Dziś trzymałam się dzielnie, może trochę z kolacją przesadziłam ale w sumie bardziej z ilością niż niewłaściwym rodzajem jedzenia. Jakoś nie mogę się oprzeć kabanosom drobiowym, kupuje bo młodszy synek zajada jako jedno z nielicznych jedzonek, które w ogóle łaskawie je. A jak częstuje jego to jakoś nie mogę odmówić sobie, ech...muszę nad nimi popracować. Jutro w końcu sobota, weekend i rano wskakuje na wagę- mam nadzieję, że tygodniowy cel czyli -1 kilogram zostanie osiągnięty. Jest duża szansa, zwłaszcza że dziś już chyba nic nie zdążę podjeść przed spaniem bo zaraz chyba polecę do łóżka bo padam z nóg. Wczoraj poszłam spać bardzo późno bo było czuwanie przy kotku- zaledwie pół roku miał i zdechł, weterynarz ręce rozkładał, że nie wie co mu jest a dziecko tak żałowało, że mi się erce krajało. U nas zwierzak był dopiero od Bożego Narodzenia, wzięliśmy ze schroniska, to było wymarzone zwierzątko małego, wspaniale się nim opiekował i nie może się pogodzić, że go nie ma, zwłaszcza że to jego pierwszy kontakt z czyjąkolwiek śmiercią. Strasznie jest patrzeć, jak dzieci cierpią- nie wiem, czy zdecyduje się jeszcze na zwierzaka w domu.
A wracając do tematu diety- jutro impreza u siostry, mam nadzieję, że nie polegnę i wytrwam w postanowieniach wstrzemięźliwości w jedzeniu:)