Ja tam uważam ,że bieganie mi ten zachwyt stwarza. Przez te historie z laskiem kabackim nie ma mowy że pojade sama do mojego lasu więc biegam teraz po "mieście". Niestety wbrew pocieszeniom Gruszkin sprzed kilku miesięcy i pomimo ,że w Garwo naprawde sporo ludzie biega jak sie człowiek zaczyna ludziom przyglądać to patrzą na mnie jak na kosmitę. Może to przez nieschodzacy z twarzy uśmiech. No tak czy tak to nie jest jeszcze tak oczywiste dla społeczeństwa jak powinno. Pare dni temu nawet się wielce rozczarowałam biegaczkami tutejszymi bo jakieś nie światowe i się wogóle nie pozdrawiały ze mną. Jedna nawet takim mnie grymasem obdażyła ,że miałam ochote się zatrzymac i jej nagadać. Ale pomyslałma - głupia dupa jakaś i tyle. Za to biegne sobie dalej i widze jak się zbliża do mnie starsza pani z kijkami...myśle sobie pozdrowię ją ,ale zaraz po tem pomyślałam ,że jeszcze sie przestraszy jak tu ludzie takie durne. I wiecie co...to ona mnie z uśmiechem pozdrowiła - rzecz jansa odwzajemniłam banana i cieplej mi się zrobiło na sercu....może to z wiekiem taka madrość przychodzi. Chociaż np. jest dużo biegajacych chłopaków - młodziaki tak na oko z liceum i oni kompletnie nie maja problemu z tym żeby unieść łape i choć odrobine sie usmiechnąć. Zatem wczoraj dawka endorfin zadozowana. Znowu mi licznik stanal na 9,5 km - zapomniałam wracac boczną uliczką żeby te cholerne 0,5 km doleciało. Z kolanem ok...tylko sykneła co nieco jak juz po bieganiu chwyciłam noge do rozciagania czwórgłowego uda. Ale luz dziś już nie czuję tego zgięcia maksymalnego. W squatsach mam dziś "rest" od biegania tez bedzie rest bo muszę chate ogarnąć...i mam ambitny plan zrobienia galantyny z kurczaka :))) Jak mi wyjdzie wrzuce przepis.
Jak dla mnie wczoraj pogoda do biegania byla przecudowna. Około 19 stopni , słonkoa i lekki wiatr. Biegło mi się leciutko, bez przegrzewania i zadyszki. Cudnie!!! Wogóle już się nabawiłam tego stanu ,że ja nie moge usiedzieć w domu. Nawet jak nie mam siły biegać to po prostu biore psa i idziemy na dwugodzinny spacer. Nawet jak były takie dni ,że padało - mnie to kompletnie nie przeszkadza. Oczywiście muszę z tym zbastować bo letni deszcz to nie to samo co jesienna plucha. Ale z powodu tej że pluchy bóg wymyslił siłownie :))) Generalnie ja bardzo lubie biegać sama ,ale tak sobie pomyślałam że czas może zacząć poznawać ludzi zajawionych na zdrowy styl życia :)))
Pytacie o moja dietę. To długa historia :))) Generalnie sama układam swój jadłospis na podstawie tego co wyczytywam w internetach - a edukuje się już praktycznie od roku. Zaraz po ślubie postanowiłam ,że jak nowe życie to nowe życie. Więc było pierwsze podejście do odchudzania. Przypadkowo jak zwykle trafilam na stronę activii i tam był taki fajny program w zasadzie taka darmowa vitalia. Dieta i ćwiczenia. Oczywiście nie takie indywidualne ,ale bardzo fajny jadłospis i przdewszystkim mniej więcej nauczyłam sie planować posiłki i dowiedziałam sie z czego powinny sie składać. Krok pierwszy to dla mnie to było nauczyć się jeść śniadania. Bo uważam ,że pierwszym moim krokiem do otyłości było właśnie zaniedbanie pierwszego posiłku (jadłam najwczesniej o 11 wstajac o 6). Zatem wyedukowana przez activie zaczełam jeść 5 posiłków dziennie. 3 troszkę większe i jedną przekąskę - owoc zazwyczaj. I tak jest do tej pory. Staram się też utrzymywać sumaryczny poziom spożywanych kalorii na 1500 kcal. Generalnie ja po prostu staram się jeśc zdrowo. Zero przetworzonej zywności ,dużo warzyw, chude mięso i ryby. Myślę ,że jednak warto się konsultować ze specjalistami - szczególnie na początku kiedy musimy się zwyczajnie nauczyć jak jeść żeby było dobrze. Na tej mojej activiovej diecie (przy czym nie polegało to na wyłącznym jedzeniu jogurtów) schudłam 7 kg. Było cudnie :) Niestety tamten program się skończył...przyszedł listopad /grudzień ...bez wsparcia i z świętami za pasem przytyłam z powrotem 4 kg. Potem była historia z babcia co się jej należa kwiaty (za tekst : ty zamiast chudniesz to tyjesz) i tak 7 stycznia 2013 roku podjęłam drugie podejście z waga startową 87 kg. Miałam sporo notatek z programu activii...ale naszczęście juz po miesiacu trafiłam na vitalię. Nie mam i nie maiłam problemów z układaniem jadłospisu - problemem moim zawsze były niezdrowe zachcianki ,które w stresujace dni przechodziły juz napewno w konwulsy. Nie wykupiłam diety na vitali - bo uwazłam że to nie jest mój problem że nie wiem co jeść. Tylko to: żeby nie jeść tego co wiem ,że mi szkodzi. Moje standardowe menu obecnie wygląda tak:
-I śniadanie 2-3 kromi mojego razowca (dietetyczka kazała 3...fakt że są niezbyt duże) ,kromki smaruję serkiem naturalnym , do tego sałata, wędlina drobiowa, pomidor lub ogórek
-II śniadanie sałatka (mix sałat ,pomidor, i coś białkowego : tuńczyk , ser feta, ser mozzarella, soczewica, jajka itp.) nie robię raczej sosów sałatkowcyh i ograniczam sól
-przekąska : owoc ( jabłka ,brzoskwinie, morele, kiwi, pomarańcz)
-to już niby objad, ale ja jem go w pracy i traktuje jako przekąskę 2: gotowane warzywa (kalafior, fasolka itp.) jak mam to zupa z poprzedniego dnia lub porcja soczewicy
-kolacja: to już takie danie objadowe dzis np. piers z kurczaka z mixem papryk ,cukinia i soczewicą - takie danie a'la gulasz. W ostatnich miesiącach gotowałam dużo zup ze świerzych warzyw na 2 nogach kurczakowych ale obranych ze skóry i tłuszczu i potem to mięsko wrzucam do zupy. To jest ostatni mój posiłek zjadany między 18-19.
