Temat: Czy jesteś szczęśliwa/szczęśliwy?

Gdyby ktoś teraz zapytał Cię, czy jesteś człowiekiem szczęśliwym - co byście odpowiedzieli?

A jeśli jesteście szczęśliwi - to czy mieliście kiedyś moment w życiu, kiedy nie byliście? I jak z tego wyszliście?

Wiem, że może pytanie głupie, ale od dłuższego czasu łapie się na myślach, że żałuję wielu decyzji (poważnych) i nie jestem od dawna szczęśliwa. Nawet świętami nie potrafię się cieszyć, a zwykle chociażby swiateczny nastrój mi się udzielał i chociaż trochę poprawiał samopoczucie.

Pasek wagi

teoretycznie jestem szczęśliwa i dobrze, dość wygodnie mi się żyje, ale jednocześnie jestem też ciągle niespokojna, taka moja natura że często dręczą mnie przeróżne rzeczy i doszukuję się nieideałów. Mam też odrealnione wyobrażenie o życiu, marzy mi się takie jak z obrazka i filmów, co nie ma szans się wydarzyć i rozumiem to, a mimo to sprawia to czasem, że się umartwiam i czuję jakiś brak i pustkę, przez co te 100% satysfakcji i szczęścia to nie stan permanentny.

bywam szczęśliwa i wiem, że to nie trwa wiecznie. nie przywiązuję się do tego, żeby trwać w nieustannym stanie szczęśliwości, bo to po prostu nierealne, a jak ktoś myśli, że jest inaczej, to staje się jeszcze bardziej nieszczęśliwy. o szczęściu mam 3 książki i piszą tam różne ciekawe rzeczy. rodzajów szczęścia może być też bardzo dużo. dziś np moje szczęście jest raczkującym niemowlakiem. a w niedzielę było nastolatką tańczącą z euforią na parkiecie disco ;).

Sa techniki na wywolanie stanu szczescia.  Korzystam. Nie czekam az samo przyjdzie.( Nie gardze jak samo przylezie -)

Pasek wagi

SzczesliwaByc napisał(a):

Właśnie tego się obawiam. Że zamiast teraz zawalczyć o swoje życie, kiedy na karku mam 30 kilka lat, to będę czekać aż dziecko dorośnie i nagle obudzę się mając 50, z dzieckiem poza domem i mężem, którego nie kocham. Poza tym coraz częściej dochodzi do mnie głos, że przecież mimo, że dziecko małe, to ono widzi nasze kłótnie itp. że może lepiej, żeby miało szczęśliwych rodziców osobno, niż nieszczęśliwych razem. Tylko przeraża mnie myśl, że przez to będę musiała się "dzieckiem podzielić" i nie zawsze będę mogła z nim spędzać święta, wakacje itp. 

Fakt, święta, urodziny, różne okazje… To wspaniałe, kiedy można się nimi cieszyć całą rodziną. Też mam małe dziecko i serce by mi pękło gdybym nie mogła z nim dzielić tego wszystkiego. Czy jest w tym jednak wiele radości, gdy rodzice na siebie warczą, przy stole jest awantura i wszyscy tylko czekają, aż można wstać i zamknąć się w swoim pokoju?

Ja w szkole zawsze zapisywałam się na wszystkie dodatkowe zajęcia, żeby jak najmniej siedzieć w domu, bo atmosfera zawsze była skwaszona. Ile można słuchać wiecznych awantur o wszystko? A nawet bez awantur powietrze było gęste od „gorących uczuć” pomiędzy moimi rodzicami. Na studiach już w ogóle wpadałam do domu tylko gdy musiałam, starałam się z rodzicami mijać. Jak tylko dostałam szansę wyjechałam za granicę, i po 10 latach kochania mojej rodziny na odległość powoli odzyskuję równowagę psychiczną i uwalniam się od toksycznego wpływu rodziców. Siostra też wyjechała, wprawdzie nadal jest w Polsce, ale 500km od domu. Rodzice są ze sobą, bo należą do pokolenia, które się nie rozwodzi, a poza tym przecież trzeba trwać razem dla dobra dzieci... A że dzieci potrzebują 10 lat samoanalizy psychologicznej, żeby dojść do siebie po 20 latach życia z rodzicami, to już inna bajka...

Oczywiście nie znam was, nie wiem, co się u was popsuło, nie wiem, co powinnaś zrobić... Tak tylko piszę z punktu widzenia dziecka, które dorastało z niekochającymi się rodzicami. Ale może wam uda się przetrwać w cywilizowanej, nietoksycznej atmosferze.

