Temat: Czy jesteś szczęśliwa/szczęśliwy?

Gdyby ktoś teraz zapytał Cię, czy jesteś człowiekiem szczęśliwym - co byście odpowiedzieli?

A jeśli jesteście szczęśliwi - to czy mieliście kiedyś moment w życiu, kiedy nie byliście? I jak z tego wyszliście?

Wiem, że może pytanie głupie, ale od dłuższego czasu łapie się na myślach, że żałuję wielu decyzji (poważnych) i nie jestem od dawna szczęśliwa. Nawet świętami nie potrafię się cieszyć, a zwykle chociażby swiateczny nastrój mi się udzielał i chociaż trochę poprawiał samopoczucie.

Pasek wagi

Jestem szczęśliwa :)

PrzesuwaczPixeli napisał(a):

Moim zdaniem szczęśliwe mogą być istoty albo nieświadome, albo nie posiadające ambicji - trzeciej grupy, czyli spełnionych życiowo nie wliczam, gdyż to niewielki promil ;P

Wiesz, najtrudniejsze jest właśnie to, żeby poczuć się życiowo spełnionym. Trzeba umieć  opanować wybujałe ambicje i pragnienia, uświadomić sobie własne osiągnięcia i zrealizowane cele, a potem dopuścić do głosu uczucie wdzięczności :)

Tak, jestem szczęśliwa. Ostatnio wszystko mi się układa i czuje, że odzyskałam panowanie nad swoim życiem, czuję wiatr w żaglach.

Raczej nie mam w życiu decyzji, których (nie) podjęcia żałuję, a jeśli już to są to kwestie które mogę nadrobić (np że nie uczyłam się porządnie niemieckiego i teraz trochę blokuje mi on rozwój zawodowy). Ale ja ogólnie mam silna psychikę, nie jest łatwo mnie dotknąć.

Pasek wagi

SzczesliwaByc napisał(a):

pestka.jablkowa napisał(a):

  Co do problemów to mam takie podejście: Czy mam na to jakiś wpływ? Nie ? nie ma sensu się zamartwiać. Tak ? zmień to co ci nie pasuje. Bez wymówek, bez jęczenia, tylko my jesteśmy odpowiedzialni z nasze życie. Chociaz nie wierzę, że ?możesz osiągnąć wszystko jeśli tylko chcesz? ? życie jest trochę bardziej skomplikowane. Ale wierzę, że jeśli coś nam nie pasuje, to powinniśmy zrobić wszystko co w naszej mocy aby to zmienić. A jeśli się nie uda, to przynajmniej wiemy, że próbowaliśmy na 100%.
Czasami problem jest bardziej złożony. O ile żałuję studiów na które poszłam, to jestem to w stanie przeboleć, bo zawsze można się przekwalifikować, o tyle drugi problem jest bardziej złożony. I działając w tym kierunku pewnie zranie inne osoby. Jestem nieszczęśliwa w małżeństwie. Czasem się zastanawiam, czy gdybym mogła cofnąć czas to czy coś bym zmieniła. I z jednej strony bardzo bym chciała, a z drugiej - jedyne co mi dobrego przyniosło, to moje dziecko, bez którego nie wyobrażam sobie życia. Wiele razy widzę szczęśliwe pary, czytam tak jak tutaj - że mąż jest najlepszym przyjacielem, miłością życia. U mnie tego nie ma. Częściej się kłócimy niż rozmawiamy, z mojej strony uczucie wygasło. Wiem, że ogólnie jest dobrym człowiekiem, widzę, że coraz lepiej dogaduje się z naszym dzieckiem. Widzę, że się stara, ale boje się, że będzie jak z moimi studiami. Po 2 roku czułam, że źle wybrałam, ale stwierdziłam, że jak już "zmarnowałam" 2 lata, to dokończę studia. Teraz wiem, że przez to zmarnowałam 5 lat. Boję się, że za 10-20 lat dojdę to do takiego samego wniosku na myśl o moim małżeństwie... Pewnie gdyby nie dziecko, już dawno podjęłabym kroki. A tak mam wrażenie, że walcząc o swoje szczęście, zniszczę szczęście wszystkich wokoło... 

