27 stycznia pojechałam po wyniki biopsji. Wiedziałam, że wynik jest jednoznacznie zły bo w przypadku wykluczenia raka papiery mieli na luziku wysłać pocztą (ciul, że ty czekasz w nerwach pod telefonem, a list idzie pocztą miesiąc... takie procedury). A jednak zadzwonili. Pojechałam zatem, jako skazaniec, do szpitala.
Diagnozę odebrałam z poradnii mammotomicznej i szłam szpitalnym korytarzem na spotkanie z lekarzem, czytając te gupie literki. Niewiele rozumiałam, ale jeśli trzy rzeczy były oznaczone jako "negatywne" to chyba dobrze, c'nie?
Niedobrze.
Dr Piotr (mój onkochirurg prowadzący) już oczywiście wynik widział i zdążył nawet skonsultować. Potrójnie ujemny rak piersi. Paskudne, wyjątkowo agresywne ścierwo. Kiepsko rokujące, szybko uodparniające się na chemioterapię i bardzo bardzo często dające wznowy. W dodatku nie reagujące na większość standardowych metod leczenia, w tym w ogóle nie podlegające hormonoterapii. "Ujemny" w tym przypadku oznacza, że guz nie posiada pewnych receptorów, które pozwoliłyby na skuteczne działanie części istniejących leków. Zatem leczenie nimi jest bez sensu bo i tak raczysko będzie mieć to w nosie. Brzmi słabo, prawda?
Wtedy pierwszy raz się wkurzyłam! Ej, dlaczego inne babeczki mają fajne raki, a ja dostałam takie dziadostwo!
Doktor od początku nastawił mnie bojowo, że nie ma lekko, ale że niby trzeba mu (rakowi, nie Doktorowi) solidnie i z grubej rury przypierdolć! Plan był taki: najpierw chemia i wstępna choć brutalna na raku masakra, a potem operacja. A potem się zobaczy. Biere!
Jeszcze tylko sprawdzić w jakim dokładnie stanie mam organizm i czy się niedajborzu nie rozniosły po ciele jakieś przerzuty czy coś. Te potrójnie ujemne gnojki szybko dają przerzuty do mózgu, wątroby, płuc i kości. W kilka dni zrobiłam mnósto badań, w tym tomografię całego ciała i scyntygrafię kości. Na szczęście poza piersią jest czysto, a to daje ciut wiecej szans. Szans na cokolwiek dobrego na końcu. Szans na czas...
Doktor oddał mnie zatem chwilowo pod opiekę onkologów klinicznych, na chemioterapię. I jedziemy!
A o co chodzi z kasą? Terapie alternatywne... Istnieją. Również dla mojego typu nowotworu. Tylko są bardzo drogie, a ja nie jestem majętna. Czytałam o immunoterapii, która pewności przeżycia nie daje, ale szanse zwiększa zauważalnie. Koszt to jakieś 250-300 tys. zł i ja szacunkowo tyle bym potrzebowała. Na początek. Potem może nawet więcej... Zaczęłam intensywnie kombinować skąd wziąć pieniądze... Moja onkolożka jednak na wstępie wybiła mi te myśli z głowy. Różowym pluszowym młotkiem! Znalazła mi miejsce w programie lekowym i lek immuno dostałam w pakiecie razem z chemioterapią! Za darmo! Kochana Doktorka! I w ogóle jest wspaniała. Prowadzi mnie z wielką empatią i czuję się zaopiekowana. No, bo się zaraz poryczę!
Leczenie się zaczęło i trwa. Opowiadać?
megimoher
19 kwietnia 2024, 14:21Tak. Opowiadać. Jesteś bardzo dzielna. Przytulam cię mocno.
isiaste77
19 kwietnia 2024, 13:49Zniszczyć dziada!!!Zdrówka Kochana i duuuużo siły! Nie daj się i walcz!Ściskam!
PACZEK100
19 kwietnia 2024, 08:57Mam nadzieję że jak dostanie tan rak porządnego kopa to sobie pójdzie od ciebie. Oby wszystko się dobrze skończyło trzymam kciuki!
BurzauJarmuza
19 kwietnia 2024, 08:10Trzymam bardzo mocno kciuki. Pisz, walcz, pokazuj środkowy palec (rakowi, choć nam też możesz, jeśli Cię wkurzymy).
YunShi
18 kwietnia 2024, 23:01Jasne, opowiadaj. Są rzeczy, o których by człowiek nie pomyślał, a tak będziemy mądrzejsze o Twoją opowieść.