Jeśli tak się zdarzy ,że biegam jednak po tej mojej kolacji to dietetyk zaleciła cos po tym treningu skubną (jogurt, warzywa z mieskiem).
Praktycznie gotowe jadłospisy znajdziecie w początkowych wpisach vitalijki photka.kasia - nie moge tego podlinkowac na tym kompie postaram sie później. Generalnie są też niezłe opinie o dietach z vitalii. No i aktywności. Oczywiście dieta to 70 % sukcesu ,ale mnie te aktywności bardzo motywują do tego żeby unikać grzechów jedzeniowych.
Troszkę sie rozpisałam :)))
Talia2012
12 września 2013, 19:46za godzinkę idę biegać, tak fajnie piszesz o tej czynności
briget1983
12 września 2013, 07:39Jak byłam ostatnio w Poznaniu, to widziałam po prostu tłumy biegaczy wieczorem:) Ale myślę, że w tych naszych mniejszych miejscowościach tez jednak sporo ludzi biega. Nie przejmować się i robić swoje:) Powodzenia, jesteś niesamowita.
papiszynka
11 września 2013, 20:16ja się w swojej wiosce wstydzę biegać, bo tu taka ciemnota :-/
Skania79
11 września 2013, 17:12Oczywiście, że schiza :))) Ale uzasadniona chemicznie - endorfiny :))) PO bieganiu mogę góry przenosić :)))
alexandra2013
11 września 2013, 17:09Jesteś niesamowita a Twoja energia jest zaraźliwa!!! Fajnie, że bieganie stało się twoja miłością:-)
holka
11 września 2013, 16:55Dziękuję,że opisałaś swój jadłospis :D Pozdrawiam Cię serdecznie - aktywnie zakręcona kobietko!
natalie.ewelina
11 września 2013, 14:55dobry wpis....aktywnosc daje nam pozytywna energie....pozdrawiam
Brusiaa
11 września 2013, 13:46Zazdroszcze tego biegania ja poprostu nie umiem za to z areobami i siłowymi daje sobie w kosc musze przezwyciezyc niechec do biegania i ruszyć dupsko . podziwoam osoby takie jak ty :) Z jadłospisem tez nie mam problemow bo wiem co mi wolno gorzej z wykluczeniem tego czego mi nie wolno :p no i urozmaicenie :/ to tez bywa problemem ale jakos daje rade Pozdrawiam
iwcia3111
11 września 2013, 13:23pisz, pisz cennych rad nigdy za wiele :)
gruszkin
11 września 2013, 12:54W górach ludzie już się nauczyli pozdrawiać. Ja często uśmiecham się na ulicy do obcych i raczej większość odpowiada szczerym uśmiechem. Super się rozpisałaś o diecie. Chodziło mi głównie żebyś czasem pisała co jadasz. Np. jedna vitalijka zainspirowała mnie żeby do sałaty dodać winogrona i orzechy i fetę, teraz lecą do sałat też inne owoce, np truskawki, maliny. O takie coś mi chodziło.
jestemaleznikam
11 września 2013, 12:479,5 km brzmi pięknie :)
izka1985m
11 września 2013, 12:23Dzieki za interesujacy wpis, uwazam ze zdrowe odzywianie i wieksza dawka ruchu to klucz do sukcesu. A ty jestes tego najlepszym przykladem :)
mala2580
11 września 2013, 11:18Jak ja biegałam u siebie, to patrzyli się jak na idiotke:o fajnie, że u Ciebie jest całkiem inaczej;)
edycja2
11 września 2013, 10:53dlatego starty sa takie pozytywne bo jak biegniesz to wszyscy Cie pozdrawija,podaja wode i pomagaja dobiec do konca.ja sprobowałam raz i w przyszłym roku tez sprobuje:)moze tez chciałabys?moze na poczatek jakas 10km?:) polecam :) obczaj sobie maratonypolskie.pl tam sa imprezy tego typu na pewno jest cos niedaleko Was:) całuje:)
anuszka1981
11 września 2013, 10:27Mnie wystarczy, że przeczytam twoj wpis i do pionu staję i przestaję podjadać :)
lady.abbey
11 września 2013, 09:42Przeczytałam, dziękuję za wskazówki. Podziwiam Cię, że biegasz. Ja nie potrafię, przebiegnę kilometr, staję i jestem cała spocona, tak zmęczona, jakbym zawału dostała. Za to rowerem potrafię przejechać nawet 40 km dziennie :) Pozdrawiam :)