Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Orlen Warsaw Marathon - część I: Przed startem


Dziś wreszcie przyszedł dzień, kiedy miałem położyć na wadze ostatnie 3 miesiące przygotowań i dowiedzieć się, ile są warte… mój debiut maratoński. Sport jest wysoko na liście spraw ważnych w moim życiu, a w całej „karierze” sportowej maraton to największe jak dotąd wyzwanie. Wielki dzień. Gdy zacząłem biegać, by zgubić nadwagę i poprawić formę, marzyłem o przebiegnięciu dychy. Gdy to zrobiłem, pojawiło się marzenie by zostać maratończykiem - gdzieś daleko na horyzoncie, nie od razu. Ale nie napinając się zbytnio, w tym kierunku dążyłem. Pierwsza próba w ub. roku – jesienią miałem łamać 4h. Ze względu na kontuzję wtedy nie wypaliło. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze – od razu nastawiłem się na kolejny sezon. Skrót przygotowań jest w poprzednim wpisie, nie będę powtarzał. W ich trakcie wyniki tak się poprawiały, że rewidowałem cel z 3:50 na 3:40 i wreszcie na 3:30. Wprawdzie trenerka sugerowała wręcz 3:25, ale nie chciałem na debiucie umierać za niewiele dające 5 minut (3:20 to byłoby co innego). W każdym razie - na ten dzień długo czekałem.

Patrząc na wpisy Ggeishy, spodziewałem się jakichś nerwów w temacie startu, ale nic z tych rzeczy. Może dlatego, że głowa była zajęta czymś innym. Trochę tylko niepokoiła mnie prognoza pogody – miało być gorąco. I puls, który ostatnio dziwnie podskoczył. Rozcięgno też mogło nawalić, ale spodziewałem się że przynajmniej 30 km przebiegnę normalnie, a resztę może zagryzając wargi. W tygodniu starałem się więcej spać, ale jak to u mnie – wyżej nerek nie podskoczysz, po 6h budzę się jak automat przed budzikiem. Ale przynajmniej nie robiłem zaległości. W piątek rozpisałem sobie szczegółową logistykę i harmonogram minutowy na poranek, w sobotę wszystko przygotowałem na parapecie i poszedłem spać.

W niedzielę rano jak zwykle pobudka przed budzikiem, wyspany i rozluźniony. Za oknem deszczyk! No dobra, wiedziałem o tym już wieczorem, bo przez ostatnie 4 dni sprawdzałem prognozę co 6h. Nawet trochę się martwiłem, że jak będzie padać za mocno, to poza ochłodą buty mi zamokną co może dać w kość stopom. Prysznic, ryżanka na śniadanie, mniejsza porcja niż przed półmaratonem za to dobrze posłodzona daktylami i syropem klonowym :)

Aby zapewnić jak najlepsze chłodzenie ubrałem singlet. Odpuściłem ulubione dopasowane krótkie getry na korzyść luźnych spodenek (lepsza wentylacja i nie trzeba dodatkowych majtek bo są wewnętrzne z siatki). I nawet zrezygnowałem z opasek kompresyjnych na uda, które zakładam na długie wybiegania. Tylko te na łydki, one zawsze bo mam tendencję do shin splints. Wszystko co się da, oby było chłodniej.

cdn.

  • avinnion

    avinnion

    27 kwietnia 2015, 21:33

    czekamy:)

  • mck1603

    mck1603

    27 kwietnia 2015, 14:26

    Ty to umiesz stopniować napięcie :). Czekam na ciąg dalszy. A przede wszystkim gratulacje !!!

    • strach3

      strach3

      27 kwietnia 2015, 16:24

      Dzięki dziewczyny :) Dziś na koniec dnia wrzucę kolejny odcinek.

  • Oktaniewa

    Oktaniewa

    27 kwietnia 2015, 13:48

    ja również czekam.. :D

  • ggeisha

    ggeisha

    27 kwietnia 2015, 11:13

    No... napięcie rośnie. Czekam na dalsze opisy :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.