Czytając coś takiego myślę że to cholernie przykre i że powinnaś pójść w jedną albo druga stronę. Nie jest najlepsza opcja po prostu się rozwieść, ale... Nie wiem co doprowadziło Was do takiego stanu. Co Was połączyło, a teraz dzieli? Może warto zacząć szczerze rozmawiać z mężem i pracować nad waszym małżeństwem. Jeśli okaże się że jesteście z dwóch różnych bajek to pomyśleć o innych krokach. Życie jest BARDZO krótkie. Dziecko teraz małe, za 10 lat zacznie mieć swój świat, a za 20 już go w ogóle w domu nie będzie na co dzień  - wtedy zostaniecie już tylko wy. Pomyśl o swoim szczęściu.

Tak. Zawsze bylam. Kluczem jest cieszenie sie z drobiazgow. Ale jako nastolatka mialam epizod z depresja

Pasek wagi

SzczesliwaByc napisał(a):

pestka.jablkowa napisał(a):

  Co do problemów to mam takie podejście: Czy mam na to jakiś wpływ? Nie ? nie ma sensu się zamartwiać. Tak ? zmień to co ci nie pasuje. Bez wymówek, bez jęczenia, tylko my jesteśmy odpowiedzialni z nasze życie. Chociaz nie wierzę, że ?możesz osiągnąć wszystko jeśli tylko chcesz? ? życie jest trochę bardziej skomplikowane. Ale wierzę, że jeśli coś nam nie pasuje, to powinniśmy zrobić wszystko co w naszej mocy aby to zmienić. A jeśli się nie uda, to przynajmniej wiemy, że próbowaliśmy na 100%.
Czasami problem jest bardziej złożony. O ile żałuję studiów na które poszłam, to jestem to w stanie przeboleć, bo zawsze można się przekwalifikować, o tyle drugi problem jest bardziej złożony. I działając w tym kierunku pewnie zranie inne osoby. Jestem nieszczęśliwa w małżeństwie. Czasem się zastanawiam, czy gdybym mogła cofnąć czas to czy coś bym zmieniła. I z jednej strony bardzo bym chciała, a z drugiej - jedyne co mi dobrego przyniosło, to moje dziecko, bez którego nie wyobrażam sobie życia. Wiele razy widzę szczęśliwe pary, czytam tak jak tutaj - że mąż jest najlepszym przyjacielem, miłością życia. U mnie tego nie ma. Częściej się kłócimy niż rozmawiamy, z mojej strony uczucie wygasło. Wiem, że ogólnie jest dobrym człowiekiem, widzę, że coraz lepiej dogaduje się z naszym dzieckiem. Widzę, że się stara, ale boje się, że będzie jak z moimi studiami. Po 2 roku czułam, że źle wybrałam, ale stwierdziłam, że jak już "zmarnowałam" 2 lata, to dokończę studia. Teraz wiem, że przez to zmarnowałam 5 lat. Boję się, że za 10-20 lat dojdę to do takiego samego wniosku na myśl o moim małżeństwie... Pewnie gdyby nie dziecko, już dawno podjęłabym kroki. A tak mam wrażenie, że walcząc o swoje szczęście, zniszczę szczęście wszystkich wokoło... 

Moi rodzice tak probowali do 50-tki. W koncu obydwoje zaczeli sie zdradzac, rozwiedli i w reszcie zostali szczesliwi.

Zycie jest tylko jedno, a dzieci wiedza kiedy ich rodzice nie sa szczesliwi, uwierz mi! 

Powodzenia.

bywam.

