Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Odchudzanie stanowi część mojego życia... praktycznie od zawsze jestem na diecie, ponieważ jak tylko zacznę jeść normalnie pojawia się efekt jojo. Rozpoczynam kolejny etap z pomocą vitalii ponieważ brakuje mi motywacji, a moja waga pomimo zmiany odżywiania stanęła w miejscu. Patrząc na sukcesy odchudzających się tu osób nabieram siły do walki o swoją sylwetkę. Chcę się czuć dobrze w swoim ciele. W tej chwili najchętniej rozpiełabym suwak i je zmieniła na lepszy model. Pewnie to znacie. A na co dzień? Jestem nudną księgową w jednej z warszawskich korporacji ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3650
Komentarzy: 61
Założony: 27 marca 2014
Ostatni wpis: 19 czerwca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rosbeatable

kobieta, 33 lat, warszawa

169 cm, 86.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

19 czerwca 2014 , Komentarze (1)

Tik, tak, tik, tak... Czuje się jak biały królik z Krainy Czarów, który nieustannie spogląda na zegarek... Jestem spóźniona... Nasze życie jest zdeterminowane przez czynnik czasu (to profesjonale zdanie przypomina mi o zepchniętych na bok notatkach). Ostatnio budzę się rano i już jestem spóźniona  - podświadomość rozwija w mojej głowie listę rzeczy do zrobienia. Kurczę dlaczego nie jest krótsza skoro tyle poskreślałam wczoraj? Znam odpowiedz - życie dopisuje nowe punkty na liście. Jestem zmęczona. 

Dzisiaj właściwie jest jedyny dzień w którym wszytko jest pozamykane i nie mogę nic załatwić w związku z tym znalazłam czas żeby wejść w internet i zająć się sobą. Moja hedonistyczna natura ma serdecznie dosyć tego maratonu... Ale jeszcze dwa tygodnie....

Kupiliśmy mieszkanie. To ile pracy wymaga doprowadzenie go do stanu używalności wiedzą tylko ci, którzy już przeszli przez to piekło. Koczuje sobie w pustostanie, bo właściwie mam zrobioną łazienkę i jeden pokoik w którym poza stertą ubrań i toreb leży materac. Tyle. Bez podłóg, bez kuchni, bez stołu... Postanowiliśmy wykańczać mieszkanie sami, nie z oszczędności, ale głównie dlatego, że narzeczony jest rasowym specjalistą od wykańczana wnętrz. Pierwsza noc w nowym domku miała być romantyczna - skończyło się na eskimoskim pocieraniu nosków, bo piec odmówił posłuszeństwa. Drugiego dnia rozwaliłam samochód wracając z uczelni i spałam u rodziny, bo  mnie nie dość, że nie było ciepłej wody to jeszcze z dojazdem na uczelnie komunikacją miejską jest kiepsko. Trzeciego dnia było pogotowie gazowe, naprawili usterkę i wreszcie było ciepło w domu. Otworzyliśmy winko wkrętarką i spędziliśmy miły wieczór. A potem się zaczęło... szpachlowanie, malowanie, zamawianie, wymienianie, szlifowanie, wylewanie.....negocjacje, mediacje, rotacje, wariacje... A najgorszy z tego wszystkiego jest wszechobecny pył przez który człowiek czuje się wciąż brudny. Można dostać szału sprzątając kilka razy dziennie i wciąż go widząc.

Do tego wszystkiego dochodzi sesja. W weekend mam 7 egzaminów... Więc uczę się pomiędzy umawianiem się na podpisanie ubezpieczenia na mieszkanie, a wybieraniem koloru rolet... A w pracy, cóż, wróciła nam główna księgowa i teraz mamy atak z dwóch stron - z jednej sprawdza szefowa, z drugiej podatkowiec, więc też jest ciekawie...

Dzisiaj patrząc na datę ostatniego wpisu zdębiałam... jak ten czas szybko leci, szok... Nie pytajcie o dietę, bo przy przeprowadzce spakowałam wagę i nie mogę jej znaleźć w tym bałaganie, a poza tym żywię się serkami i bułką, bo nie mam nawet lodówki ;D

Cel główny : wytrzymać jeszcze dwa tygodnie  

tik, tak, tik, tak...





