Obydwa minione dni w okolicach 1250kcal.
Przedwczoraj, po tym "motywującym do walki" spacerze do sklepu, wieczorem były przysiady, brzuszki i hantle. Co ważniejsze: nastąpił przełom! Wykonałam te ćwiczenia przy współlokatorce. Może nie był to workout na środku pokoju, nie wypluwałam z siebie flaków i nie ciekłam potem, ale robiłam swoje do momentu, aż paliły mnie mięśnie.
Także wymówkom mówimy dość i choćby nie wiem co, zawsze mogę dać sobie trochę w kość!
Wczoraj Last Chance Workout po raz kolejny, wciąż nie idealnie, ale idzie mi coraz lepiej. Ćwiczenia wychodzą mi bardziej stabilnie, mam mniejszą zadyszkę, niedługo będę mogła coś do nich dołożyć, a za kilka tygodni może i zmienić zestaw na coś cięższego...
Halleluyah!
Trzymajcie kciuki, w następnym wpisie będzie długo wyczekiwane ważenie!
karmela91
31 października 2013, 09:01Trzymam kciuki żeby wynik był jak najlepszy ;d
Cleopatra93
30 października 2013, 10:15Cześć ;-) Widzę, że u Ciebie walka na całego i tak trzymaj. Hehe no możemy się pościgać. Ja tam nie mam nic przeciwko. Też się ważę w tym tygodniu więc może jeszcze troszkę Ci odlecę ;-p
MsLissoir
29 października 2013, 21:35Trzymam kciuki za ważenie :) Jak często się ważysz?
lovecake33
29 października 2013, 12:51Trzymam kciuki! Wymówki za drzwi!!!
malinkapoziomka
29 października 2013, 12:37no to trzymam kciuki jak ten zwierzaczek! pzdr!
Landryna321
29 października 2013, 12:11Super nastawienie ;) Powodzenia ;)