faktycznie kilogramy poświąteczne szybko znikają, dziś aż 1,5 kg mniej niż na poprzednim ważeniu dzień wcześniej. Ruszyłam do pracy pełna zapału i nadziei że dziś mi się uda nie jeść niczego zabronionego. Dziś znów szkolenie z tego jak szkolić innych, więc pomyślałam wcześniej i ugotowałam sobie obiad we wtorek o 22.00 aby mieć na dziś i nie jeść w kantynie, gdzie tylko frytki i nic więcej (są inne pyszcze rzeczy ale tuczące).
Niestety nie udało się, Po obiedzie mając jeszcze sporo przerwy poszłam do pobliskiej kawiarni i zamówiłam kawę z bitą śnietaną ..... wiem ... jestem głupia... nie powinnam....
Z tego wszystkiego moje manu na dziś wygląda tak
8.00 owsianka
10.30 - chlebek wasa z serkiem i papryka
12.00 - obiad - losos w szpinaku + surówka
kwa z bitą śmietaną
16.00 - jogurt naturalny
18.00 - jajecznica z krewetkami
kawałek sernika
apfelmus od mojej córci
odrobina spagetti karmiąc córcię
4 słone krakersy
Ale jestem pełna wiary i nadziei że będzie lepiej. Zaczełam robić brzuszki i ćwiczyć na steperze, że już mam zakwasy. Strój na siłownie czeka w szafie, nawet dwa komplety. Co śmieszne, odkryłam że na przeciwko mojego domu znajduje się siłownia :-) a ja sie zapisałam do siłowni finansowanej przez pracodawcę za którą i tak płacę 40 euro z własnej kieszeni. Niedawno się tu wprowadziłam i nie zdążyłam jeszcze poznać do końca okolicy, ale to mnie kompletnie rozwaliło. Jutro się może wybiorę i popytam co i jak, może się i tam zapiszę i będę chodziła na dwie, efekt też powinien być wtedy "lepsiejszy" haha .. prawda...