4 maja 2014 , Komentarze (5)

Kobietki, dzisiaj jadłam pyszny obiadek! Dzielę się przepisem na pieczonego łososia z diety vitalii:

Przyprawiłam dzień wcześniej, a dzisiaj przypiekłam łososia 30 min, a na ostatnie 10 min dodałam brzoskwinię, orzechy i ser żółty. Nie miałam folii, więc owinęłam go papierem do pieczenia.

Poza tym zrobiłam też fajną przekąskę, tylko nie mam zdjęcia. Było takie dobre, że zjadłam zanim się zorientowałam, że warto byłoby zrobić fotkę. Bardzo dobre i sycące. Przepis od ewy chodakowskiej:

- pół szklanki kaszy jaglanej (gotujemy 15 min na małym ogniu)

- owoc (ja dodałam gruszkę,oryginalnie jest banan)

- jogurt naturalny

- dwie łyżeczki miodu

- wiórki kokosowe

A u mnie nic ciekawego. Miałam bardzo udany weekend. Poza tym nie zapomniała o aktywności fizycznej,bo był kurs rowerkiem po wsi, spacerek z chrześniaczką w wózeczku i przysiady. Codziennie robię 30 przysiadów rano i wieczorem. Mało, ale zawsze wprowadza to systematyczność. Poza ty mam ostatnio mało czasu, wiec chcę robić cokolwiek ;)

Odwiedziłam koleżankę w Poznaniu wczoraj. Dziewczyny, jak ona pięknie schudła! Szok! Zaczęła dietę w grudniu i sraciła do tej pory 12 kg. Dba o zdrową dietę i ćwiczy jak szalona. Wygląda cudownie! Oczywiście pojawił się element demotywacji u mnie, bo ja robiąc to samo co ona nie jestem w stane tyle schudnąć :( Może więcej ćwiczy niż ja. A dieta? W sumie jemy to samo.Różnice wynikają z innego zapotrzebowania kalorycznego. I się zdołowałam trochę... Cieszę się, że schudła, bardzo. Tylko jak się nią chwalę przed znajomymi czy rodziną to słyszę takie "widzisz, widzisz, można, trzeba się tylko wziąć za siebie". Nosz kurwa! A co ja niby robię od dwóch miesięcy? No co? Wpierdzielam po kątach a wszystkim mówię, że wielce jestem na diecie i liczę, że nikt nie zauważy, że ściemniam? No ależ oczywiście, właśnie taką taktykę opacowałam ;D Moja mama chyba wlaśnie tak widzi moje odchudzanie... A ja się tak staram i nic... ehhh....

1 maja 2014 , Komentarze (6)

Dziewczyny, mam rozmowę kwalifikacyjną w poniedziałek! Łaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Cieszę się bardzo! Na stanowisko specjalisty ds. rozliczeń w PKP Intercity. Ktoś może wie coś na temat tej firmy? Oczywiście to, że mają burdel w pociągach mnie nie interesuje, bo moja praca nie obejmuje delegacji, więc uprzedzam komentarze na temat sieci kolejowej.

