z dzieciństwa spotkałam się czysto platonicznie po xxx latach, w nadziei na fajne wspominki, to mnie zaczął podrywać i mi ściemniać, jak to mu się z już "praktycznie byłą dziewczyną" nie układa, jak to już właściwie zerwali itd. Ekhem. Są teraz małżeństwem, dwoje dzieci. Nie mogę na faceta patrzeć na FB.

Przy czym, ja bardzo lubię facetów, lubię ich towarzystwo, sposób bycia, żarty, energię - no ale nie wychodzi nic więcej z tego poza relacjami bardzo powierzchownymi :/

Jest możliwa, czemu nie? Z każdą osobą płci przeciwnej macie ochotę sypiać? Przecież ktoś może być dobrym przyjacielem, a kompletnie nie pociągać drugiej osoby fizycznie.

Albo nawet może podobać się, ale jeśli ma się męża/żonę, to tamta osoba jest w innej "szufladzie" w mózgu. 

Mam tak z wieloma kolegami. Widzę, że są przystojni, ale to koledzy, nie materiał do zaliczenia, nawet gdybym była wolna... są nie w tej przegródce i już.


Pasek wagi

Sama nie wiem. Obracalam sie w towarzystwie atrakcyjnych lasek i sama mialam kupe przyjaciol. W ogole bardzo wielu przyjaciol, z ZHP, z ktorymi tyle przezylam, ze hoho. Tylko nie wiem, albo ja bylam glupia, albo naprawde w te przyjaznie wierzylam, bo z czasem sie okazalo, ze wiekszosc z nich byla we mnie zadurzona. A dla mnie to byla norma, ze jak pojechalam na sylwestra do Brukseli na Taize, to nagle jeden kumpel tez tam przyjechal, zdecydowal z dnia na dzien, ze jutro jedzie do Brukseli i sie spykniemy.  Ze jeden tak o sobie wpadl rowerem 250 km na moj oboz. Nie wiem. No slepa bylam i glupia xD Bo to naprawde super faceci sa. 

Wtedy jakos tych przyjazni potrzebowalam, dzis nie. Mam jednego przyjaciela od studiow, ale tez mamy jakis tam slaby kontakt juz, czasem popiszemy, ale on jest gejem, wiec sie nie liczy ;P 

it.girl napisał(a):

Jest możliwa, czemu nie? Z każdą osobą płci przeciwnej macie ochotę sypiać? Przecież ktoś może być dobrym przyjacielem, a kompletnie nie pociągać drugiej osoby fizycznie.

Albo nawet może podobać się, ale jeśli ma się męża/żonę, to tamta osoba jest w innej "szufladzie" właśnie.

Żeby się z kimś przyjaźnić, musisz mieć ŚWIETNY FLOW. Przyjaźń, do dużo więcej, niż koleżeństwo - nie mówimy o koleżeństwie. Więc jakbym miała z kimś genialny flow, to musiałby być serio bardzo brzydki, żeby mnie nie pociągał :D Może dlatego, że nie przykładam aż takiej wagi do wyglądu. Więc sytuacja, że MEGA kogoś lubię, ale jednocześnie mi się kompletnie nie podoba, jest dla mnie trochę abstrakcyjna, by musiał być serio szpetny jak noc...lub kompletnie mnie ignorować jako kobietę :D Takie miałam przynajmniej wrażenia jako singielka. Jak mam z facetem flow, to mi się zaczyna podobać. Jak mi się zaczyna podobać, to będąc w związku nie wchodzę głębiej w przyjaźń.

Więc to taka teoretyczna opcja, że niby się da i ktoś doświadczył, ale w życiu widzę te przypadki z wiekiem coraz rzadziej. A najwięcej widzę właśnie dziewczyn, co to się chwalą ilu mają kolegów facetów (a przynajmniej tak było w grupie 20 latków), kiedy dla wszystkich z boku było oczywiste, że to nie są platoniczni koledzy.

Dużo rzadsze, niż np. przyjaźń męsko-męska (bez podtekstów), ale te wyjątki potwierdzają regułę, że "nie istnieje"... Nie można wykluczyć, że z przyjaźni zrodzi się miłość i tu nikt nie da "gwarancji". Przyjaźnić się z (seksualnym) partnerem, to (wbrew pozorom) też nie jest częste.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.