Temat: Czy jesteś szczęśliwa/szczęśliwy?

Gdyby ktoś teraz zapytał Cię, czy jesteś człowiekiem szczęśliwym - co byście odpowiedzieli?

A jeśli jesteście szczęśliwi - to czy mieliście kiedyś moment w życiu, kiedy nie byliście? I jak z tego wyszliście?

Wiem, że może pytanie głupie, ale od dłuższego czasu łapie się na myślach, że żałuję wielu decyzji (poważnych) i nie jestem od dawna szczęśliwa. Nawet świętami nie potrafię się cieszyć, a zwykle chociażby swiateczny nastrój mi się udzielał i chociaż trochę poprawiał samopoczucie.

Pasek wagi

PrzesuwaczPixeli napisał(a):

Moim zdaniem szczęśliwe mogą być istoty albo nieświadome, albo nie posiadające ambicji - trzeciej grupy, czyli spełnionych życiowo nie wliczam, gdyż to niewielki promil ;P

Jest też czwarta grupa - ludzi, którzy uznali, że ambicja jest fajna dopóki nie jest chora i nie odbiera radości życia ;) I potrafią znaleźć złoty środek między zaspokajaniem ambicji a korzystaniem z życia takim jakie jest ;) Życie jest za krótkie na ciągłe dążenie do czegoś. *

Mam fajną pracę, wciąż się rozwijam ale nie biorę prawie nigdy nadgodzin bo mam z tego dobre pieniądze, mój facet ma dobre pieniądze - możemy więc spędzać razem czas, żyć na dobrym poziomie, jednocześnie odkładając na bezpieczną przyszłość :) Nie mam potrzeby posiadania milionów na koncie ani bycia prezesem wielkiej firmy - wolę mieć przeżycia zamiast wiecznych stresów ;)

jestem bardzo szczęśliwa, wiadomo że mam gorsze okresy jak np PMS raz w miesiącu hahah , ale patrząc na całokształt mojego życia to jestem szczęśliwa :) ale też na codzień widzę dużo nieszczęścia, choroby śmierć, więc może dlatego doceniam to co mam :)

Jestem szczęsliwa, ale jednocześnie przerażona. Bardzo boję się o zdrowie bliskich mi osób, ostatnio jakoś wszystko nabrało na sile. Więc niby pozornie jestem szczęsliwa, ale jest właśnie to "ale". 

TAK! Kocham żyć!

SzczesliwaByc napisał(a):

pestka.jablkowa napisał(a):

  Co do problemów to mam takie podejście: Czy mam na to jakiś wpływ? Nie ? nie ma sensu się zamartwiać. Tak ? zmień to co ci nie pasuje. Bez wymówek, bez jęczenia, tylko my jesteśmy odpowiedzialni z nasze życie. Chociaz nie wierzę, że ?możesz osiągnąć wszystko jeśli tylko chcesz? ? życie jest trochę bardziej skomplikowane. Ale wierzę, że jeśli coś nam nie pasuje, to powinniśmy zrobić wszystko co w naszej mocy aby to zmienić. A jeśli się nie uda, to przynajmniej wiemy, że próbowaliśmy na 100%.
Czasami problem jest bardziej złożony. O ile żałuję studiów na które poszłam, to jestem to w stanie przeboleć, bo zawsze można się przekwalifikować, o tyle drugi problem jest bardziej złożony. I działając w tym kierunku pewnie zranie inne osoby. Jestem nieszczęśliwa w małżeństwie. Czasem się zastanawiam, czy gdybym mogła cofnąć czas to czy coś bym zmieniła. I z jednej strony bardzo bym chciała, a z drugiej - jedyne co mi dobrego przyniosło, to moje dziecko, bez którego nie wyobrażam sobie życia. Wiele razy widzę szczęśliwe pary, czytam tak jak tutaj - że mąż jest najlepszym przyjacielem, miłością życia. U mnie tego nie ma. Częściej się kłócimy niż rozmawiamy, z mojej strony uczucie wygasło. Wiem, że ogólnie jest dobrym człowiekiem, widzę, że coraz lepiej dogaduje się z naszym dzieckiem. Widzę, że się stara, ale boje się, że będzie jak z moimi studiami. Po 2 roku czułam, że źle wybrałam, ale stwierdziłam, że jak już "zmarnowałam" 2 lata, to dokończę studia. Teraz wiem, że przez to zmarnowałam 5 lat. Boję się, że za 10-20 lat dojdę to do takiego samego wniosku na myśl o moim małżeństwie... Pewnie gdyby nie dziecko, już dawno podjęłabym kroki. A tak mam wrażenie, że walcząc o swoje szczęście, zniszczę szczęście wszystkich wokoło... 

Oj, wiem, że życie jest skomplikowane i to nie hollywoodzki film,  że "wystarczy chcieć". Choć powiem Ci,  że moi rodzice tworzą nieudane małżeństwo (w wieku 50+ zaczęli rozważać rozwód) i ja całe dzieciństwo marzyłam o tym,  żeby się rozwiedli. Dorastania w rodzinie,  gdzie rodzice się  zwyczajnie nie lubią i są ze sobą tylko "dla dobra dzieci" wcale nie jest zdrowe. 

Można się rozejść. Można iść na terapię. Można zacisnąć zęby i trwać w tym pomimo wszystko,  może się uda. Żadna z tych decyzji nie jest łatwa i szczerze współczuję Ci bycia w takiej sytuacji,  ale możesz podjąć każdą z tych decyzji i koniec końców każda z nich to twój wybór, nie "zrządzenie losu". 

aleksytymia napisał(a):

czasem tak, czasem nieSzczęście to chyba momenty, a nie permanentny stan. Nie szukam takiego długotrwałego stanu.A czasem wydaje mi się, że to taka smycz, która każe nam chcieć więcej i więcej albo - z zupełnie innej strony - skupić się tak bardzo na sobie, na tym tu i teraz, że to niebezpieczne.