 Chciałabym bardzo zmienić obecną pracę, bo czuje się wypalona i niedoceniana. Potrzebuje świeżej energii i pracy dla ludzi, którzy chcą zmieniać, tworzyć, działać, ulepszać... Niestety moje wymagania nie zgrywają się ze stanowiskami o które mogę się ubiegać czyli tych najniżej w hierarchii łańcucha pokarmowego. Można zmienić tak wiele, ulepszyć system, sprawić żeby pracowało się lepiej... ale PO CO? Jedno z głównych pytań stawianych kiedy przybiegam z nowym problemem lub pomysłem na rozwój. PO CO? Przecież teraz nie jest tak źle, daj spokój, chce ci się z tym pier***ić, mało masz obowiązków? Nie mogę zrozumieć dlaczego przygasza się mój zapał, zamiast wykorzystać naiwne dziewczę, które żyje jeszcze w przekonaniu, że można robić coś bezinteresownie. Ja naprawdę bardzo angażuje się we wszytko co robię, dopinam rzeczy na ostatni guzik, szukam rozwiązań... Ale nieeeee bo kurcze panie dyrektorki mają serdecznie w dupie, że ktoś chce działać i mają jeszcze pretensje, że taki bezczelny szeregowy pracownik ma czelność im podpowiadać. Bo przecież to jest zniewaga największa. Skoro coś działa przez 15 lat i nikt się tym nie zainteresował to znaczy, że można się do tego przyzwyczaić i mieć w du****ie. A ty gówniaro najlepiej zajmij się swoją pracą i nie wychodź przed szereg bo na twoje miejsce jest 15 - tu robotów bez mózgu, którzy będą swoje obowiązki wykonywać poprawnie i nie węszyć za rozwiązaniami. Tak się właśnie zabija kreatywność. Ale oczywiście w mediach się słyszy jaka to teraz młodzież nie jest leniwa... No kurcze... Zarabiamy gówniane pieniądze w oparciu o śmieciową umowę, a jak mimo to mamy motywację do działania to się ucina nam skrzydła, a potem jęczy że nie potrafimy latać... Naprawdę mam tego dosyć. Realia są takie, że nie jedna osoba myślała tak jak ja, a potem wpasowała się w szereg, bo samemu ciężko iść pod prąd. I nie ma co tego oceniań czy z tym dyskutować. Albo marnujesz energię na walkę z systemem, albo się dopasowujesz i poświęcasz ją na cokolwiek innego - pasję, hobby, rodzinę. Tak to już jest. Ja na razie walczę, bo chcę wierzyć, że gdzieś jest firma, w której pracownicy są doceniani za kreatywność a nie odklepywanie swoich obowiązków od 8:00 do 16:00. Amen.


30 kwietnia 2014 , Komentarze (4)

Ostatni wpis jest pełen goryczy i pewnie co niektórzy postawili na mnie krzyżyk. Tak się zazwyczaj kończą diety - brak efektów, spadek motywacji i rozgoryczenie. Walimy głową w mur jakby to coś mogło zmienić. Ale nie może. Lamenty niestety nic tu nie pomogą. Zabawne, że potrafimy walczyć z zawziętością, ale zawsze w sprawie innej osoby. Ile razy poświęcałyśmy się dla przyjaciół, dla partnera, dla dzieci... Robimy to codziennie. Codziennie rezygnujemy z siebie dla innych. A jak wreszcie chcemy zmienić swoje życie, wziąć się za siebie, schudnąć, czuć się dobrze we własnej skórze, to okazuje się to najtrudniejszym wyzwaniem. Pewnie dlatego, że siebie zawsze możemy oszukać. Nie doceniamy swojej wartości dlatego łatwiej przychodzi zwątpienie. Codziennie rano myjąc zęby przypomnę sobie trzy słowa CHCĘ - MOGĘ - POTRAFIĘ.

Nie zrezygnowałam z diety. Nic z tych rzeczy. Po prostu siedzę teraz na budowie do późna i nie mam za bardzo czasu na pisanie pamiętnika. Dzisiaj np.: miałam wenę twórczą na przekopanie ogródka - taki fitness w wersji ze szpadlem ;) Jutro pewnie poczuje mięśnie. Ale dałam czadu naprawdę :) Poza tym był rower 4 km i przysiady rano i wieczorem. Bieganie sobie dzisiaj odpuściłam, bo to już przegięcie. Jutro, o ile wstałabym z łóżka, pewnie poruszałabym się z gracją robocopa. Jedynym skokiem w bok były kabanosy... Ehhh no nie mogłam się powstrzymać ;D Ale za to dzisiaj dostałam wielką tabliczkę milki jogurtowej z chrupiącymi płatkami (w tej chwili ślina zalewa mi łóżko) i nie otworzyłam jej :) A to jest moja ulubiona czekolada!!! Zwykle zjadałam całą ...;/ Ah taki mały sukcesik :) Jak na cisteczkowego potwora to po dwóch miesiącach odwyku naprawdę potrafię się powstrzymać od słodyczy. W związku z powyższym oficjalnie przyznaje sobie order "pogromcy słodyczy" :)

 I tym optymistycznym akcente kończę na dzisiaj, bo późno się zrobiło, a jutro ostatni dzień pracy i WEEKEND :D

17 kwietnia 2014 , Komentarze (6)

