Znów jestem na kursie kursów, czyli wracam do diety owocowo-warzywnej.
Dzieciaki wreszcie w placówkach oświatowych, więc dziarsko wyruszyłam na marsz z kijami. Jedyny feler był taki, że niepotrzebnie opiłam się wcześniej herbaty i zaplanowany marsz 6 km musiałam skrócić do 4 km i do tego ponad połowę trasy przebyć w tempie zdecydowanie szybszym niż zamierzone z przyczyn oczywistych. Niestety zostałam obdarzona przez naturę jakimś wyjątkowo mikroskopijnym pęcherzem moczowym i za każdym razem jak tylko wypuszczę się z domu gdziekolwiek muszę zaczynać od poszukiwań wiadomego przybytku. No, ale pić przecież trzeba, więc nie ma rady, taka karma jak widać ;)
Menu dzisiejsze:
Śniadanie: sałatka z sałaty lodowej, papryki, pomidorków koktajlowych i szczypiorku, pomarańcza, moja herbata
Drugie śniadanie: duże jabłko, moja herbata
Obiad: zupa krem z pomidorów, jarski bigos z kapusty kiszonej i cebuli, moja herbata
Kolacja: sałatka z kalafiora i ogórka kiszonego, duże jabłko pieczone z cynamonem, moja herbata
ibiza1984
14 lutego 2013, 23:00Hehehheh uśmiałam się czytając Twój wpis :) Na szczęście ja problemów z pęcherzem nie mam i czasem mam wrażenie, że zajmuje on całą wolną przestrzeń w moim organizmie!
kurpinka
14 lutego 2013, 13:20to razem będziemy sie wspierały co do diety warzywnej, a co do pecherza, coż warzywa mają dużo wody i sama sie nie raz zastanawiam czy nie zamieszkać w łazience :)
ewusha
13 lutego 2013, 18:26Jeśli chodzi o pęcherz, to i ja mam z tym problem. Ostatnio to ledwo się wyrabiam z drogą do pracy i z powrotem, wpadam do domu jak głupia, bo nie daję rady...
piekna.i.mloda
13 lutego 2013, 17:50moze my sobie rece podac, moze my siostry blizniaczki, bo moj pecherz tez dziwnie malutki... :) nawet kiedys stwierdzilam, ze miast powinny mape toalet sprzedawac, bo ja ZAWSZE musze skorzystac :)) pa