Specjalne podziękowania dla Vitalijki smak.lyk za całą listę książek do przeczytania!
Już tytaj krąży ten tytuł od jakiegoś czasu : Haruki Murakami "O czym mówię ,kiedy mówię o bieganiu". Ja się od wczoraj nie mogę oderwać. Może to przez to ,że to pierwsza książka o bieganiu jaką czytam. Nie mogę wymienic zbyt wielu książek które pochłonęłam w jeden dzień :)) I jakie wnioski ...no napewno to nie jest podręcznik ,raczej pamietnik. Wnioski jakie mi zostały z tej lektury nie są "łatwe". W ogóle po tej lekturze stwierdzam ,że bieganie to nie jest łatwa sprawa. Nie chodzi o to jak trudno wyćwiczyć mięśnie, zwiększać dystanse, regulować oddech. Wyzwaniem jest zapanowanie nad swoja głową i to praktycznie przy okazji każdego jednego biegu - bez znaczenia czy to trening czy bieg zorganizowany. Dało mi to sporo do myślenia. Troszkę przeraziło ,ale też uspokoiło. Przeraziło dlatego ,że miałam nadzieję że po wykonaniu iluś set godzin treningu taki maraton to się pyka bez szmeru. A tu facet biegający conajmniej jeden pełny maraton rocznie pisze ,że każdy start jt dla niego ciężki...i jego koledzy maratończycy maja takie samo zdanie. No już nie wspomnę ,że przebiegł ultramaraton ,czyli bieg na 100 km (tak technicznie ultramaratony to są bodajże biegi 80 km +). Ostatnio też w moim radio słyszałam wywiad z polskim ultramaratończykiem i tez padło zdanie ,że do 50 km biegną nogi - potem biegnie juz tylko sama głowa. Haruki mimo ,że biega od już niemal 30 lat nadal miewa dni kiedy mu się maksymalnie nie chce wyjść na trening, kiedy się zmusza żeby założyć biegowe buty. No cóż mnie do maratończyka jeszcze daleko ,ale też tak mam...ale kiedy już mijam pierwszy zakręt mojej trasy jestem bardzo szczęśliwa że jednak się zmusiłam. Tak ,że podstawowy wniosek po lekturze...trening biegowy to najwyżej w połowie trening mięśni ,druga połowa to trening głowy. I powiem krótko: wchodzę w to!
Jeszcze tylko słówko z inneg beczki. Wczoraj widziałam swoje zdjęcia z przed dwóch tygodni z jednego spotkania firmowego...no cóż w kilku ujęciach wyglądam jak wielki kartofel. Fakt na kilku zdjęciach - przezajebiaszczo. Ech...trudno będzie moją głowę odchudzić.
Edit.: to wersja bez kartofla :)))
Pokerusia
4 października 2013, 10:08;-)
cambiolavita
4 października 2013, 09:17Ale sliczna, sympatyczna, usmiechnieta buzka :)
mimi123
3 października 2013, 21:11:)
holka
3 października 2013, 14:11ar1es1 napisała dokładnie to co mi sie spodobało na Twoim zdjęciu ... i chyba palce Ci schudły bo obrączkę masz na środkowym ;)
ar1es1
3 października 2013, 13:50Wygladasz super-tak promiennie:))
jestemaleznikam
3 października 2013, 12:59ślicznie wyglądasz :) a to co napisałaś o treningu i o tym że połowa to trening głowy, jest to bardzo dobre stwierdzenie nie tylko do biegania ale też do każdego innego rodzaju treningu.
smak.lyk
3 października 2013, 11:39O Twoich zasługach w moim życiu pisałam Ci już, więc nie chcę się powtarzać;). Dziś jednak, faktycznie telepatia;))). Koleżanka poniżej pisze o "Jedz i biegaj", ja z kolei powiem "Bez ograniczeń". W końcu książka o kobiecie, o głowie, o zaburzeniach jedzenia (miała bulimię, a potem anoreksję):). I naprawdę sporo o przemianach, błędach, wnioskach, marudzeniu.
izka1985m
3 października 2013, 11:16Swietnie wygladasz! A z ta glowa to swieta prawda, wszystko zaczyna i konczy sie w naszej glowie. Dlatego tak trudno jest nam przystac przy zamierzonych celach, ale ty jestes zywym przykladem, ze jesli naprawde sie czegos chce to mozna to osiagnac! Zdjecia nie klamia :) Serdecznie pozdrawiam :)
livebox
3 października 2013, 11:03Poczytaj sobie "Jedz i biegaj" Jurka Scotta. Scott to również maratończyk i ultramaratończyk. Czytając książkę biegniesz razem z autorem. Maja droga, czytając twoje wpisy przypominają mi się czasy kiedy sama czynnie biegałam. Jeszcze w tym roku, w kwietniu wystartowałam w swoim pierwszym półmaratonie, po którym stwierdziłam, że maraton nie jest jeszcze w moim zasięgu i jakoś zawiesiłam treningi(kontuzja, letnie upały i zapał minął). Mimo to moment, kiedy przekraczasz linię mety jest niesamowity i chciałabym zaznać tego uczucia jeszcze raz! Kiedy tak czytam twoje zmagania, to przypomina mi się ta radocha, która towarzyszy biegaczowi, ta niesamowita satysfakcja, gdy pokonujesz każdy dodatkowy kilometr. I wiesz co? Idę dzisiaj biegać!
gruszkin
3 października 2013, 10:13Ach znowu się do mnie uśmiechasz ;) Oj jak mi się dziś nie chciało, ale ruszyłam tyłek i teraz jest super, wprawdzie nie biegam, ale ten pot na cyckach... a głowa jet strasznie potrzebna, do moich treningów też. A co on radzi? Jak sobie radzi? Dwa razy "radzi" w różnych znaczeniach... :*
karioka97
3 października 2013, 10:09nie wiem, jak na tym zdjęciu, tzn. jak się czujesz, która to forma - kartoflowa czy zajebiaszcza ale jak dla mnie fajnie :)
smak.lyk
3 października 2013, 10:04Wygląda na to, że obie dziś napisałyśmy o głowie:). Zgadzam się z tym co napisałaś w 100%:)))