W tym tygodniu schudłam 0,2 kg. Nie dość, że w zeszłym przytyłam to teraz nawet nie wyrównałam tej straty. Nie jestem zadowolona z tej diety. Wydaje mi się, że jem za dużo :( Trzymam się jadłospisu, nie mam odstępstw od diety. Czasami zamieniam posiłki, ale nie jem nic czego mi nie wolno. A poza tym zaczęłam wreszcie ćwiczyć. Wracam do domu rowerem (4 km) i biegam (mało, bo po 15 min, ale więcej i tak nie dam rady na razie). Nastawiłam dietę na chudnięcie 1 kg tygodniowo, więc w sumie takie 0,5 - 0,7 mnie satysfakcjonuje, a tu zmarnowane dwa tygodnie :( Nie spodziewam się cudów. Tylko chciałabym, żeby mi ktoś powiedział wreszcie co całe życie robię nie tak, że tak mozolnie idzie mi odchudzanie. Jak słyszę, że ktoś przechodzi na dietę i chudnie 6 kg w 2 miesiące, to jestem wkurwiona... Bo u mnie dwa miesiące schodzi 3 kg. I to z mnóstwem wyrzeczeń ;((( I tak oto mój wysoki poziom motywacji w końcu szlak trafi. Bo tak jest za każdym razem - zrzucanie kilogramów w bólach i męczarniach, mimo ze oczywiście brak spektakularnych efektów wszyscy kwitują spojrzeniem "pffff na diecie, jassssne, jakoś nie widać", chudnę tyle ile zamierzam, a potem efekt jojo. :(

13 kwietnia 2014 , Komentarze (8)

 Attention please! ;) Witam serdecznie w pierwszym odcinku "Biegnącego hipopotama" :)

Po wczorajszym nieudanym treningu musiałam nabrać trochę dystansu i wchłonąć nową energię. W związku z tym, że jestem typem fightera, takie porażki zwykle mnie nakręcają. Myślę, że mogę śmiało traktować to jako przewagę ;) Po prostu pamiętam żeby po upadku podnieść się i otrzepać. Nie czekam na kogoś kto mnie podniesie (chociaż może jest to spowodowane tym, że mało moich znajomych ma uprawnienia na dźwig ;))) Zanim zacznę mówić o samym planie treningowym, zamierzam was trochę zmotywować do biegania. Warto biegać bo:

- przynosi efekty szybciej niż inne formy aktywności ruchowej,

- nie wymaga od Ciebie wcześniejszego treningu ani drogiego sprzętu,

- to aktywność, którą możemy uprawiać dosłownie wszędzie,

- uwalnia hormony szczęścia i doprowadza Cię do biegowego orgazmu

- pozwala na wsłuchanie się w swoje myśli i przeprowadzenie wewnętrznego dialogu

- obniża tętno i ciśnienie tętnicze

- to najbardziej skuteczna pigułka antydepresyjna,

- modeluje sylwetkę

- zwiększa wydajność organizmu,

- spala przeklęty tłuszcz,

- daje mnóstwo energii

- poprawia samopoczucie,

- daje poczucie, że możesz wszystko.

I co macie chęć pobiegać??? To przedstawiam plan naszych treningów. 

Wszystkie powody jak i plan treningów przedstawiony poniżej są zaczerpnięte z artykułu Mateusza Jasińskiego, który z resztą polecam http://bieganie.natemat.pl/5617,jak-zaczac-biegac-...

I jak? Kto biega ze mną???

12 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Byłam biegać... o masakra! Okazje się, że minuta biegu jest dla mnie wyzwaniem. Nie wiedziałam, że jest aż tak źle. Kurcze, człowiek siedzi na kanapie i zajmuje się tylko profesjonalną obsługą pilota do telewizora, a jak nie może przebiegnąć paru metrów bez zadyszki to jest wielce zdziwiony... Ehhh Naprawdę było źle... Powiem więcej - było przerażająco źle. W planie treningów jest, że to niby dla początkujących. Może ja zacznę w ogóle od treningów samego maszerowania, skoro bieganie od zera jest dla mnie za trudne. Noooo dolinka trochę. Zdemotywował mnie ten wieczorny (nocny!) trening. Cały czas mi się ciężko oddycha. Beznadzieja.... :( Idę się wykąpać i spać. A jutro się naładuję pozytywną energią i napiszę wam ten cały plan z bieganiem. Po moim pierwszym razie nie wygląda to zachęcająco, ale początki zawsze są ciężkie. Ja nie zrezygnuję. Będę biegać!!!!

