W tydzień -0,6 kg. Właściwie? W sam raz. Wiem, że tempo odpowiednie, nie za szybko, nie za wolno, więc skąd niedosyt? Wcześniejszy fajny spadek nie cieszył tak, jak "martwi" zbyt mały. Przecież to całkiem jest OK. Znacznie gorzej będzie, jak waga się zatrzyma, albo gorzej wzrośnie, bo przecież pamiętam z poprzednich odchudzań też takie wahania się wagi. (Zresztą teraz też tak się dzieje, waga mi biega +/- 2 kg)
Jak to się dzieje, że wiedza swoje (wiem, że wolne odchudzanie jest zdrowsze, że wtedy mniejsze ryzyko na jojo, itd...) a emocje i tak swoją drogą? Dlaczego tylko (?) tyle, ech... może coś nie tak... Pozwalam, by definiowały mnie cyferki na wadze? Jakie w końcu bym chciała zobaczyć liczby, by poczuć satysfakcję, ulgę? Nie pocieszają mnie procenty (a przecież schudłam już blisko dziesięć procent tego, co zamierzam, więc chyba hurrra!), nie pociesza mnie wystarczająco, że już bliżej niż dalej pierwszego kamienia milowego. Aniołek z jednego ramienia podpowiada: super, trzymaj tak dalej, idziesz w dobrym kierunku, jest ok, tak ma być, jest świetnie, a diabełek z drugiej strony: "łeee... mogłoby być więcej.. ale to potrwaaaa, eeee tylko tyle..., mogłaś się bardziej postarać"
Tia... perfekcjonizm. No i poza tym znów widzę, że nie mija mnie obsesja pierwszego miesiąca odchudzania. Zbyt dużo energii na myślenie, zbyt dużo miejsca w życiu na odchudzanie. Ech gdybym umiała to zakręcenie dietą zamienić na ruch...
Czekam z utęsknieniem, kiedy całe to odchudzanie stanie się bardziej codzienną rutyną, a nie będzie mnie tak absorbować wizja wagi.
Nejtiri
26 listopada 2015, 09:27Oj skad ja to znam! Niestety, zebyschudnac musimy uzbroic sie w cierpliwosc... choc to brzmi o wile latwiej, niz sie wydaje, ech. Powodzenia!
tirrani
25 listopada 2015, 23:42całkiem fajny ten Twój diabełek:) mój nie mówi_ postaraj się:) mój mówi: za długo, i tak sie nie uda, pociesz się czymś pysznym... albo jeszcze: jak tak ładnie chudniesz to jedna paróweczka ci nie zaszkodzi:) Trzymam kciuki za sukces Kochana:) póki co - jest świetnie. Nie odpuszczaj:)
Krasnalia
22 listopada 2015, 19:40Dziękuję za zaproszenie :) U mnie już nastąpił ten etap, gdy dieta stała się codziennością, idę naprzód i nie zwracam uwagi, samo się dzieje. To chyba najlepszy sposób, nie ma co za dużo myśleć :) Powodzenia! :)
beatapaulpon
21 listopada 2015, 06:31Ziarnko do ziarnka aż zbierze się miarka. Tak trochę wygląda to nasze odchudzanie. Co tydzień troszkę i osiągniesz cel. Raz lepiej raz gorzej ale do przodu. Głowa do góry, dasz radę
PluszowaKotka
21 listopada 2015, 11:09Dzięki :*
eszaa
20 listopada 2015, 12:41to niekoniecznie tak ze sie nie postarałas,organizm nam płata figle i a to wode sobie zatrzyma, a to metabolizm zwolni. Cierpliwosci trzeba anielskiej;) czego Ci zyczę i wytrwałości oczywiście
Bleuets
20 listopada 2015, 11:51Człowiek się nakręca, że po co chudnąć po 0,5 na tydzień, można 1kg, przecież w ogóle można jeść mniej, ominąć podwieczorki, drugie śniadania, kolację, po co w ogóle jeść? Każdemu wkręca się takie myślenie, mnie szczególnie po pierwszych 2-3 tygodniach diety. Ale to tylko taki przedsmak jojo wg. mnie :/