Ostatni wpis jest pełen goryczy i pewnie co niektórzy postawili na mnie krzyżyk. Tak się zazwyczaj kończą diety - brak efektów, spadek motywacji i rozgoryczenie. Walimy głową w mur jakby to coś mogło zmienić. Ale nie może. Lamenty niestety nic tu nie pomogą. Zabawne, że potrafimy walczyć z zawziętością, ale zawsze w sprawie innej osoby. Ile razy poświęcałyśmy się dla przyjaciół, dla partnera, dla dzieci... Robimy to codziennie. Codziennie rezygnujemy z siebie dla innych. A jak wreszcie chcemy zmienić swoje życie, wziąć się za siebie, schudnąć, czuć się dobrze we własnej skórze, to okazuje się to najtrudniejszym wyzwaniem. Pewnie dlatego, że siebie zawsze możemy oszukać. Nie doceniamy swojej wartości dlatego łatwiej przychodzi zwątpienie. Codziennie rano myjąc zęby przypomnę sobie trzy słowa CHCĘ - MOGĘ - POTRAFIĘ.
Nie zrezygnowałam z diety. Nic z tych rzeczy. Po prostu siedzę teraz na budowie do późna i nie mam za bardzo czasu na pisanie pamiętnika. Dzisiaj np.: miałam wenę twórczą na przekopanie ogródka - taki fitness w wersji ze szpadlem ;) Jutro pewnie poczuje mięśnie. Ale dałam czadu naprawdę :) Poza tym był rower 4 km i przysiady rano i wieczorem. Bieganie sobie dzisiaj odpuściłam, bo to już przegięcie. Jutro, o ile wstałabym z łóżka, pewnie poruszałabym się z gracją robocopa. Jedynym skokiem w bok były kabanosy... Ehhh no nie mogłam się powstrzymać ;D Ale za to dzisiaj dostałam wielką tabliczkę milki jogurtowej z chrupiącymi płatkami (w tej chwili ślina zalewa mi łóżko) i nie otworzyłam jej :) A to jest moja ulubiona czekolada!!! Zwykle zjadałam całą ...;/ Ah taki mały sukcesik :) Jak na cisteczkowego potwora to po dwóch miesiącach odwyku naprawdę potrafię się powstrzymać od słodyczy. W związku z powyższym oficjalnie przyznaje sobie order "pogromcy słodyczy" :)
I tym optymistycznym akcente kończę na dzisiaj, bo późno się zrobiło, a jutro ostatni dzień pracy i WEEKEND :D
RadioactiveDream
3 maja 2014, 08:52Brakuje mmi takich ludzi jak Ty dookoła na codzień. Dzięki :)
rosbeatable
3 maja 2014, 19:14Korzystaj ze mnie na codzień kochana! :) Mi takie komantarze jak twój dają duuuuużo siły i to ja powinnam dziękować :)
RadioactiveDream
2 maja 2014, 15:23Rany, zazdroszczę motywacji. Ja swoją zgubiłam już kompletnie. Trzeci tydzień ta sama waga i te same wymiary :/ Od początku miałaś takie silne przeświadczenie, że uda się i że robisz to dla siebie?
rosbeatable
2 maja 2014, 23:51Wiesz co, moja motywacja zadziwia czasami mnie samą ;) Ale wychodzę z założenia, że po porażce trzeba się otrzepać i iść dalej... dla mnie ta dieta teraz stała się celem nadrzędnym, bo wiem o co walczę. I zobacz - moje efekty są marne, bo w po tygodniach jestem tylko 0,6 kg bliżej celu, a moje wymiary stoją w miejscu. Ale co mi pozostanie jak przestanę walczyć? Nic! Znowu dam się przygasić moim kompleksom, znowu zacznę maraton męczennika... Nie chcę tego. Póki walczę, jestem sobą i działanie daje mi siłę. Nie będziemy hipopotamami, będziemy piękne i mega seksowne, zobaczysz :)