12 kwietnia 2014 , Skomentuj

Piękny, cudowny, WOLNY dzień :) Zaplanowałam na dzisiaj zakupy. Potrzebuje eleganckiego wdzianka na święta (nie to żebym się specjalnie chciała wylaszczyć, ale jestem chrzestną więc trzeba pokazać trochę klasy poza tą słomą w butach), a poza tym mam nadzieję na rozmowę kwalifikacyjną w przyszłym tygodniu ;) A przez tą moją otyłość dawno nie miałam na sobie nic eleganckiego. Nie mam nawet zwykłego żakietu, chociaż to podstawa garderoby zaraz po małej czarnej (której z resztą też nie posiadam ;)) Z resztą metamorfoza wiosenna obejmuje też zmianę garderoby. Trzeba wyjść z tych wszystkich worków, które to miały chować niedoskonałości. Ale w związku z tym, że przecież zmienię rozmiar (cwaniak ;)), to postanowiłam nie wydawać na to fortuny i przejechać się na ryneczek. 

Wstałam o 8:00, rozciąganie, słoneczko pieści mnie po twarzy - ach jakże cudowny dzień, pomyślałam. Niedoczekanie moje! Dostałam nową kartę z banku, więc jak się już ogarnęłam, biegiem do bankomatu aktywować. Bo przemiła Pani mówiła, że aktywacja następuje przy pierwszym wpisaniu PIN. Cały czas byłam pewna, że wybieram ten PIN przy bankomacie. Ale dupa! , że się tak poetycko wyrażę. Cały na monitorze wyświetla się, że błędny PIN. Myślę, podjadę cztery przystanki, skoro już i tak wyszłam z domu, tam jest placówka to aktywują ją na miejscu, albo wypłacę u nich. Pocałowałam klamkę, bo akurat ta placówka nie dyżuruje w weekendy. Oczywiście internet mi odcięło wcześniej, więc nie mogłam sprawdzić. Wściekła stoję przy bankomacie, ale patrzę, że numer na infolinię jest podany. Po 15 min muzyki w słuchawce wreszcie odzywa się konsultant i informuje, że PIN trzeba wybrać przez internet w takiej super automagicznej zakładce. Ręce mi opadły... Patrzę na zegarek, zrobiła się 10:00, myślę, nie jest tak źle, podjadę do domu, przedę hektar od przstanku, wjadę windą na 5 piętro, wcześniej przebijając się przez dwie bramki, aktywuję tej cholerny PIN i jeszcze zdążę na ryneczek. Cała procedura zajęła 40 min, stoję  z powrotem przy bankomacie, a on krzyczy "Za wiele razy wpisany błędny PIN" FUUUUUCK! Tak się skończył dzień zakupów. 

Pojechałam pobiegać do Leroya, bo przecież trzeba wybierać rzeczy do naszego domku :) Spędziłam tam bite 3 godziny, ale są efekty w postaci 3 kartek zapisanych symbolami różnych paneli, płytek, lampek itd ;D

Skoro odzyskałam humorek pomyślałam, że pofarbuje włosy. Bo oczywiście fryzjer mnie czeka dopiero za 1,5 kg, a na chrzciny trzeba jakoś wyglądać. Może to głupie, ale stwierdziłam, że nie pójdę wcześniej. Nie ma odstępstw od postanowień!!! Tyle tylko, że fatum wróciło i po farbowaniu wyszłam rudawa ;( Normalnie mam taki blond z poziomu 8. A teraz odrosty chwyciły na rudawy.... FUUUUUCK!  Pewnie w tygodniu będę musiała powtórzyć. :( 

Ale za to kupiłam sobie fajny gadżet do paznokci. Stempelki :) Naprawdę fajnie się tym robi, mogę z czystym sumieniem polecić. Kosztowało mnie to jakieś 20 zł. Efekty prezentuje poniżej. (Artykuł zawiera lokowanie produktu ;D) Enjoy!

