Piękna pogoda, słonko świeci, ponad 20 stopni na termometrach - żyć nie umierać! Półgodzinny szybki marsz do upatrzonego sklepu, włażę, zaczynam przeglądać ciuchy. Wybieram to, tamto, siamto, dalej nie wiedząc, gdzie są staniki. W końcu dostaję informację: na górze; więc żeby już nie latać z rzeczami po piętrach, siup - do przymierzalni. Jak się okazało, to nie był mój dzień na zakupy... Czułam się we wszystkim źle, w ogóle czułam się źle... Ostatnio jak patrzę w lustro, widzę pewne zmiany i jestem zadowolona z postępów, ale tamto lustro mnie pokonało... Odechciało mi się, ale nic! Idziemy po stanik do ćwiczeń, będziemy ćwiczyć, będzie lepiej!
Dwa fasony - a niech będą, nie są złe! Wzięłam do przymierzalni wszystkie 5 rozmiarów: górę mam drobną, więc nie chciałam potem latać i zmniejszać, ale zabrałam też duże, co by od nich zacząć i się nie dołować, że nie wchodzę w ciuchy. Także zaczęłam od największego i... Opinał mnie pod biustem w taki obrzydliwy sposób, że nie wiem. Nie dość, że wyglądało to strasznie, to jeszcze ściskało tak mocno, że aż mnie z lekka podduszało... Załamałam się, ale resztkami sił mentalnych zabrałam się za przymierzanie drugiego fasonu... Odetchnęłam z ulgą, bo choć latał mi w nim biust (czyli odpadł), to jednak przynajmniej nie podduszał mnie, tylko leżał na ciele, jak to sobie wyobrażałam - i to aż do rozmiaru M. Mimo to, nie dał rady poprawić mi już nastroju.,,
Wyszłam stamtąd zdołowana, myśląc tylko o tym, żeby wrócić jak najszybciej do domu... albo coś zjeść!
Ta myśl całkiem mną zawładnęła, urodziła się już w przymierzalni. Przez mózg zaczęły przelatywać mi te wszystkie wrapy, hamburgery i inne smakowitości w pobliżu, ale uparłam się, że nie zjem nic niezdrowego. Bijąc się z myślami, poszłam do Subwaya - no way, nie będę płacić 12zł za niewielką kanapkę! Wróciłam się do punktu z owocowymi sokami i koktajlami, świeżo wyciskanymi... 12-14zł? No chyba żartuuujecie... Znalazłam coś z lodem za siedem, marakuja - mmmm - ale jak zapytałam, okazało się, że to lód z syropem... Żadnego syropu za siódemkę! Zabierzcie mnie do mojego grejpfruta w szafce! Czułam się zła, zdołowana i zagubiona... Miałam ochotę tam siąść i ryczeć, aż mnie ktoś stamtąd teleportuje do akademika... W końcu poszłam do marketu, kupiłam kefir waniliowy, wypiłam, uspokoiłam się trochę, wróciłam jeszcze po rambutan z ananasem na potem i lód (tak miałam ochotę na loda!) frugo, który jak się okazało, ma tylko 88kcal...
Razem 350kcal w odpowiedzi na atak PacMana i jakoś poszło... Wróciłam już autobusem, bo nie miałam siły na nic, trust me.
MAM DOŚĆ! Mam dość tak strasznie wielu rzeczy w moim życiu osobistym, zawodowym, we mnie samej! PO PROSTU DOŚĆ!!!
Nie przestanę walczyć, chcę to wszystko zmienić, ale... Nie da się zmienić wszystkiego na raz! Za to poprawianie jednej rzeczy i obserwowanie, jak to inne dalej są tragiczne, wcale nie jest łatwe! WCALE! Patrząc na te wszystkie buble, odechciewa się walczyć o cokolwiek... I jak tu być silnym? No jak...?
ojtajolunia
28 października 2013, 23:52Poprostu nie chce mi sie. Bardzo chcialabym byc cale zycie na diecie, na mojej diecie ktora jest zdrowa. Chcialabym tylko uniknac wpadek pt impezy alkohol, w moim wieku trudno bo lubie sie bawic, mam w koncu jedno zycie.Slodyczy sobie nie odmawiam. Jak badania wykazaly czlowiek ktory juz raz porzadnie utyl zawsze bedzie wracal no chyba ze bedzie sie pilnowal cale zycie, mam nadzieje to wlasnie robic i zywic sie zdowymi produktami:) Wyluzuj i sie tak nie frustruj wszyskim, zwlaszcza jedzeniem:)
karmela91
28 października 2013, 12:01Każdy tak czasem ma :) Ważne, że wyszłaś z tej sytuacji zwycięsko i nie wciągnęłaś całej pizzy, paczki ciastek ani niczego w tym stylu .. Ja bym pewnie kupiła ptasie mleczko i resztę dnia spędziła pod kołdrą rycząc, że moje życie jest beznadziejne ;f
DeepBreath
27 października 2013, 22:04Tak to czasami bywa na zakupach, ale nie można się załamywać. Pomyśl w ten sposób, że walczysz z tym! Nie dawaj się ponieść takim głupim myślom, bo to one powodują brak chęci do czegokolwiek i plany się sypią.
MarinaL
27 października 2013, 18:45Widzisz nie tylko Ty masz dziś gorszy dzień;) Moje życie również mnie dołuje i walczę o lepszą, bardziej kolorową przyszłość.... zakupy... jakaś masakra.... mam zakodowane w głowie że we wszystkim wyglądam koszmarnie! Chyba nawet w rozmiarze 36 będę przeżywać traumę przymierzając ubrania;) Są dwa wyjścia z tej sytuacji: - godzisz się z rzeczywistością (do końca życia jesteś nieszczęśliwa) - walczysz o nowe życie, o każdy kroczek do przodu! Mimo że jest ciężko wybieram drugą opcję;) A Ty?
MsLissoir
27 października 2013, 17:37Ja nie lubię 'ciuchowych' zakupów, bo we wszystkim czuję się okropnie.. Ale to kwestia czasu, a " Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie". Podpisuję się pod tym całą sobą:) Wizualizuj sobie do czego dążysz, jak będziesz wyglądać już za jakiś czas. Kiedy mam gorszy dzień, kiedy nie mogę patrzeć na siebie w lustrze myślę o tym, że już w wakacje będę wyglądała super, będę bez skrępowania nosiła piękne, nowiutkie bikini. Może to głupie, ale zwykle działa:)
lovecake33
27 października 2013, 17:17Każda z nas miewa takie dni. Najważniejsze, że się nie dałaś i nie wchłonęłaś 1000 kcal na pocieszenie :) Dzielna jesteś :)