Dzieciństwo było takie proste i bajeczne. Pamiętam smak tamtych dni. Każdy z nas pamięta, bo jak można zapomnieć ten pierwszy, własnoręcznie robiony kogel-mogel. Smaki dzieciństwa mają ogromny wpływ na nasze dorosłe życie. Zazwyczaj pozostają w nas na zawsze, a czasem z wiekiem się zmieniają. Taki prosty przykład. Szpinak, nie pamiętam nikogo, kto lubił szpinak. To był koszmar dzieciństwa, ale dzisiaj zajadamy się nim bo okazuje się, że do niektórych smaków trzeba dojrzeć.

Uwielbiam słuchać opowieści ludzi, którzy z błyskiem w oku opowiadają o łapaniu ryb w Bugu za pomocą chustki i smaku jaki miała na ognisku.

/gfx/news/noscale_6861_1406204923.jpg

Ciężko też zapomnieć o wiejskim chlebie z Podlasia. Miałem dwa ulubione sposoby na rozkoszowanie się tym rarytasem. Jadałem go z masłem robionym przez ciocię, posypany cukrem i popijany świeżym mlekiem albo kruszony i zalany mlekiem… jak niewiele dziecku trzeba do szczęścia. Kto z nas nie pamięta smaku makaronu z serem i cukrem, czy ryżu na mleku. Wychowałem się w czasach, gdzie cukierek był ogólnie dostępny. Z opowiadań znam historie dzieci, które robiły sobie karmel, wylewały na talerzyk i miały cukierek. Był jeden problem. Jak oderwać tego cukierka od talerza? Trzeba zbić talerzyk. I tak po słodkich akcjach dzieci, magicznym sposobem znikała z domu porcelana.

Pamiętam pampuchy odsmażane na maśle z cukrem, znane w Poznaniu jako pyzy. Te niezapomniane klasyki z dawnych czasów jak jajko na twardo w sosie chrzanowym albo serdelek, czy inny produkt mocno przetworzony w sosie pomidorowym. To były czasy, a jeszcze te młode ziemniaczki z koperkiem i zsiadłym mlekiem.

Po ostatnich podróżach przywiozłem przepis z Zakopanego od zaprzyjaźnionego szefa kuchni, który poczęstował mnie białym barszczem z kapustą kiszoną i grzybami. Po prostu szok dla podniebienia. Nie zapomnę uśmiechu na jego twarzy jak opowiadał, że babcia mu taki robiła jak był mały.

Wspominając lato i upały w mieście od razu widzę saturatory na ulicach rozstawione w cieniu rzucanym przez wysokie kamienice. Pod wielką szklaną bańką bulgotał kolorowy zazwyczaj napój podawany w szklankach mytych pobieżnie w tym dziwnym urządzeniu. Nie znano wówczas plastikowych jednorazówek i spragnieni przechodnie w pośpiechu spożywali oranżadę przy sprzedawcy.

/gfx/news/noscale_6861_1406204763.jpg

Lato to również wspomnienie waty cukrowej. Pojawiała się  obowiązkowo na festynach z okazji świąt partyjnych. Taki słodki prezent od PZPR-u dla najmłodszych obywateli socjalistycznego państwa.

Teraz coś z czasów przedszkolnych. Kasza manna lub budyń (chociaż nie wiem, czy to miało coś wspólnego z budyniem) z sokiem owocowym. Tragedia tamtych czasów dla czterolatka czyli fasolowa i grochówka.

Makaron z jajkiem jaki robiła mama pamiętam do dziś i mimo, że to tylko makaron i jajka,  nie potrafię odtworzyć tego smaku. Chyba też nie chcę. Chcę by właśnie pozostał w pamięci jako niezwykły.

Z deserów pamiętam ten niesamowity zapach pieczonego ciasta. Z drożdżówki najpierw zjadało się kruszonkę, z resztą robię to do dziś.

Dzisiaj, gdy wszystko można kupić, a bary typu fast food nas okrążają zastanawiam się co będzie tym smakiem dzieciństwa za 20 lat? Pizza czy Hamburger?

/gfx/news/noscale_6861_1406206778.jpg

Życzę każdemu, by mógł na chwilę się zatrzymać i przypomnieć sobie tamte czasy. By mimo tempa w jakim żyjemy nie zatracić dziecka w sobie. Niech smaki z dzieciństwa przypominają nam, że życie jest kolorowe, jak ta oranżada w proszku, która na sucho dawała więcej frajdy niż zalana wodą i żeby życie było tak słodkie jak skondensowane mleko w tubce, które dzieci jadły w tajemnicy przed rodzicami, bo podobno na zęby szkodziło.