Pasek wagi

Olenochka napisał(a):

SzczesliwaByc napisał(a):

pestka.jablkowa napisał(a):

  Co do problemów to mam takie podejście: Czy mam na to jakiś wpływ? Nie ? nie ma sensu się zamartwiać. Tak ? zmień to co ci nie pasuje. Bez wymówek, bez jęczenia, tylko my jesteśmy odpowiedzialni z nasze życie. Chociaz nie wierzę, że ?możesz osiągnąć wszystko jeśli tylko chcesz? ? życie jest trochę bardziej skomplikowane. Ale wierzę, że jeśli coś nam nie pasuje, to powinniśmy zrobić wszystko co w naszej mocy aby to zmienić. A jeśli się nie uda, to przynajmniej wiemy, że próbowaliśmy na 100%.
Czasami problem jest bardziej złożony. O ile żałuję studiów na które poszłam, to jestem to w stanie przeboleć, bo zawsze można się przekwalifikować, o tyle drugi problem jest bardziej złożony. I działając w tym kierunku pewnie zranie inne osoby. Jestem nieszczęśliwa w małżeństwie. Czasem się zastanawiam, czy gdybym mogła cofnąć czas to czy coś bym zmieniła. I z jednej strony bardzo bym chciała, a z drugiej - jedyne co mi dobrego przyniosło, to moje dziecko, bez którego nie wyobrażam sobie życia. Wiele razy widzę szczęśliwe pary, czytam tak jak tutaj - że mąż jest najlepszym przyjacielem, miłością życia. U mnie tego nie ma. Częściej się kłócimy niż rozmawiamy, z mojej strony uczucie wygasło. Wiem, że ogólnie jest dobrym człowiekiem, widzę, że coraz lepiej dogaduje się z naszym dzieckiem. Widzę, że się stara, ale boje się, że będzie jak z moimi studiami. Po 2 roku czułam, że źle wybrałam, ale stwierdziłam, że jak już "zmarnowałam" 2 lata, to dokończę studia. Teraz wiem, że przez to zmarnowałam 5 lat. Boję się, że za 10-20 lat dojdę to do takiego samego wniosku na myśl o moim małżeństwie... Pewnie gdyby nie dziecko, już dawno podjęłabym kroki. A tak mam wrażenie, że walcząc o swoje szczęście, zniszczę szczęście wszystkich wokoło... 
Moi rodzice tak probowali do 50-tki. W koncu obydwoje zaczeli sie zdradzac, rozwiedli i w reszcie zostali szczesliwi.Zycie jest tylko jedno, a dzieci wiedza kiedy ich rodzice nie sa szczesliwi, uwierz mi! Powodzenia.

Właśnie tego się obawiam. Że zamiast teraz zawalczyć o swoje życie, kiedy na karku mam 30 kilka lat, to będę czekać aż dziecko dorośnie i nagle obudzę się mając 50, z dzieckiem poza domem i mężem, którego nie kocham. 

Poza tym coraz częściej dochodzi do mnie głos, że przecież mimo, że dziecko małe, to ono widzi nasze kłótnie itp. że może lepiej, żeby miało szczęśliwych rodziców osobno, niż nieszczęśliwych razem. Tylko przeraża mnie myśl, że przez to będę musiała się "dzieckiem podzielić" i nie zawsze będę mogła z nim spędzać święta, wakacje itp. 

Pasek wagi

aleksytymia napisał(a):

czasem tak, czasem nieSzczęście to chyba momenty, a nie permanentny stan. Nie szukam takiego długotrwałego stanu.A czasem wydaje mi się, że to taka smycz, która każe nam chcieć więcej i więcej albo - z zupełnie innej strony - skupić się tak bardzo na sobie, na tym tu i teraz, że to niebezpieczne.

też tak myslę. Suma małych punktów odniesienia, im ich wiecej, tym bardziej mozna mówić o szczesciu w skali makro. 

Natomiast mam wrazenie, że natura niektórych ludzi zwyczajnie nie pozwala im nie tyle odczuwac szcześcia, co je doceniać i cieszyć się nim.

rzadko

"Szczęście jest decyzją, którą podejmujemy każdego dnia"

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.