Serenely
18 kwietnia 2024, 22:17A ja powtarzam i tak, że rak piersi - nawet potrójnie negatywny - to nie wyrok! Twoje podejście do tematu to jest to! Lekarze z pomysłem, powołaniem i wsparciem. Super, że masz M0! Więc są też przynajmniej trzy mocne pozytywy. Mocno trzymam kciuki!
kawonanit
18 kwietnia 2024, 22:11Opowiadać! A my postaramy się wesprzeć dobrym słowem 😊
Berchen
18 kwietnia 2024, 21:55"Nastawienie to podstawa! Bardzo mnie smuci, gdy na onkologii spotykam takie załamane i przygaszone osoby. W chorobie potrzeba dużo siły, a optymizm pomaga mierzyć się z każdym dniem." - napisalas w komentarzu, nie da sie tam odniesc, wiec tu kopiuje. Wiara , optymizm, silna wola zycia , to wszystko powoduje ze organizm wspomaga leczenie , sa w nas jakies niezbadane poklady energii, ktore wzmacniaja organizm,pobudzaja "samoleczace sily". Nie chodzi tu o to ze one wystarcza by wyleczyc, ale one napewno wspomagaja dzialanie lekow i leczenie.
BlushingBerry
18 kwietnia 2024, 21:41Kto jak nie Ty! Pokonasz ten nowotwór! Masz tyle siły że on nie ma szans!
BlushingBerry
18 kwietnia 2024, 21:40Komentarz został usunięty
Julka19602
18 kwietnia 2024, 20:04Będzie dobrze, prawidłowa diagnoza i podjęte le zenie to sikces na wyzdrowienie. Trzymam kciuki i życzę powrotu do zdrowia. Pozdrawiam:)))
Tojotka
18 kwietnia 2024, 21:06Dziękuję bardzo 😊 diagnoza to początek drogi. Lecę dalej!
Krummel
18 kwietnia 2024, 18:06Życzę Ci dużo zdrowia i nieustannie bojowego nastawienia! Pisz, opowiadaj, dawaj znać, jak się czujesz!
Tojotka
18 kwietnia 2024, 21:08Nastawienie to podstawa! Bardzo mnie smuci, gdy na onkologii spotykam takie załamane i przygaszone osoby. W chorobie potrzeba dużo siły, a optymizm pomaga mierzyć się z każdym dniem.
Berchen
18 kwietnia 2024, 18:02No i sie poryczalam, Boze moj dlaczego to wszystko. Masz dobrych lekarzy, nie zwlekaja, wiedza jak za to sie zabrac, a tu czas jest podstawa wszystkiego. U mojej Ani bylo jasne ze sama chemia to za malo, miala trz radioterapie. Na drodze leczenia trafilam na Anioly, gdybym ich nie poznala nie wierzylabym ze na tym swiecie sa jeszcze tacy lekarze, oddani, myslacy, kochani. Jestem mysla z toba, badz silna obojetnie jak bedzie ciezko.
Tojotka
18 kwietnia 2024, 18:12Mój plan leczenia też nie kończy się na operacji. Ale to co będzie musiało być wykonane będzie decydowane na bieżąco. Przede mną jeszcze badania genetyczne i od ich wyniku również zależy przebieg i radykalność postępowania lekarzy. Po prostu dziś nie myślę o tym co dalekie. Skupiam się na tym by w jak najlepszej formie przejść tę wstępną chemię. To będzie dużo chemii, przez co najmniej 5 miesięcy. Potem będzie potem.
Berchen
18 kwietnia 2024, 18:39i tak trzeba, kazdy dzien do nastepnego, kazdy dzien to blizej wyleczenia, wszystko bedzie dobrze.
Letys
18 kwietnia 2024, 17:56Musi się udać! Opowiadaj! Mocno trzymam kciuki, żeby udało Ci się pokonać to cholerstwo !!!
Tojotka
18 kwietnia 2024, 21:09Dziękuję 🤗
Laura2014
18 kwietnia 2024, 17:08Jak ja Ci życzę żebyś pokonała to paskudztwo. Jesteś najsilniejszą kobietą jaką znam. A z takimi lepiej nie zaczynać. Kochana wygrasz. Bo jak nie Ty to kto. Jak byś potrzebowała zbiórki to wiesz . ♥︎
Tojotka
18 kwietnia 2024, 21:10Ty też jesteś silna. Silniejsza niż myślisz. I mam nadzieję, że wkrótce w to uwierzysz!
barbra1976
18 kwietnia 2024, 16:53Opowiadaj. Już się poryczalam na widok empatycznej doktorki. Tacy są lekarze z powołania i jeszcze których dodatkowo system nie wykończył. Trzymam za ciebie kciuki nieustannie.
Tojotka
18 kwietnia 2024, 21:12Hihihiii, mam więcej wyciskających łzy opowieści 😁 Potrzymaj mi kubek z zakwasem buraczanym!
barbra1976
19 kwietnia 2024, 01:13Niebezpieczeństwo, mogłabym wypić, uwielbiam 😁