11 kwietnia 2014 , Komentarze (5)

Ty okropne wielorybie cielsko! Mówię do ciebie! Nie zrezygnuje z diety czy to ci się podoba czy nie!!! Nie zastraszysz mnie tym marnym wzrostem 40 dag na wadze!!! Lepiej się przyzwyczaj, bo właśnie tak się teraz będziemy odżywiać. Ja wiem, że tęsknisz za słodyczami. Ja też. Czekolada będzie nas od czasu do czasu odwiedzać. Obiecuję. Ale musiała się od nas wymeldować, bo było nam za ciasno. Taaaa, jaaaaasne, tobie zawsze jest dobrze... Moje zdanie jak zwykle cię nie obchodzi! Może czekolada mogłaby z nami zostać gdyby nie to twoje podjadanie wieczorami! Tak, myślisz że nie zauważyłam twojego apetytu? Tolerowałam to, byłam cierpliwa, ale skoro nie masz umiaru, to musiałam interweniować. Co rower? Te 4 km dzisiaj to była kara. Nadrabiamy wzrost wagi. Przecież nie było tak źle. Nie próbuj oszukiwać, wiem że tobie też się podobało. Musisz mi zaufać. Tylko wtedy nasz związek ma szanse. Uda nam się! Zobaczysz :)

7 kwietnia 2014 , Komentarze (3)

Człowiek żyje w takim biegu, że czasami tylko choroba jest w stanie zciągnąć go na ziemię.W moim przypadku jest to jedynie przeziębienie, ale czuje się jakby walec po mnie przejechał. Najlepsze, że w czwartek śmiałam się z mojej koleżanki (razem wspieramy się w diecie), że się tak zdrowo odżywia, a zachorowała. Na drugi dzień wstaje z zawalonymi zatokami. Czyli można powiedzieć, że szydera nie wyszła mi na zdrowie. :D Na dodatek miałam mieć intensywny weekend, bo po pierwsze uczelnia (dwa kolosy), po drugie wykończenie mieszania (demolka) i w między czasie zadbanie o związek, bo z moim P widzimy się co 10 dni (emigracja). Więc byłam już na wstępie osłabiona... W piątek mnie rozłożyło i nie dotarłam na zajęcia. W sobotę pozbierałam się dopiero koło 13:00 i pojechałam pomóc chłopakom na budowie - oczywiście nadawałam się jedynie do zbierania gruzu, bo nie kontaktowałam w ogóle. Niedziela dwa kolosy - musiałam spiąć dupę i włączyć zasilanie awaryjne żeby się skupić, ale dałam radę :) Oba zaliczone!!! A potem zmiana dekoracji - balerinki zastąpiły adidaski, włożyłam bluzę i podarte jeansy, zaplątałam koczek na głowie i z miotłą w ręce przystąpiłam do pracy w naszym nowym domku.Obłęd, taki maraton przplatany dragami, bo przecież chorować w Polsce nie można, bo do lekarza się nie dostaniesz, a jeszcze w pracy będą krzywo patrzeć...

A teraz najlepsze. Wiecie co było rzeczą rekompensującą ten cholerny weekend? Seks z moim narzeczonym.... Bo dawno się tak nie kochaliśmy. Z taką bliskością i taką miłością. Przepraszam jeśli kogoś zniesmacza,że mówię o takich rzeczach, ale już tłumaczę. Mój mężczyzna stracił zainteresowanie mną jak przytyłam... Znacie to? Czułam, że coś jest nie tak i wydusiłam z niego, że to o to chodzi. Pierwsze co sobie pomyślałam to oczywiście, że to parszywy dupek, ze na mnie nie zasługuje, że na nic lepszego go nie stać i takie tam flustracje... Potem było cierpienie - bo przecież jak ja wyglądam, sama się sobie nie podobam, więc jak mogę się dziwić ze seks z wielorybem mu nie odpowiada, przecież nie jest zoofilem itd... A kolejny etap - cholera, byłam seksowną laską, zawsze miałam powodzenie, jak mogłam się doprowadzić do takiego stanu, w którym wstydzę się swojego wyglądu przed przyszłym mężem? O nie! Wzięłam się za odchudzanie z pełną motywacją na zmianę - zmianę swojego życia :) Schudłam od tej pory 5,20 kg i ogółem 22 cm w obwodach. I to naprawdę widać. Ale najfajniej było to widzieć w jego oczach. Poczułam się atrakcyjna, poczułam się piękna, poczułam się kobietą - mówiąc słowami bohaterki 50 twarzy Greya „Moja wewnętrzna bogini podskakuje, wymachując pomponami, i krzyczy: „Tak!”

A na zakończenie instrukcja ważenia od mojej szefowej - rozbawiła mnie ;D

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.