Dziś rano z niepokojem wskoczyłam na wagę i...
-1,6kg w 4 tygodnie, -400g na tydzień.
No nie powiem, do skuteczniej motywacji potrzebowałabym więcej. Próbowałam mierzenia centymetrem, ale w tym przypadku mam wyniki tylko ok. 10-dniowe i są bez zmian. Szczęśliwie mam jeszcze tyle samozaparcia, że nie rzucę tego w diabły. Planuję nawet trochę podkręcić ćwiczenia, jeśli się uda. Tak, wiem, nie utyłam w miesiąc, nie schudnę w miesiąc, zwykle na tydzień chudnę właśnie ok. 0,5kg... Ale przy tak małym wyniku chyba łatwiej byłoby mi się nim cieszyć co tydzień, niż co miesiąc... Miesiąc brzmi jednak jak kupa czasu i chciałoby się widzieć Efekty przez duże "E"...
No nic, tymczasem dziś nastąpi kuszenie drugie. Ślub znajomych. Na weselu na pewno wypiję drinka czy dwa, jak będzie tort - na pewno się nim poczęstuję. W sumie zawsze zachowuję umiar przy piciu, nie powinno więc być dużego problemu, bardziej boję się kolacji... Generalnie na imprezie będę od 14:00 do oporu, zjem coś przed wyjściem, ale przydałoby się zjeść przynajmniej jeden normalny posiłek... Nie wiem, czy będzie zapewniony poczęstunek, jeśli nie: pozostaną okoliczne lokale i fastfoody... Heh, po tych 1,6kg to naprawdę się odechciewa ograniczać, ale niech będzie: trzymajcie kciuki!
Cleopatra93
1 listopada 2013, 17:26Jestem tego zdania, że nie ważne ile,a byle szło w dół :-) Niech motywacja będzie z Tobą! ;-p W sumie to jem 1500 kcal (4-5 posiłków) i wstyd się przyznać, ale nie ćwiczę w ogóle ;-( chociaż chciałabym. Za to w pracy mam sporo ruchu więc trochę mnie to usprawiedliwia :-D Sporo w sumie też chodzę, zawsze to coś.
ppolka
1 listopada 2013, 11:15nie poddawaj sie, juz teraz bedzie tylko lepiej:D
Ankrzys
31 października 2013, 21:21Brawo. Jak się wolniej traci na wadze, to traci się trwale. Oby spadało i już nigdy nie wracało