No to dziś sama sobie zafundowałam crash test silnej woli.
Po południu zabrałam się za przygotowanie Walentynkowych słodkości dla moich czekoladożerców domowych i zrobiłam im mus czekoladowy z bitą śmietaną.
Następnie płynnie przeszłam do pieczenia muffinek w 3 odsłonach dla gości zaproszonych na sobotnią popołudniową herbatkę (jedne z fistaszkami, drugie z czekoladowymi groszkami i trzecie oczywiście mega czekoladowe z kawałkami czekolady). Goście przychodzą z okazji urodzin męża, więc musi być czekoladowo, bo dla niego liczą się tylko słodycze na bazie czekolady.
A ja tymczasem:
Śniadanie: duże jabłko, pomarańcza, grapefruit, moja herbata
Drugie śniadanie: sałatka z sałaty lodowej, papryki i pomidorków koktajlowych, moja herbata
Obiad: zupa krem z pomidorów, grillowana cukinia posypana suszonymi pomidorkami z czosnkiem i bazylią, moja herbata
Kolacja: surówka z kiszonej kapusty, 1/3 melona zielonego, moja herbata,
Słodkości pachniały tak intensywnie, że w sumie wystarczył sam zapach, żeby poczuć nasycenie, więc crash test zakończył się pozytywnie dla diety. :)
sky77
15 lutego 2013, 07:10szacun :) a przy takiej dietce szybko kg polecą....POWODZENIA!!!!
OdzyskacSiebie
15 lutego 2013, 00:16Oj, chyle czola - wielkie uznanie. Na sam opis zrobilo mi sie slabo i jak bym miala czekolade w domu to bym szybko po nia poleciala!
ibiza1984
14 lutego 2013, 22:50No pięknie! Wytrwałaś, więc należą się ogromne gratulacje :) Ja czasem kiedy mam ochotę na coś słodkiego (a nie mam pod ręką nic co mogę zjeść) urządzam sobie takie crash testy, bo wbrew pozorom - bardzo mi to pomaga. Jeśli "nawdycham" się tych zapachów z kuchni - zdecydowanie wystarcza to do zaspokojenia mojego łakomstwa.
ewusha
14 lutego 2013, 21:49o rany, podziwiam... ja dziś bym zjadła coś słodkiego...