Naprawdę jednak, spróbujcie terapii. Po to ona jest. Jak złamie ci się noga, to idziesz do lekarza, jak popsuje się samochód, to do mechanika, jak sypie się związek, to do terapeuty. Czy odratujecie związek (w końcu z jakiegoś powodu sie zeszliście, coś was połączyło), czy postanowicie się rozstać – przynajmniej podejmiecie decyzję w pełni świadomie, będziecie wiedzieć, że spróbowaliście wszystkiego, będziecie mogli powiedzieć dziecku, że walczyliście, ale że się nie udało. Albo że się udało i że zawsze warto walczyć. Nie macie nic do stracenia, a tak wiele do zyskania.

jestem bardziej kontent niz super szczesliwa. moze byc lepiej i powolutku do tego daze, ale wiadomo na codzien jest tylko ciezka praca :D

Pasek wagi

pestka.jablkowa napisał(a):

SzczesliwaByc napisał(a):

Właśnie tego się obawiam. Że zamiast teraz zawalczyć o swoje życie, kiedy na karku mam 30 kilka lat, to będę czekać aż dziecko dorośnie i nagle obudzę się mając 50, z dzieckiem poza domem i mężem, którego nie kocham. Poza tym coraz częściej dochodzi do mnie głos, że przecież mimo, że dziecko małe, to ono widzi nasze kłótnie itp. że może lepiej, żeby miało szczęśliwych rodziców osobno, niż nieszczęśliwych razem. Tylko przeraża mnie myśl, że przez to będę musiała się "dzieckiem podzielić" i nie zawsze będę mogła z nim spędzać święta, wakacje itp. 
Fakt, święta, urodziny, różne okazje? To wspaniałe, kiedy można się nimi cieszyć całą rodziną. Też mam małe dziecko i serce by mi pękło gdybym nie mogła z nim dzielić tego wszystkiego. Czy jest w tym jednak wiele radości, gdy rodzice na siebie warczą, przy stole jest awantura i wszyscy tylko czekają, aż można wstać i zamknąć się w swoim pokoju? Ja w szkole zawsze zapisywałam się na wszystkie dodatkowe zajęcia, żeby jak najmniej siedzieć w domu, bo atmosfera zawsze była skwaszona. Ile można słuchać wiecznych awantur o wszystko? A nawet bez awantur powietrze było gęste od ?gorących uczuć? pomiędzy moimi rodzicami. Na studiach już w ogóle wpadałam do domu tylko gdy musiałam, starałam się z rodzicami mijać. Jak tylko dostałam szansę wyjechałam za granicę, i po 10 latach kochania mojej rodziny na odległość powoli odzyskuję równowagę psychiczną i uwalniam się od toksycznego wpływu rodziców. Siostra też wyjechała, wprawdzie nadal jest w Polsce, ale 500km od domu. Rodzice są ze sobą, bo należą do pokolenia, które się nie rozwodzi, a poza tym przecież trzeba trwać razem dla dobra dzieci... A że dzieci potrzebują 10 lat samoanalizy psychologicznej, żeby dojść do siebie po 20 latach życia z rodzicami, to już inna bajka... Oczywiście nie znam was, nie wiem, co się u was popsuło, nie wiem, co powinnaś zrobić... Tak tylko piszę z punktu widzenia dziecka, które dorastało z niekochającymi się rodzicami. Ale może wam uda się przetrwać w cywilizowanej, nietoksycznej atmosferze. Naprawdę jednak, spróbujcie terapii. Po to ona jest. Jak złamie ci się noga, to idziesz do lekarza, jak popsuje się samochód, to do mechanika, jak sypie się związek, to do terapeuty. Czy odratujecie związek (w końcu z jakiegoś powodu sie zeszliście, coś was połączyło), czy postanowicie się rozstać ? przynajmniej podejmiecie decyzję w pełni świadomie, będziecie wiedzieć, że spróbowaliście wszystkiego, będziecie mogli powiedzieć dziecku, że walczyliście, ale że się nie udało. Albo że się udało i że zawsze warto walczyć. Nie macie nic do stracenia, a tak wiele do zyskania.

Dzięki. Tak własne myślę, że ostatnia deska ratunku to terapia - chociaż mąż.uwaza, że przecież jest ok, nic takiego się nie dzieje. Dam ultimatum, powinno zadziałać. Albo terapia albo rozstanie. 

Dzięki za punkt widzenia dziecka. Właśnie tego się obawiam, że dorastając w rodzinie, w której nie ma miłości między rodzicami zniszczyły jego psychikę, damy mu zły obraz rodziny i nie będzie miał punktu odniesienia, jak powinna wyglądać rodzina. Coś mi się wydaje, że idzie przełomowy rok i to będzie wóz albo przewóz. 

Pasek wagi

Szczescie to pojecie wzgledne. Bardzo mi brakuje moich rodziców ktorzy zmarli bardzo mlodo, gdyby nie to pewnie moglabym powiedziec ze tak, ale pustka i tesknota mi to zabiera. 

A.n.i napisał(a):

Despacitoo napisał(a):

nie jestem szczęśliwa. myślę, że ten stan wynika z bardzo niskiego poczucia własnej wartości, które rzutuje na wszystkie obszary w moim życiu.. chyba przydałaby mi się terapia.. patrząc z boku wiele osób mówi, że mam wiele szczęścia, bo mam męża, który mnie kocha, mam mieszkanie, "jestem zdrowa".. a we mnie wiecznie jest ten smutek.
W sumie to jestem w tej samej sytuacji

piona;)

moge powiedziec ze jestem na dobrej drodze do bycia szczesliwa .bylabym w pelni szczesliwa jak  udaloby mi sie wrocic na stale  do gdanska, ale to dopiero bede mogla probowac ,gdzies za rok jak w pelni wyzdrowieje.

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.