...a już myślałam, ze trening siłowy opanowałam do perfekcji - myliłam się. Dziś było kontrolne ważenie i rezultaty są znikome.. od grudnia powinnam być fit pięknością, a tymczasem zero rezultatów w rękach, marne na nogach, na brzuchu przyrost 300 g mięśni. Well, mój instruktor postanowił pokazać mi raz jeszcze na czym powinien opierać się mój trening i po kilku minutach cała byłam mokra.. nogi, jak z waty..niesamowity ból, pieczenie. Zsunęłam się raz pod ciężarem gryfu, ale się nie załamałam. Tego mi w sumie trzeba było! Nie ma co beczeć nad rozlanym mlekiem, tylko znów wziąć się w garść i poprawić swoje wyniki, nawet kosztem rozmazanej tapety, nieestetycznych strąków na włosach od potów i mokrego tyłka.
Jutro chyba sobie zrobię przerwę, bo bolą mnie niesamowicie uda, za to w środę ruszam z kopyta. Nie poddam się łatwo! W sumie to lubię lepić się od potu, być czerwona, jak burak, bo widzę efekty mojej pracy! A te puste koksy, które się ze mnie śmieją i gapią w tyłek, niech mnie w niego pocałują - siłownia jest dla wszystkich i nie przychodzę tam w celach rozrywkowych!!!
Ale jestem zdeterminowana.
Buziam :*
aneeeczkaaa
18 lutego 2014, 00:30puste koksy zawsze są najgorsze! ogólnie jest pewna grupa ludzi na siłowni.... u mnie np na siłce na uczelni w czasie zajęć każda osoba musiała się zważyć... to chłopacy z siłki zaglądali nam na wyniki, takie bezczelne typki! a za rady co do anginy... ja wiem, że trzeba odsiedzieć, moja kuzynka miała bardzo nieprzyjemne komplikacje.... dziękuję za życzenia zdrówka i trzymam kciuki za Twoją rzeźbę!
szabadabada
17 lutego 2014, 22:15No właśnie, dobry trener to czasem podstawa :) W Twoim przypadku zadziałało! Nie płacz nad mlekiem, zwłaszcza gdy jest pełnotłuste :D