W końcu mam dość tego tłoku. Na ósmym km zaczyna się jedyny na trasie większy podbieg Spacerową i Goworka i tu się urywam. Co prawda przypłacam to skokiem pulsu do 170, ale trudno. Puls za zyskane sekundy to uczciwa wymiana, a w bonusie mam wreszcie trochę przestrzeni z przodu. Oglądam się za siebie, ale chorągiewki nie widać. Decyduję się zostać trochę z przodu i samodzielnie kontrolować tempo, a zająca wykorzystać jako zawór bezpieczeństwa – gdy mnie dojdzie, trzeba znów odskoczyć lub zależnie od sił przykleić się i jednak ciągnąć z grupą.
Lecimy na południe Puławską. Skład grupy w miarę stały, nawet jeśli ktoś znika to zaraz znów się pojawia. Zero hurtowego mijania maruderów, wyprzedzam tylko tych trochę wolniejszych. Jakiś czas był gość z wegańskiej grupy biegowej w przebraniu banana, ale na podbiegu włączył dopalacz i tyleśmy go widzieli. Szok, że w tym upale (ok.15-17*C) się nie zakisił w tym stroju. Nawet nie skorzysta z faktu, że wciąż przyjemnie kropi.
Na 14. km nawala mi pomiar pulsu, na szczęście tylko na 1.5 km. W sumie i tak biegnę na tempo, ale po wszystkim warto zgrać do komputera i wiedzieć jak było. 1/3 dystansu za mną. Czuję rosnące zmęczenie, nie obserwuję już otoczenia, ale póki co jestem raczej spokojny, rezerwa jest. Piję wodę w punktach odżywczych, co do mnie niepodobne bo mam 400 ml izo w bidonach na pasie biodrowym – jednak dziś wiem, że w upale mi to nie starczy. Łapię połówkę banana. Do dyspozycji są też gąbki nasączone wodą, można taką wsadzić za koszulkę lub pod czapkę i się schłodzić. Standardem jest rzucanie śmieci na ziemię, wolontariusze potem to sprzątają. Skórkę od banana wolę jednak rzucić na pobocze, żeby ktoś się nie pośliznął, więc biegnąc środkiem znajduję w gęstwinie biegaczy boczny korytarz w który mocno ciskam odpadek… i trafiam prosto w kolano wolontariuszki. Sorry… a z drugiej strony tak mi się skojarzyło: ;)
cdn.
ggeisha
29 kwietnia 2015, 21:32A w ogóle, to jak się czujesz PO? Miałeś jakieś problemy ze schodzeniem?
strach3
29 kwietnia 2015, 21:54Mięśnie oczywiście bolą (głównie łydki), ale ze schodzeniem żadnych problemów. Wczoraj wieczorem machnąłem już wolne 9 km. Dziś wieczorem tak mnie nosiło, że tylko rozsądek mnie powstrzymał przed 15stką po lesie, zamiast tego poszedłem tam na spacer a pobiegam rano :)
curly.wirly
29 kwietnia 2015, 20:51:D Monty Python genialny tylko lektor to zabija :D no pisz pisz dalej ;)
Oktaniewa
29 kwietnia 2015, 13:01hahahh :d ja chcę jeszcze... :D
ggeisha
29 kwietnia 2015, 09:39Dobra, dobra, chciałeś zobaczyć, jak dziewczyna wywija orła :D W końcu to ORLEN marathon :D
curly.wirly
29 kwietnia 2015, 20:53;D tez tak mysle