Hej!
U mnie lepiej - jem trochę więcej, waga znacząco nie wzrosła, więc jestem zadowolona :) Ale ten post ma być nie o tym...
Zrobiłam sobie postanowienie na początku Wielkiego Postu. Mianowicie BRAK SŁODYCZY, BRAK ALKOHOLU I... PIECZYWA. Postanowiłam podzielić się z Wami moim wrażeniami - Post kończy się za tydzień, ale wtedy pewnie nie będę miała czasu usiąść i czegokolwiek naskrobać :)
Przed Wielkim Postem słodycze odgrywały w moim życiu nie małą rolę. Na coś słodkiego pozwalałam sobie nawet co drugi dzień, zdarzało się, że codziennie. Nie była to oczywiście tabliczka czekolady, ale np. wafelek. Postanowienie o niejedzeniu nie miało na celu odzwyczajenie mnie od słodyczy, a jedynie opanowanie trochę tego, co wydawało mi się już moim małym nałogiem :) I tak, mija dziś 39 dzień bez słodyczy. Jak mi poszło? Jeść nie jadłam, ale było ciężko. Zwłaszcza w okolicy @ odczuwam ogromną potrzebę uzupełnienia cukrów. W krytycznych chwilach robiłam sobie batony musli (na blachę = 16 batonów daję 2 łyżki miodu, więc chyba znośnie?) i jadłam jeden w ciągu dnia. Nie ukrywam, że przez ten czas zrobiłam niemałe zapasy złożone ze słodkich prezentów! Spokojnie wystarczą mi na kilka kolejnych miesięcy :)
Wyzwanie dobiega końca. Co potem? Na pewno ze słodyczy nie zrezygnuję. Lubię je, sprawia mi przyjemność ich jedzenie, a uważam, że życie bez przyjemności to nie życie dla mnie, ale na pewno postaram ograniczyć się do jednego wybryku w tygodniu. W końcu jesteśmy tylko ludźmi :) Umiar nie zaszkodzi :)
Właśnie. Co uznajecie za grupę szeroko pojętych słodyczy? Miałam z tym problem na początku Postu. Koniec końców zrezygnowałam z jedzenia czekolady, żelków, ciastek, ciast, batonów, wafelków, cukierków i lodów. Nie ukrywam, że pozwoliłam sobie czasem na biszkopta czy herbatnika. A jak jest u Was?
Dajcie znać koniecznie! <3