[tu były zdjęcia... ale już nie ma]
Było zajebiście :))
Idę spać :)
Edit, coby na głównej nie wisiało pojedyncze zdjęcie i rynsztokowe słownictwo :)
Mój wieczór panieński organizowała moja starsza i przyjaciółki - ja nie wiedziałam prawie nic i nie zajmowałam się żadnymi sprawami organizacyjnymi. Było nas 5 panien ;) Dziewczyny wynajęły domek nad jeziorem. Miałyśmy stolik na tarasie, grilla, kubki z peniskami i balony z napisami "Wieczór panieński", peniskami i diablicami :) Jako główna panna dostałam opaskę z największą kokardę, ale wszystkie dziewczyny miały opaski z małymi różowymi kokardkami.
Dziewczyny przygotowały mi różne konkursy, z których odbyły się 3: test wiedzy na temat mojego Jurka (odpowiedziałam tylko na 2 pytania na 8, what a shame!), rzeźbienie penisa z ogórka (a dziewczyny lepiły z plasteliny), zaszycie dziurawej skarpety w minutę ;) Potem impreza toczyła się własnym trybem - dziewczyny to musiały się położyć, to wstawały, a reszta cały czas siedziała i gadałyśmy, gadałyśmy, gadałyśmy... Wyjście do klubu nie doszło do skutku - no i dobrze, bo nie miałam ochoty wypełniać zadań w stylu "Poproś jakiegoś faceta, żeby postawił ci drinka" ;)
Poszłyśmy spać po 4 rano, wstałyśmy przed 8. Ogarnęłyśmy domek, rozjechałyśmy się do domów (z bólem główki i saharą w buzi). Większość niedzieli przespałam ;)
Powiem Wam tak - lepszego panieńskiego nie mogłam sobie wymarzyć. Byłam otoczona moimi przyjaciółkami, świetnie się bawiłyśmy :)
A co do poprzedniej notki - na bukiet jestem zdecydowana, muszę tylko ugadać z panią kwiaciarką, czy zdobędzie takie kwiaty :)
A dzisiaj jedziemy na kolejną lekcję tańca, spróbujemy potańczyć do Zakochanych Kukulskiej - jeśli będzie wychodzić, bo jednak jako początkujący powinniśmy mieć wyraźną linię melodyczną, żeby rytmu nie tracić :)