Drogi pamiętniku,
byłam dzisiaj na wizycie u psychologa. Miał być moim przyjacielem, miał mnie słuchać, ale wydaje mi się, że on ma już dosyć moich problemów, ciągłego narzekania. W pewnym sensie wydaje mi się, że on na mnie wybuchnął cytuję "wiesz, że sama sobie szkodzisz, że waży się twoja przyszłość, żeby mieć dzieci trzeba jeść". Ja wiem, że nie mam okresu, mam problemy, ale nie myślę o dzieciach. To nie mój problem. Bynajmniej nie teraz. A on z takim tekstem. chyba najlepiej żebym przychodziła, nie marudziła i kasę zostawiała, takie mam odczucia. Sama też nie mam ochoty tam przebywać, ale takie zalecenia!!
Z jedzeniem wciąż ciężko, lepiej czuje się jak nie zjem, jak nikogo nie ma w domu. Ale chłopak zazwyczaj jest i mnie pilnuje. Jak to mówi "jedz, żeby nie trafić do szpitala" To mi pomaga, bardzo. Lubię chrupać orzeszki, one mnie odstresują. Tak w pewnym sensie.
Wczoraj wieczorem miałam znowu napad ćwiczeń. Całe 2h skoków, przysiadów, brzuszków. Podobno nie powinnam. Ale muszę, ciągnie mnie do tego. I tym samym woda, woda...dziwi mnie to, że ktoś woli pepsi od wody. Woda to naturalny składnik, który potrzebny jest nam do życia. A zawsze mówili, że ćwiczenia są dla zdrowia. A mnie wyzywają.
Waga: 53,7 kg (od ostatniego wpisu 0,1kg mniej)