Coś w tym jest. Dla mnie "bycie szczęśliwym w życiu" nie oznacza wiecznej radości i śmiechu ale to raczej takie spokojne uczucie satysfakcji z tego, gdzie teraz w swoim życiu jestem.  Nie oznacza,  że wszystko mam i jest idealnie i nic nie chce zmienić,  to raczej uczucie spełnienia,  akceptacji i wewnętrznego spokoju. 

SzczesliwaByc napisał(a):

pestka.jablkowa napisał(a):

  Co do problemów to mam takie podejście: Czy mam na to jakiś wpływ? Nie ? nie ma sensu się zamartwiać. Tak ? zmień to co ci nie pasuje. Bez wymówek, bez jęczenia, tylko my jesteśmy odpowiedzialni z nasze życie. Chociaz nie wierzę, że ?możesz osiągnąć wszystko jeśli tylko chcesz? ? życie jest trochę bardziej skomplikowane. Ale wierzę, że jeśli coś nam nie pasuje, to powinniśmy zrobić wszystko co w naszej mocy aby to zmienić. A jeśli się nie uda, to przynajmniej wiemy, że próbowaliśmy na 100%.
Czasami problem jest bardziej złożony. O ile żałuję studiów na które poszłam, to jestem to w stanie przeboleć, bo zawsze można się przekwalifikować, o tyle drugi problem jest bardziej złożony. I działając w tym kierunku pewnie zranie inne osoby. Jestem nieszczęśliwa w małżeństwie. Czasem się zastanawiam, czy gdybym mogła cofnąć czas to czy coś bym zmieniła. I z jednej strony bardzo bym chciała, a z drugiej - jedyne co mi dobrego przyniosło, to moje dziecko, bez którego nie wyobrażam sobie życia. Wiele razy widzę szczęśliwe pary, czytam tak jak tutaj - że mąż jest najlepszym przyjacielem, miłością życia. U mnie tego nie ma. Częściej się kłócimy niż rozmawiamy, z mojej strony uczucie wygasło. Wiem, że ogólnie jest dobrym człowiekiem, widzę, że coraz lepiej dogaduje się z naszym dzieckiem. Widzę, że się stara, ale boje się, że będzie jak z moimi studiami. Po 2 roku czułam, że źle wybrałam, ale stwierdziłam, że jak już "zmarnowałam" 2 lata, to dokończę studia. Teraz wiem, że przez to zmarnowałam 5 lat. Boję się, że za 10-20 lat dojdę to do takiego samego wniosku na myśl o moim małżeństwie... Pewnie gdyby nie dziecko, już dawno podjęłabym kroki. A tak mam wrażenie, że walcząc o swoje szczęście, zniszczę szczęście wszystkich wokoło... 

rozstanie to nie koniec swiata - kiedys tkwilam tak jak ty, z tym ze swiadoma zlego wyboru bylam duzo pozniej, zdecydowalam sie po 20 latach - nie zaluje, zyjemy w zgodzie i jakiejs formie przyjazni - tyle ze osobno.

Tak zdecydowanie jestem szczesliwa. 

Byl okres kiedy nie bylam, jak z tego wyszlam? Wywrocilam sobie zycie do gory nogami. Zaryzykowalam wszystko, wzielam rozwod, wyjechalam z kraju, zmienilam sciezke kariery, stracilam mase 'przyjaciol' ale oplacalo sie w 100%

aleksytymia napisał(a):

czasem tak, czasem nieSzczęście to chyba momenty, a nie permanentny stan. Nie szukam takiego długotrwałego stanu.A czasem wydaje mi się, że to taka smycz, która każe nam chcieć więcej i więcej albo - z zupełnie innej strony - skupić się tak bardzo na sobie, na tym tu i teraz, że to niebezpieczne.

A mnie sie wydaje ze wlasnie wrecz przeciwnie. Wesolosc i smutek to momenty ale szczescie badz niezadowolenie z zycia to stan permanentny. 

Pasek wagi

moge powiedziec ze jestem szczesliwa, choc nie zawsze i nie w kazdym momencie tak sie czuje. Nie zawsze tak bylo, moje obie corki byly w wieku nastoletnim ciezko chore, zagrozenie zycia trwajace kilka lat. Malzenstwo rozpadlo sie, dlugi urosly do nieba. Mozna by powiedziec - chyba gorzej byc nie moglo, nie sadzilam ze slonce zaswieci. Wszystko powoli sie ulozylo, podjelam bardzo trudne decyzje, ktore nas z wielu problemow wyprowadzily, pociagnely tez za soba pewne konsekwencje. Po osiemnastu latach od poczatku tego piekla moge juz powiedziec - jestem szczesliwa, mimo wszystko. Jestem bardzo zadowolona z tego co osiagnelam.

Despacitoo napisał(a):

nie jestem szczęśliwa. myślę, że ten stan wynika z bardzo niskiego poczucia własnej wartości, które rzutuje na wszystkie obszary w moim życiu.. chyba przydałaby mi się terapia.. patrząc z boku wiele osób mówi, że mam wiele szczęścia, bo mam męża, który mnie kocha, mam mieszkanie, "jestem zdrowa".. a we mnie wiecznie jest ten smutek.

W sumie to jestem w tej samej sytuacji;)

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.